Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szła przez ulicę, łamiąc prawo. Zginęła. Rodzina ma żal

Zbigniew Marecki
Kadr z  filmu z monitoringu w "Jedynce", który otrzymaliśmy od rodziny.
Kadr z filmu z monitoringu w "Jedynce", który otrzymaliśmy od rodziny. Monitoring
12 grudnia 2014 roku Anna Czisnok, osiemdziesięciolatka z Dębnicy Kaszubskiej została potrącona przez samochód na ulicy. Zmarła w drodze do szpitala.

Do wypadku doszło ok. godz. 16.50. Na dworze było już ciemno, wiał silny wiatr i intensywnie padał deszcz. Anna Czisnok, drobna kobieta szła wzdłuż ulicy Zjednoczenia, głównej ulicy Dębnicy Kaszubskiej. Na wysokości sklepu Odido postanowiła przejść przez ulicę, z prawego na lewe pobocze. Taką decyzję podjęła ok. 74 metrów od oznaczonego przejścia dla pieszych. Nie było to jednak nic niezwykłego, bo tak postępuje wielu mieszkańców tej miejscowości.

Jak widać na filmie z kamery przemysłowej sklepu "Jedynka", kobieta, ubrana w jasną kurtkę, przechodziła przez ulicę ostrożnie. Osłaniała się parasolem. Tak, że prawdopodobnie nie widziała zbliżających się samochodów. W czasie gdy była pośrodku ulicy, z lewego pobocza do ruchu włączył się ciemny samochód, który odjechał w kierunku Bytowa. Kobieta szła dalej. W tym czasie nagle uderzył w nią swoim audi Rafał D., który - jak się wydaje - dość szybko jechał w stronę Słupska. W momencie zderzenia ciało kobiety podskoczyło, jakby je ktoś gwałtownie podciął. Po chwili leżała już na ziemi. Na miejsce szybko wezwano karetkę pogotowia i policję. W drodze do szpitala piesza zmarła od odniesionych obrażeń. Rodzina o tym, co stało się z babcią, dowiedziała się z portalu gp24.pl.

Piesza i kierowca byli trzeźwi

Według postanowienia o umorzeniu śledztwa, które podpisała Justyna Szkutnik, asesor Prokuratury Rejonowej w Słupsku, zarówno piesza, jak i kierowca, który ją potrącił, w chwili zdarzenia byli trzeźwi. Zdaniem prokuratury Rafał D. jechał z prędkością mieszczącą się w przedziale 26-34 kilometrów na godzinę. Ponadto prokuratura uzyskała opinię o stanie technicznym audi (nie było uszkodzone przed wypadkiem), opinię z zakresu rekonstrukcji wypadku (kierowca nie przekroczył dopuszczalnej prędkości, nie miał możliwości uniknięcia wypadku, jazdę utrudniał deszcz, na dodatek oślepiły go światła samochodu wyjeżdżającego z zatoczki, a sytuację niebezpieczną stworzyła piesza) oraz opinię sądowo-lekarską. Dokonano też oględzin zapisu monitoringu z trzech miejsc, które zarejestrowały zdarzenie będące przedmiotem śledztwa.

Rafał D. , przesłuchiwany jako świadek, stwierdził, że gdy jechał ulicą Zjednoczenia, nie paliły się latarnie.
Miał też gwałtownie zahamować, gdy na ułamek sekundy przed wypadkiem zobaczył kobietę przechodzącą przez ulicę. Jej twarz była zakryta parasolem.

Podobnie zeznawała jego żona, która podkreślała, że jej mąż jechał wolno, a ona sięgała do torebki po chusteczkę, gdy doszło do zderzenia. Zauważyła, że postać, którą zobaczyła na masce samochodu, trzymała w ręku parasolkę.

Tylko jeden świadek widział zdarzenie. Według niego kierowca audi jechał wolno. Dwie kamery przemysłowe - z "Jedynki" i filii Banku Spółdzielczego - zarejestrowały przebieg zdarzenia. Natomiast kamera ze sklepu "Daglezja" była zbyt daleko. Stąd zapisany na niej film nie wniósł nic nowego do zebranego materiału dowodowego.

Na koniec swojego postanowienia o umorzeniu śledztwa asesor Szkutnik stwierdziła, że na podstawie opinii biegłego z zakresu rekonstrukcji: "Kierujący nie naruszył, choćby nieumyślnie zasad bezpieczeństwa w ruchu lądowym, które doprowadziły do zaistnienia, na skutek zachowania kierującego, znamion przestępstwa". Tym samym uznała, że czyn kierowcy nie zawierał znamion czynu zabronionego.

Rodzina nie uznaje umorzenia

Rodzina ofiary wypadku jest zbulwersowana postanowieniem prokuratury. - Mam nieodparte wrażenie, jakby uzasadnienie do postanowienia sporządzał pełnomocnik procesowy sprawcy wypadku, którym według mnie jest Rafał D., a nie prokurator, który winien obiektywnie zbadać sprawę - mówi Stefania Zięba, córka Anny Czisnok.

Dlatego napisała zażalenie na postanowienie. Zarzuca prokuraturze jego wydanie z naruszeniem przepisów postępowania, co jej zdaniem miało wpływ na treść orzeczenia.

Zarzuca także postanowieniu błąd w ustaleniach faktycznych przyjętych za podstawę orzeczenia. Dlatego wniosła o uchylenie postanowienia i skierowanie sprawy do ponownego rozpatrzenia.

Według Stefanii Zięby prokuratura pominęła szereg dowodów w sprawie (zapisy monitoringu z części instytucji i sklepów). Jej zdaniem wiele dowodów niezbędnych do wyjaśnienia sprawy nie zostało do dnia dzisiejszego zebranych. Chodzi o przesłuchanie osób mogących złożyć istotne zeznania w sprawie. W tym kontekście wymienia pracowników okolicznych sklepów i punktów usługowych. Uważa także, że uzasadnienie postanowienia zawiera ewidentne błędy.

Ponadto Stefania Zięba napisała w uzasadnieniu zażalenia, że podstawowym dowodem w sprawie powinny być opinie biegłych sądowych lub też opinia Instytutu Ekspertyz Sądowych, co według niej byłoby właściwsze.

- Ta opinia powinna być oparta na zgromadzonych w sprawie zapisach monitoringu, w szczególności w zakresie ustalenia prędkości pojazdu i momentu rozpoczęcia hamowania - przekonuje pani Zięba.
Jej zdaniem z zapisu monitoringu wynika, że w czasie zdarzenia światła uliczne były zapalone i zapewniały bardzo dobrą widoczność.

- W razie wątpliwości prokurator powinien się zwrócić do odpowiednich instytucji, w tym Energi Operatora, z zapytaniem, czy w tym momencie oświetlenie uliczne było sprawne i działało - dodaje pani Zięba.
Pokrzywdzona twierdzi także, że jasna kurtka jej matki nie była przykryta parasolką, więc była dobrze widoczna z wnętrza audi, wyposażonego w światła ksenonowe.

Jej zdaniem kierowca audi w chwili zderzenia nie hamował. Zrobił to dopiero po przejechaniu kilkunastu metrów. Uważa, że prędkość pojazdu z dużym prawdopodobieństwem była wyższa niż dozwolona prędkość na tym odcinku drogi, a z pewnością była wyższa niż sugerowane ok. 26 km/h. - Subiektywne odczucia świadków to za mało - przekonuje pani Zięba.

Sąd rozpatrzy zażalenie

- Jak się dowiedzieliśmy, zażalenie trafiło już do Prokuratury Rejonowej w Słupsku. Ta ostatnia już dwa razy poinformowała poszkodowaną, że się z nim nie zgadza. Rodzina jest zdziwiona, że otrzymała w tej sprawie aż dwa pisma.

- Zażalenie w raz z aktami sprawy i wnioskiem prokuratora zawierającym jego stanowisko trafi do Sądu Rejonowego w Słupsku. To on rozstrzygnie, czy podtrzyma postanowienie prokuratury o umorzeniu śledztwa czy też zdecyduje o jego wznowieniu.

- Zgodnie z obowiązującym prawem, zażalenie wnosi się w terminie siedmiu dni od daty doręczenia postanowienia do sądu właściwego do rozpoznania sprawy w I instancji.

- Zażalenie wniesione po upływie tego terminu jest bezskuteczne. Zażalenie wnosi się za pośrednictwem prokuratora, który wydał lub zatwierdził postanowienie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza