Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Słupska maturzystka pomogła ofiarom wypadku na obwodnicy

Monika Zacharzewska [email protected]
Aleksandra Drzastwa znalazła się na miejscu wypadku chwilę po tym jak się wydarzył. Pomogła jego ofiarom najlepiej jak umiała. Od tamtej pory obwodnicą Słupska nie jeździ
Aleksandra Drzastwa znalazła się na miejscu wypadku chwilę po tym jak się wydarzył. Pomogła jego ofiarom najlepiej jak umiała. Od tamtej pory obwodnicą Słupska nie jeździ Krzysztof Głowinkowski
13 marca, w piątek Aleksandra Drzastwa wracała do swojego domu w Wieszynie. Jako pierwsza udzieliła pomocy dziecku, pasażerowi auta, które brało udział w wypadku na obwodnicy

Był piątek, 13 marca, chwilę przed godz. 21. Aleksandra wracała obwodnicą do domu w Wieszynie ze Słupska, gdzie uczyła się do matury.
- Nagle na środku drogi zobaczyłam leżące na brzuchu małe dziecko. To był szok. Zatrzymałam auto na drodze i wybiegłam. Dziecko miało obróconą na bok główkę całą we krwi. Myślałam, że nie żyje, ale dotknęłam go i czułam puls. Wezwałam karetkę.

Dopiero po chwili, kawałek dalej zobaczyłam rozbity samochód, a wokół niego fotelik dziecięcy i jakieś torby. Auto było tak roztrzaskane, że przestraszyłam się, że nikogo żywego w nim nie będzie. Jednak wysiedli z niego kobieta i mężczyzna. Zaczęli krzyczeć, biegać w kółko. Sama byłam na granicy histerii, ale tłumaczyłam sobie, że muszę być silna - wspomina Aleksandra.

Ola chwyciła jakiś koc leżący przy aucie i przykryła nim chłopca na jezdni. Zaś gdy rodzice chcieli wyciągnąć drugiego, pięciolatka zaklinowanego między fotelami, krzyknęła, by go nie ruszali. - Nigdy nie robiłam kursu pierwszej pomocy, ale słyszałam, że ofiar wypadku lepiej nie ruszać, bo mogą mieć uszkodzony kręgosłup.

Zanim przyjechało pogotowie i zabrało rodzinę do szpitala, mężczyzna z auta dał Oli swój numer telefonu i poprosił o pozbieranie ich rzeczy. - Zadzwonił później, mówił, że jestem ich aniołem stróżem, dzięki któremu oni żyją, a przede wszystkim żyje Oliwier, ten półtoraroczny chłopiec. On był w najcięższym stanie, ale wraca do zdrowia. Niedawno zaś przyjechali do mnie z bukietem tulipanów, by podziękować - wspomina Ola. - Często wracam myślami do sytuacji z 13 marca, bardzo to przeżyłam, ale obwodnicą już nie jeżdżę.

Przypomnijmy, że w marcowym wypadku zderzyła się toyota na holenderskich numerach rejestracyjnych rodziny Polaków mieszkających w Holandii z renault, w którym jechał 64-letni obywatel Polski mieszkający w Niemczech. Pierwszym autem kierowała 29-letnia kobieta, mama Oliwiera i Filipa, która na odcinku obwodnicy, w którym dwa pasy zwężają się w jeden, uderzyła w renault, bo sądziła, że droga jest dwupasmowa.

Zobacz także: Wypadek na obwodnicy Słupska (zdjęcia,wideo)

Choć do tragicznego zdarzenia doszło kilka tygodni temu, dopiero teraz wyszło na jaw, komu zawdzięcza życie 1,5-roczny Oliwier. Jego rodzice nazywają Aleksandrę Drzastwę, tegoroczną maturzystkę z I LO w Słupsku, swoim aniołem stróżem. Zaś komendant policji na szkolnym apelu na zakończenie roku szkolnego maturzystów pogratulował jej odwagi, postawy i zachowania zimnej krwi.

Aleksandra Drzastwa była pierwszą osobą, która jechała słupską obwodnicą między Głobinem a Redzikowem chwilę po tym, jak 13 marca zderzyły się na niej toyota z renault, którym jechała czteroosobowa rodzina. Było już ciemno i pierwsze, co zobaczyła wracająca do domu w Wieszynie dziewczyna, to... dziecko leżące na drodze.

- Tego nie da się opisać. Chłopiec leżał na brzuszku na środku jezdni. Zatrzymałam samochód na drodze i podbiegłam do niego. Był zakrwawiony. Nie ruszał się - opowiada dziewczyna. Cały czas przeżywa zdarzenie z tamtego marcowego wieczoru.
Gdy po chwili z rozbitego samochodu wyszli rodzice dziecka, zabroniła je ruszać. Podobnie jak wyciągać spomiędzy foteli auta zakleszczonego tam starszego chłopca, Filipa. Okryła zaś leżące na drodze dziecko kocem, w międzyczasie zadzwoniła po pomoc.
Gdy pogotowie zabrało całą rodzinę i poszkodowanego z drugiego auta do szpitala, Ola zaopiekowała się porozrzucanymi wokół samochodu rzeczami ofiar.

- Byłam spanikowana, płakałam, ale robiłam wszystko, by się skupić i pomóc. Za moim autem zatrzymały się jeszcze dwa samochody, ale kierowcy nie podeszli - wspomina. Ola opowiada, że upust emocjom dała w domu. Nie mogła przestać płakać i myśleć o chłopcu. Kilka godzin później skontaktował się z nią brat taty dzieci. - Od tamtej pory miałam kontakt z tą rodziną. Na szczęście nikt poza Oliwierem nie odniósł poważniejszych obrażeń, ale wiem, że i on wraca już do zdrowia - mówi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza