Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kierownica po prawej stronie oznacza problemy nie tylko na drodze

Fot. Toyota
Auto z kierownicą po prawej strony to same kłopoty – i na ulicy i w serwisie
Auto z kierownicą po prawej strony to same kłopoty – i na ulicy i w serwisie Fot. Toyota
Z samochodami z Wysp Brytyjskich są same kłopoty. Nie dość, że mają kierownice po prawej stronie, co znacznie utrudnia jazdę w innych krajach Europy, to do tego jeszcze przy zwykłej naprawie trzeba płacić dodatkową opłatę.

W taki sposób sprawę zasygnalizował nam pan Przemysław ze Szczecina. Niedawno odwiedził go znajomy Polak z Anglii. Przyjechał zarejestrowana w Wielkiej Brytanii Toyotą Avensis. No i zdarzył się pech. W aucie nawalił układ hamulcowy. Toyota nie była na gwarancji, bo to wóz z 2004 roku, ale pierwsza myśl, jaka przyszła do głowy obu panom, była taka, żeby oddać auto do naprawy do autoryzowanego serwisu.

- No i zdenerwowaliśmy się - opowiada pan Przemysław. - Okazało się, że tylko przez to, iż samochód jest z Anglii, najpierw musi być poddany w polskiej Toyocie jakiejś specjalnej procedurze i że za to będziemy musieli zapłacić 488 złotych.
Polski Anglik zrezygnował wobec tego z usługi w Autoryzowanej Stacji Obsługi. Samochód naprawił zwykły warsztat. Pan Przemysław zapytał nas jednak, czy serwis mógł żądać dodatkowej opłaty. - To wygląda tak, jakby pobierali jakiś haracz - zżyma się.

Gdy zaczęliśmy wyjaśniać sprawę, okazało się, że najprawdopodobniej doszło do nieporozumienia. - Taka opłata faktycznie jest pobierana, ale dotyczy samochodów, które zostały sprzedane poza naszą siecią i dopiero mają być przerejestrowane
do Polski i wciągnięte do naszej bazy danych. Innymi słowy: zanim ktoś zostanie naszym stałym klientem, dokładnie sprawdzamy mu auto pod kątem, czy wcześniej nie było rozbite, co w nim trzeba naprawić itp. Ale jak ktoś jest przejazdem i chce tylko wymienić klocki hamulcowe, nie ma potrzeby przeprowadzania takiej procedury - wyjaśnił nam Paweł Majewski, dyrektor przedstawicielstwa japońskiej marki.
Nieporozumienie z angielskim autem w tle jest chyba wynikiem akcji podjętej kilka lat temu przez urzędników z niektórych wydziałach komunikacji. Gdy do Polski zaczęły masowo napływać samochody sprowadzane z Anglii, które nastę)pnie przerejestrowywano na polskie blachy, nakazali stacjom kontroli
pojazdów, by nie dokonywały przeglądów rejestracyjnych bez specjalnego zaświadczenia od autoryzowanych dilerów, potwierdzającego techniczną możliwość przekładki kierownicy z prawej na lewą stronę.

Dilerstwa albo odmawiały wydawania takich dokumentów uzasadniając, że nie mają do tego uprawnień, albo szły na rękę kierowcom i wydawały - ale po specjalnych badaniach, przypominających procedurę zastosowaną w Szczecinie - i pobierały za to opłaty w wysokości kilkuset złotych. Zawirowania powodowały, że wielu nabywców samochodów z Wielkiej Brytanii nie mogło ich zarejestrować. Niektórzy jeździli robić badania techniczne do innych rejonów Polski.
Jak sprawa rejestracji "anglików" wygląda obecnie? - U nas nie ma żadnych problemów - zapewnia Grzegorz Pecolt, dyrektor Wydziału Komunikacji w Starostwie Powiatowym w Koszalinie. - Decydują tylko badania techniczne, a więc diagności.
Dodaje jednak, że popularność importu z Anglii znacznie spadła. - Współczesne samochody mają skomplikowaną elektronikę, a przełożenie kierownicy oznacza także konieczność przedłużenia kabli. Te samochody po przeróbkach faktycznie są o parę tysięcy złotych tańsze, lecz zakup jednak nie zawsze się opłaca - mówi Pecolt.

Masz pytanie lub problem związany z samochodem? Czekamy na sygnały pod nr tel. 697 770 219, e-mail: [email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza