Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Armia Czerwona ma zniknąć

Marian Dziadul [email protected]
Krzysztofa Dobrzyniaka złoszczą pomysły, żeby białoborską ulicę Armii Czerwonej przechrzcić na Adama Małysza.
Krzysztofa Dobrzyniaka złoszczą pomysły, żeby białoborską ulicę Armii Czerwonej przechrzcić na Adama Małysza.
Jeszcze na początku lat dziewięćdziesiątych mieliśmy w Polsce kilka tysięcy ulic Armii Czerwonej. Ostała się tylko jedna, w Białym Borze.

Powód to do dumy czy wstydu? Ten problem być może już wkrótce rozwiąże Sejm RP.

Portal internetowy gminy Biały Bór z dumą podaje, że miasto jest ostatnim w kraju bastionem, który ma ulicę Armii Czerwonej. Prawdę mówiąc, to nie jedyna pamiątka w tym niewielkim, acz zacnym grodzie, po czasach wszechwładnego komunizmu.

- Nie zburzyliśmy też pomnika wdzięczności dla czerwonoarmistów - prowadzi do niego zresztą ulica marszałka Michała Roli-Żymierskiego - mówi Tadeusz Markiewicz, przewodniczący białoborskiej Rady Miejskiej. - Tylko gwiazdę ze szczytu pomnika ktoś parę lat temu ukradł. To chyba sprawka zbieraczy złomu, bo była z kolorowego metalu.

Przewodniczący prosi o podkreślenie, że przed pomnikiem "wdzięczności" gmina już od dawna nie organizuje capstrzyków i nie świętuje rocznic wybuchu Rewolucji Październikowej. Pomnik jest tylko historycznym świadectwem, że przez miasto w czasie drugiej wojny przeszli Sowieci i wielu z nich na zawsze w tej ziemi pozostało.
- Niedawno byłem na kursie w Międzyzdrojach. Podaję pani delegację do podpisania. Ona patrzy to na papier, to na mnie. Wreszcie pyta zdziwiona: "To wy macie tam jeszcze ulicę Żymierskiego?" - śmieje się przewodniczący Markiewicz. - Zauważyła na pieczątce, że nasz Urząd Miejski stoi przy ulicy marszałka.

Szefowie organizacji partyjnych w Białym Borze właściwie mówią jednym głosem: ulica Armii Czerwonej powinna w tym mieście pozostać na zawsze. Tylko trochę inaczej uzasadniają potrzebę jej istnienia.

- Ja się trochę obawiam dekomunizacji ulic - przyznaje Andrzej Sobociński, przewodniczący koła Prawa i Sprawiedliwości. - Nasze społeczeństwo jest specyficzne. Mieszka tu bardzo dużo ludności ukraińskiej. Żeby tylko zmiana nazwy nie wywołała niepotrzebnych zadrażnień. Żeby kogoś nie zraniła.
Andrzejowi Zielke, szefowi białoborskiego Sojuszu Lewicy Demokratycznej, nie przeszkadzają tabliczki na domach z napisami "ul. Armii Czerwonej".

- Byłbym jednak za tym, żeby zaprowadzić tam uczniów z naszych szkół na lekcję historii i powiedzieć im, że ta Armia Czerwona w czasie drugiej wojny prawie w 80 procentach zniszczyła Biały Bór - mówi Zielke.

Józefowi Walawce, szefowi miejscowej Platformy Obywatelskiej, również nie spędza snu z powiek fakt istnienia w mieście ulicy Armii Czerwonej.

- Jestem zdecydowanym przeciwnikiem niszczenia pomników, cmentarzy i w ogóle wszelkich pamiątek - mówi Walawko, który jest historykiem z wykształcenia.
Przewodniczący koła Samoobrony Jan Jakubaszko mógłby ewentualnie pogodzić się z faktem, że trzeba będzie zmieniać nazwy "komunistycznych" ulic.

- Ulica Armii Czerwonej jest jedną z głównych w mieście - zauważa Jakubaszko. - Nazwałbym ją ulicą Jana Pawła II. Miałaby bardzo godnego patrona. Wprawdzie mamy już jedną ulicę naszego papieża, ale jest malutka, taki zaułek. Uważam, że Ojciec Święty zasłużył na coś większego.

Jednak to nie jest tak, że nazwy "czerwonych" ulic nikogo w Białym Borze nie drażnią. Kilka lat temu padł tam pomysł, by Armii Czerwonej przechrzcić na ulicę Adama Małysza.

- Nawet w pijalni piwa były zbierane podpisy, żeby patronem ulicy uczynić naszego świetnego skoczka - pamięta Jerzy Winiarski, mieszkaniec Białego Boru.
Krzysztofa Dobrzyniaka, który mieszka przy Armii Czerwonej, ogromnie złoszczą takie "dziwne" pomysły.

- Niech ktoś mi powie, co Małysz uczynił dla naszego miasta, żeby mu poświęcić ulicę? - pyta retorycznie. - Mieliśmy i mamy wielu świetnych sportowców. To może zmieńmy od razu nazwy wszystkich ulic.

Padł też pomysł, żeby kontrowersyjną ulicę nazwać imieniem lekarza, który mieszkał przy niej i przez wiele lat skutecznie leczył białoborzan. Ten pomysł również upadł.
- Moje zdanie jest takie, że jeśli już musimy koniecznie zmieniać, to nazwijmy ulicę Armii Czerwonej ulicą Armii Krajowej - proponuje Grażyna Acznik. - Przy naszej ulicy mieszka bardzo dużo starszych ludzi, pierwszych mieszkańców miasta. Łatwiej byłoby się im przyzwyczaić do "Armii Krajowej", bo w nazwie byłaby tylko częściowa różnica.

Pani Grażyna dalej rozwija swój pomysł, że przejściowo wystarczyłoby zamalować na tabliczkach słowo "Czerwonej" i na nowym tle napisać "Krajowej". Byłoby oszczędniej.

Nie oszukujmy się, zmiana nazw ulic pociągnie za sobą ogromne koszty. Kto zapłaci, na przykład, za wymianę dowodów osobistych, paszportów, pieczątek, tablic informacyjnych i aktów notarialnych? Niestety, projekt ustawy tego nie precyzuje.
- Kto za to zapłaci? Podatnicy - wątpliwości nie ma spacerujący po ulicy Armii Czerwonej Bazyli Patejuk. - Czy w taki, czy w inny sposób - dodaje.

Anna Suproń, która przy ulicy Armii Czerwonej mieszka już sześćdziesiąt lat, pamięta jeszcze poniemiecką tabliczkę na jej domu: "Banhofstrasse", czyli ulica Dworcowa.
- Przez trzy lata byłam w niemieckiej niewoli. Pracowałam u Niemców koło Człuchowa - pani Anna opowiada o swojej gehennie z czasów drugiej wojny światowej. - Przeszła tamtędy Armia Czerwona i ja, między innymi, odzyskałam wolność. Ta armia poszła potem na Biały Bór. A jak już pogoniła Niemców, ja niedługo potem tu zamieszkałam. Właśnie przy ulicy Armii Czerwonej.
Białoborzanin Jarosław Skoczypiec też jest absolutnym przeciwnikiem likwidacji ulicy Armii Czerwonej. Według niego byłby to pozbawiony głębszego sensu wydatek pieniędzy.

- Najważniejsze, że Sowieci w końcu opuścili nasz kraj - zauważa rezolutnie pan Jarosław. - A ulica po nich niech sobie pozostanie.

Czy jednak będzie mogła nadal się tak nazywać? Przygotowywana przez Prawo i Sprawiedliwość ustawa o dekomunizacji ulic jest już prawie gotowa. Ma zawierać szczegółowy wykaz zakazanych nazw i termin ich zlikwidowania. Realizację ustawy będą nadzorować wojewodowie.

W Słupsku aż czerwono

W 1979 roku na Osiedlu Budowniczych Polski Ludowej (obecnie Niepodległości) ówczesne władze Słupska zdecydowały się na nazwanie dziewięciu ulic imionami działaczy komunistycznych z początku wieku. Zaszczytu dostąpili m.in.: Mieczysław Kozłowski, jeden z twórców sowieckiego kodeksu karnego; Julian Braun, wydalony w 1926 roku z Polski do ZSRR szpieg sowiecki; Stanisław Budzyński, walczący w wojnie polsko-sowieckiej po stronie bolszewików; Jan Tyszka, wieloletni partner życiowy Róży Luksemburg, który przez część życia nie znał nawet języka polskiego; Franciszek Fiedler, znany członek Komunistycznej Partii Polski, który w latach 50. współtworzył konstytucję PRL; Stanisław Pestkowski, w latach 20. ambasador ZSRR w Meksyku.

Profesor Zenon Romanow z Akademii Pomorskiej chciał, by zmienić nazwy powyższych ulic jeszcze w 2002 roku. Wniosek złożył do rady miejskiej, ale zrozumienia nie znalazł. W 2006 roku spróbował ponownie. Nowa rada wnioskowi jest przychylna. Prawdopodobnie zmieni nazwy ulic "hurtem" w listopadzie 2007 roku z okazji Święta Niepodległości.

Kontrwersyjnych nazw jest w Słupsku więcej. Na przykład. Pracownicze Ogrody Działkowe przy al. 3 Maja noszą nazwę XX-lecia PRL. Jest też ulica Gwardii Ludowej, organizacji, która wedle badań historyków z Instytutu Pamięci Narodowej w czasie drugiej wojny światowej skupiała się głównie na utrudnianiu działalności Armii Krajowej.

W Ustce: poeta zwycięża

Najbardziej kontrowersyjnymi patronami ulic w Ustce są komunistyczni działacze: Paweł Finder, Bolesław Limanowski, Franek Zubrzycki i Hanka Sawicka. Opory budzi także nazwa jednego z największych osiedli mieszkaniowych: Osiedle XX-lecia PRL. Wrzawa wokół nazw usteckich ulic powstała w ubiegłym roku, gdy 42 mieszkańców podpisało się pod wnioskiem zmiany ich patronów. Władze miasta zdecydowały się przemianować tylko jedną ulicę, Małgorzaty Fornalskiej. Zastąpił ją nieżyjący już lokalny poeta Leszek Bakuła.

Najważniejszym argumentem przeciwko zmianom były zbyt wielkie koszty wymiany dokumentów mieszkających przy nich ludzi. - Gdybyśmy na wszystko patrzyli tylko pod kątem kosztów, to dzisiejsza ulica Marynarki Polskiej powinna nadal nazywać się Józefa Stalina, jak to było do lat pięćdziesiątych - mówi Marcin Barnowski, ustecki historyk. - Patronem ulicy powinien być człowiek zasłużony, a nie zdrajca narodu i kraju. Chyba że potraktujemy te nazwy jako świadectwa o czasach minionych. Wówczas możemy je zostawić, ale pod nimi powinniśmy ustawić tabliczki wyjaśniające, kim był ten człowiek, co zrobił i dlaczego zdecydowaliśmy się go zostawić patronem. Takie tabliczki wytłumaczyłyby wiele młodym ludziom.

Większość ustczan do usunięcia komunistycznych patronów ulic podchodzi bardzo wstrzemięźliwie. Konsultacje społeczne w tej sprawie, przeprowadzone w czerwcu ubiegłego roku, nie cieszyły się dużym zainteresowaniem. Swój głos oddało tylko kilku mieszkańców.

W Cewicach zmian nie chcą

Przy ulicy 40-lecia PRL w Cewicach w powiecie lęborskim mieszka większość mieszkańców miejscowości. - W poprzednich kadencjach była grupa radnych, która chciała zmiany nazwy tej ulicy. Jednak ludzie tego nie chcieli - mówi Grzegorz Palasz, wójt gminy Cewice. - Dostałem w tej sprawie wiele petycji. Przecież zmiana pociąga za sobą konieczność wymiany olbrzymiej liczby dokumentów. Mam nadzieję, że jak PiS ustawą nakaże zmianę nazw ulic, to znajdzie się grupa, która skieruje tę sprawę do Trybunału Konstytucyjnego.

Lesław Bachan, mieszkaniec Cewic, ma podobne zdanie. Mieszka przy ulicy imienia Wandy Wasilewskiej, słynnej działaczki KPP. - Niech PiS się od nas odczepi - stwierdza - Albo zrefunduje nam wszystkie koszty.
(ko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza