Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dawne piękno Kobylnicy w obiektywie pana Leopolda

Zbigniew Marecki
Pan Leopold z córkami - Basią i Jagodą. Zdjęcie wykonała jego żona Halina w 1964 roku w Kobylnicy. W maju 1965 roku pan Leopold z rodziną zamieszkał w Słupsku. W Kobylnicy pozostali rodzice, znajomi...
Pan Leopold z córkami - Basią i Jagodą. Zdjęcie wykonała jego żona Halina w 1964 roku w Kobylnicy. W maju 1965 roku pan Leopold z rodziną zamieszkał w Słupsku. W Kobylnicy pozostali rodzice, znajomi... Archiwum domowe
Leopold Brucko-Stempowski jest pasjonatem fotografii. Wykonał tysiące zdjęć.

Na świat przyszedł w 1930 roku w Remlu niedaleko Dawidgródka, na terenach dziś należących do Białorusi. Tam też spędził część swego dzieciństwa, które na zawsze przerwała wojenna zawierucha. Henryk, ojciec pana Leopolda już w sierpniu 1939 roku założył wojskowy mundur i z polskim orzełkiem na czapce przebył cały szlak bojowy aż do samego Berlina: doskonale zapamiętał biało-czerwoną flagę łopoczącą nad brandenburską bramą. Syn wraz z matką Marią pozostał w rodzinnym domu.

Żył w raju na ziemi

Dziś zastanawia się, jak i dlaczego na taką maleńką miejscowość mogło spaść tyle nieszczęścia, bólu i śmierci? Doskonale pamięta wielonarodowościową i wielokulturową remelską społeczność, jakby żywcem po wielu latach przedstawioną w "Skrzypku na dachu", z której po wielu z tamtejszych rodzin nie pozostał żaden ślad.

Z nostalgią i melancholią wspomina poleskie łąki, dolinę rzeki Prypeci, olbrzymie wąsate sumy, krzykliwe nawoływania powracających wiosną czajek, wiklinowe kosze pełne rudych rydzów, które babcia Emila później piekła na płycie węglowej kuchni. Było, minęło, choć we wspomnieniach pana Leopolda wszystko jest wciąż żywe, jakby wczorajsze.

Nowy dom w Kobylnicy

Wiosna 1945 roku przyniosła wielkie zmiany w życiu wszystkich Polaków, także mieszkańców wschodnich Kresów. Ojciec pana Leopolda nie wrócił już do rodzinnego Remla. Koleje losu rzuciły jego rodzinę, tak jak i wiele innych, na Ziemie Odzyskane, na Pomorze, do Kobylnicy. Przyjechali wraz z kilkoma innymi rodzinami jakby na chwilę, z nadzieją, że za jakiś czas znów ujrzą swój remelski dom, którego budowę ukończyli w sierpniu w 1939 roku.

Minęło lato, nadszedł wrzesień 1945 roku - czas nauki. Marzeń, jak każdy młody człowiek, pan Leopold miał wiele: interesowało go dosłownie wszystko. Największym z nich były studia chemiczne, lecz i tym razem los chciał inaczej. Po ukończeniu gimnazjum rolniczego, w roku 1950 rozpoczął jako pierwszy powojenny rocznik naukę w Wyższej Szkole Rolniczej w Olsztynie. Życie zaczęło nabierać tempa, wojenne wspomnienia nieco złagodniały, nawiązywał nowe znajomości.

Ojciec sprowadził babcię

Po ukończeniu studiów i odbyciu służby wojskowej powrócił do rodziców, do Kobylnicy. Tu też wszystko się zmieniało, choć wciąż było tak bardzo inne od dzieciństwa pozostawionego na zawsze tam, na wschodzie. Szczęściem było to, że w Kobylnicy osiadło także kilka znajomych remelskich rodzin, tworząc tu maleńką nową ojczyznę. Brakowało tylko dziadków, ale wiadomo: starych drzew się łatwo nie przesadza. Jednak gdy w połowie lat 50. zmarł dziadek Antoni, uzgodnili, że Henryk, ojciec pana Leopolda pojedzie do Remla po swą matkę. Była to ostatnia możliwość scalenia rodzin.

Możliwym mogło stać się jeszcze jedno marzenie Leopolda: poprosił swego ojca o przywiezienie ze Związku Radzieckiego aparatu fotograficznego. Jakże było można odmówić jedynakowi? Pan Henryk przywiózł swoją matkę Emilię, żonie złoty pierścionek, a synowi piękną, nowiutką zorkę.

Zorka zmieniła świat

O takim aparacie pan Poldek marzył od dawna: jeszcze w czasie studiów jeden z kolegów "zaraził" go fotografią. Od tego dnia świat zaczął wyglądać inaczej, a i okazji do fotografowania zaczęło przybywać.
Jako inżynier, specjalista od łąkarstwa i melioracji, przemierzył niemal wszystkie zakątki dawnego województwa koszalińskiego nie tylko z mapnikiem na jednym ramieniu, ale z aparatem na drugim. Co fotografował? Życie: gospodarstwo rodziców, sąsiadów, uroczystości rodzinne i kościelne, zabudowania, drogę wiodącą hen, daleko, prace polowe, łąki i uprawy - samo życie. Dla duszy przyrodnika, rolnika, dziecka wyrosłego wśród natury wszystko było piękne, a w obiektywie aparatu nabierało innego wymiaru. Dzięki pracy w terenie jego aparat utrwalił sylwetki mieszkańców oraz torfowiska Smołdzina i Kluk, nadmorskie piaski Darłowa, okoliczne wsie z ich codziennym dniem i pracą. Wciąż żyją w nich ludzie z Białęcina, Święcianowa, Łebska czy Żegocina. Żniwa, krycie strzechą dachu, wozy konne, gęsi pasące się na łące, stogi siana.

Posiadanie aparatu w latach 50. nie było czymś codziennym, toteż często proszono pana Leopolda o zrobienie portretu rodzinnego, zdjęcia z okazji chrzcin dziecka czy pierwszej komunii. - A przywiezie pan, kiedy będzie tu następnym razem, zapraszamy - takie słowa najczęściej padały z ust zamawiających.
Prawdziwa pasja trwa latami: z czasem poczciwą zorkę zastąpiła niemiecka praktica. Chcąc być w porządku wobec fiskusa, pan Leopold corocznie uiszczał w starostwie stosowną opłatę na zgodę na robienie "przy okazji" takich zdjęć. Do dziś przechowuje te dokumenty, część swojej historii.

Mieszkaniec Słupska

W maju 1965 r. pan Leopold ze swą rodziną zamieszkał w Słupsku. W Kobylnicy pozostali rodzice, znajomi. Fotografii znów przybyło: żony Haliny, córek Basi i Jagody, których częścią dzieciństwa również stała się Kobylnica. Ochrzczone w tamtejszym kościele, w swej pamięci jak na fotografiach taty przechowują dziadkową starą czereśnię, zapach drewnianej stodoły, jej mieszkańców i swych rówieśników, plażę nad Słupią, łąki dziś zamienione w obwodnicę, pokrytą kocimi łbami kamienistą drogę wiodącą na parafialny cmentarz (obecna ul. Witosa), którą przemierzali żałobnicy niosący na ramionach trumnę. Co to były za czasy.

Świat na zdjęciach

Pan Leopold wykonał kilka tysięcy czarno-białych zdjęć. Zostały dokładnie opisane przez jego córkę Barbarę Grochulską. Można na nich zobaczyć TAMTEN świat, którego już dziś próżno szukać. Te fotografie to prawdziwe skarby dokumentujące to, co było, a już minęło.

A co teraz dzieje się z tymi fotografiami?

O tym może już następnym razem, ponieważ okazuje się, że w tamte czasy wplata się nie tylko postać pana Leopolda Brucko-Stempowskiego, ale również historie wielu innych ludzi i miejsc w Kobylnicy i regionie słupskim na przestrzeni wielu powojennych lat.

Zdjęcia pana Leopolda pokazują tych ludzi i miejsca w wielu zwykłych i nadzwyczajnych chwilach.
Mogą więc być wspaniałym pretekstem do snucia wspomnień i opowieści , ale o tym opowiemy następnym razem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza