MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Chciałam być piosenkarką

Rozmawiał Krzysztof Niekrasz [email protected] tel. 059 8488123
Fot. Sławomir Żabicki
Rozmowa z Mileną Rosner, słupszczanką, mistrzynią Europy z 2005 roku.

MILENA ROSNER

MILENA ROSNER

Data urodzenia: 4 stycznia 1980 rok.
Wzrost: 179 cm.
Waga: 66 kg.
Stan cywilny: panna.
Kariera: Czarni Słupsk, Gedania Gdańsk, Nafta Gaz Piła, Muszynianka Muszyna.
Obecny klub: Spar Marichal Teneryfa (Hiszpania).
Sukcesy: brązowy medalistka mistrzostw Polski w barwach pilskiej drużyny, mistrzyni Polski w sezonie 2005/2006 z Muszynianką, mistrzyni Europy (2005 rok).

Milena Rosner, wychowanka Czarnych, to ostatnie ogniwo łączące czasy hegemonii słupskiej siatkówki ze współczesnością. "Złotko" święta spędziła w rodzinnym mieście.
- Kiedyś żeńska siatkówka była wizytówką Słupska. Niektórzy kibice z łezką w oku wspominają tamten okres. Teraz dominuje męska koszykówka. Jakie wrażenia ma pani po meczu Energa Czarni Słupsk - Znicz Jarosław?
- Czasy się zmieniają. Zainteresowania i upodobania sportowe także. Smutno mi, że nie ma siatkówki w moim rodzinnym mieście. Obecnie koszykówka jest na topie i trzeba się z tym zgodzić. Jeżeli chodzi o spotkanie koszykarskie to było bardzo emocjonujące widowisko. Obydwie drużyny miały przestoje w grze i nie ustrzegły się błędów. Po raz pierwszy widziałam słupski zespół w ligowej rywalizacji i mogę pozytywnie się o nim wyrazić. Czarni męczyli się, ale najważniejsze jest zwycięstwo, które zostało radośnie przyjęte przez sympatyków basketu w Słupsku. W Gryfii zachwyciła mnie publiczność i jej reakcje na boiskowe wydarzenia.
- Według pani, którzy koszykarze wyróżnili się i zasłużyli na najwyższe noty?
- Z miejscowych graczy zaimponowali mi Omar Barlett i Darrell Tucker. Wśród gości najbardziej podobały mi się akcje w wykonaniu Alvina Cruza i Dejana Becina.
- W drugiej połowie 2006 roku jako siatkarka miała pani wiele propozycji dotyczących zmian barw klubowych. Jednak ostatecznie zdecydowała się pani na hiszpańską opcję?
- Otrzymałam różne oferty z polskich i zagranicznych klubów. Jednak uznałam, że najatrakcyjniejsza i najkorzystniejsza była ta z Teneryfy. Klub ten ma ambitne cele. Spar Marichal chce obronić tytułu mistrza Hiszpanii i dobrze wypaść w Lidze Mistrzyń. Kontrakt mam podpisany na dwa lata.
- Chyba dobrze się pani czuje w Hiszpanii?
- Tak. Hiszpania to piękny kraj. Zaaklimatyzowałam się znakomicie. W nowym klubie zostałam przyjęta bardzo ciepło i serdecznie.
- Kto jest pani nowym trenerem?
- Claudio Lopez. Trener rodem z Brazylii. Ten znakomity fachowiec jest wyjątkowo konsekwentny w działaniach. Ma swoje żelazne zasady. Wyróżnia się także perfekcyjną organizacją treningów. Trenujemy codziennie dwa razy po dwie i pół godziny. Sporo ćwiczeń mamy w siłowni. Treningi są ciekawe, ale strasznie wyczerpujące. Moja współpraca z Brazylijczykiem układa się bardzo dobrze.
- W jakim języku porozumiewa się pani z koleżankami z drużyny, sztabem szkoleniowym i kierownictwem klubu?
- Na razie w języku angielskim, bo z moim hiszpańskim jest jeszcze słabiutko, ale w nauce robię już systematyczne postępy. W mojej drużynie grają zawodniczki z różnych krajów. Egzotyki nie brakuje. W kadrze pierwszego zespołu znajdują się między innymi: Amerykanka, Holenderka, Turczynka, Kubanka, Argentynka, no i oczywiście Hiszpanki.
- Od mistrzostw świata minęły ponad dwa miesiące. Czy czasem pani wspomina te chwile z tej nieudanej imprezy?
- Staram się nie pamiętać tego co było. Jednak czasami gdy mamy okazję z koleżankami, to wspominamy i analizujemy tamte mecze na japońskich boiskach. Nie sposób nie ponarzekać, bo nie wykorzystaliśmy szansy na lepsze niż piętnaste miejsce. Tegoroczne mistrzostwa świata zupełnie nam nie wyszły. Do tej pory czuję rozczarowanie. Na taki stan złożyło się bardzo wiele przyczyn, ale do tematu nie chcę powracać, bo tyle zostało o tym powiedziane i sporo już napisano. Mimo niepowodzenia nie upadam na duchu. Spalona ziemia pod względem wyniku nie oznacza jednak wypalenia potencjału, który cały czas drzemie we mnie i moich koleżankach z reprezentacji.
- W pani życiu sportowym ważną rolę odegrał trener Andrzej Niemczyk.
- To szkoleniowiec z prawdziwego zdarzenia. Przekonał mnie do pracy. Pracowałam z wieloma szkoleniowcami, ale on był pierwszym, który zawsze mówił, dlaczego coś robimy i czemu ma to służyć. Zrozumienie sensu wykonywanej pracy ma kluczowe znaczenie. To on potrafił zbudować więzi wzajemnego porozumienia i zaufania.
- Co pani sądzi o rozwiązaniu kobiecej kadry narodowej?
- To było ogromne zaskoczenie i przykry gest ze strony związku.
- Poproszę panią o ocenę występu męskiej reprezentacji Polski, która grała w mistrzostwach świata również w Japonii?
- Jestem pod wrażeniem tego, co zaprezentowali Polacy w Kraju Kwitnącej Wiśni. W ekipie biało-czerwonych było kilku siatkarzy, którzy wcześniej zdobyli mistrzostwo świata juniorów. Wreszcie oni dojrzeli też do zwycięstw w gronie seniorskim. Japoński turniej był wyśmienity w wykonaniu podopiecznych Raula Lozano. Wicemistrzostwo świata jest wielkim majstersztykiem, bo na taki sukces musieliśmy czekać ponad trzydzieści lat. Teraz Polska może być dumna z siatkarzy.
- Większość kobiet w pani wieku definiuje szczęście przez miłość, macierzyństwo, dom...
- Ja też. Marzę o własnej rodzinie, ale na wszystko będzie odpowiedni czas, a ten jeszcze nie nadszedł.
- Gdyby nie siatkówka, to...
- Nie jestem pewna, kim bym była. Jak każda mała dziewczynka chciałam być aktorką, potem piosenkarką. Niestety, wszystko ułożyło się inaczej, bo tak chciał los. Zaczęło się bardzo wcześnie od uprawiania siatkówki w barwach Czarnych Słupsk. Zanim dojrzałam do myślenia o wyborze, to ta dyscyplina już była w moim życiorysie i zawładnęła życiem.
- Nie chciałaby pani zostać na przykład modelką?
- Mój zawód siatkarki jest również bardzo atrakcyjny.
- Jak pani wspomina pracę przy sesji zdjęciowej do okolicznościowego kalendarza?
- To było także kilka godzin wytężonej pracy. Nie spodziewałam się, że zrobienie paru zdjęć wymaga tylu prób i wysiłku całego sztabu specjalistów od fotografii.
- Jaką najbardziej cechę ceni pani u kobiet?
- Charakter. Lubię takie kobiety, które wiedzą czego chcą, a także mają wyznaczone cele i dążą do nich.
- Jaka jest Milena Rosner?
- Ciepła, otwarta, życzliwa. Zmieniam się na boisku. Wychodzę, żeby wygrać, więc nie ma zmiłowania i wtedy patrzę na przeciwniczki jakbym je chciała przeszyć wzrokiem. Po meczu opada adrenalina i znów jestem Mileną, którą nawet do rany można przyłożyć.
- Długo zamierza pani grać w siatkówke?
- Jestem w dobrej formie, więc na razie nie myślę o niczym innym. Jeśli zdrowie mi dopisze, to zamierzam jeszcze trochę pograć. Jeszcze czuję się potrzebna reprezentacji i klubowi. Sama przestanę grać, gdy będę uważała to za stosowne i w dobrym momencie.
- Ma pani jakiś siatkarski wzór?
- Szczerze mówię, że nie mam. Nigdy nikogo nie naśladowałam i nie lubię tego. Podoba mi się wiele postaci, które grają bardzo fajną siatkówkę, ale nigdy ich śladem nie dążyłam. Mam swoją własną drogę i filozofię.
- Z kim najczęściej utrzymuje pani kontakty z reprezentacyjnej "paczki"?
- Z Izabelą Bełcik i Joanną Mirek.
- Gdzie witać będzie pani Nowy Rok?
- W Hiszpanii, ale gdzie konkretnie to jeszcze nie wiem. Na pewno będzie tradycyjna lampka szampana. Nie wykluczam udziału w dobrej zabawie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza