Człowiek zaatakowany ma święte prawo do obrony i ograniczanie go w taki czy w inny sposób oznacza jedno: żyjemy w chorym systemie.
Wczoraj łódzki Sąd Apelacyjny uchylił wyrok skazujący pewnego mężczyznę za śmiertelne zranienie włamywacza, który wtargnął z nożem na teren jego posesji. Cieszy ten błysk rozsądku, ale problem tkwi w czym innym. Otóż skandalem jest fakt, że w ogóle stanął on przed sądem i został skazany za to, że się bronił. To tak, jakby sądzić i skazać prąd elektryczny za fakt, że ktoś z rozmysłem złapał za kabel wysokiego napięcia i został porażony. Ktoś, kto z nożem włamuje się w nocy do czyjegoś domu robi to na własne ryzyko. I to on - nikt inny - ponosi całkowitą odpowiedzialność za wszelkie konsekwencje swojego czynu. W tym również i za to, że zaatakowany człowiek może pozbawić go życia.
Tymczasem w Polsce, zamiast słów uznania za skuteczną obronę staje się przed sądem i nierzadko trafia do więzienia. Innymi słowy przestępcą staje się ten, kto przekroczył granicę tak zwanej "obrony koniecznej". Zaś jego jedyną winą jest to, że w środku nocy, widząc obcego mężczyznę grasującego z nożem wokół domu, nie myślał o bezpieczeństwie bandyty, tylko o własnym i swojej rodziny. Absurd? Jasne, że absurd. Tylko, że może on dotknąć każdego z nas.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?