Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

„Jakiś diabeł we mnie wstąpił”. Oskarżony, który prawie odciął głowę znajomemu, stanął przed słupskim sądem

Bogumiła Rzeczkowska
Bogumiła Rzeczkowska
Proces 59-letniego Zygmunta P., oskarżonego o zabójstwo 72-letniego Stanisława Ś. w Szczypkowicach w gminie Główczyce
Proces 59-letniego Zygmunta P., oskarżonego o zabójstwo 72-letniego Stanisława Ś. w Szczypkowicach w gminie Główczyce Bogumiła Rzeczkowska
W poniedziałek przed Sądem Okręgowym w Słupsku rozpoczął się proces Zygmunta P., oskarżonego o zabójstwo Stanisława Ś. w styczniu 2023 roku w Szczypkowicach w gminie Główczyce w powiecie słupskim.

59-letni Zygmunt P. z Warblina, jak podaje, jest z zawodu rolnikiem, ale utrzymuje się z prac dorywczych. Mężczyzna jest po rozwodzie, ma trzy córki. Przyznaje, że kiedyś był karany.
- Za jazdę po alkoholu i za pieska, co go zagłodziłem, ale on żyje – wyjaśnia sądowi.

W 2013 roku miał wypadek samochodowy. - Straciłem prawe oko i mam płytki tytanowe w twarzy – mówi przed sądem. - Rozumiem zarzut. Przyznaję się. Nie będę składać wyjaśnień, ani odpowiadać na pytania.

W sobotę 21 stycznia 2023 roku do mieszkania 72-letniego Stanisława Ś. w Szczypkowicach niedaleko Główczyc w powiecie słupskim przywiodła go pomoc sąsiedzka. - Znałem Stanisława Ś. od kilkunastu lat. Miał być moim szwagrem - wyjaśniał w śledztwie oskarżony.

Zygmunt P. pomagał Jerzemu Ś., bratu Stanisława i jego konkubinie Elżbiecie K. Oboje też już nie żyją. Jerzy Ś. był inwalidą na wózku, a Elżbieta K. – niewidoma. Przychodziła do nich opiekunka medyczna. Razem ze Stanisławem Ś. mieszkali w jednym domu ze wspólną kuchnią i łazienką. Tamtego dnia Zygmunt P. pomógł niepełnosprawnej parze, a później poszedł do pokoju Stanisława Ś. W piecu było napalone, więc ogarnął mieszkanie. Jednak gdy gospodarz wrócił z pracy, miał pretensje do Zygmunta P. o to, że nie napalił w „kuźni” - w piecu w drugim pokoju. Narzekał też, że posiłek jest nieprzygotowany, talerze niepomyte.

Wersja oskarżonego

- Złapał mnie za ubranie na wysokości klatki piersiowej i uderzył w twarz. Zaczął się drzeć. Nie raz dostałem od niego wpier… Zauważyłem nóż. I dwa razy nim pociągnąłem od lewej do prawej. Poczułem, że przebiłem mu szyję, podciąłem gardło. Nie wiem, po co zadałem drugi cios. Jakiś diabeł we mnie wstąpił. Zabiłem go odruchowo, w szoku. Nie bronił się. Przewrócił się na plecy między szafkę a worek z ziemniakami. Charczał – wyjaśniał Zygmunt P. na przesłuchaniach w czasie śledztwa. Wyjaśnienia te teraz odczytywała sędzia Aleksandra Szumińska. - Po zadanych ciosach nie sprawdzałem, czy Stanisław żyje. Zrobiłem to w złości, bo uderzył mnie w twarz. Ja mu pomagałem, a on tak mnie traktował. I posądził o kradzież, gdy zrobiłem mu zakupy. A ja za resztę kupiłem sobie cygaretki. Nie chciałem, żeby umarł. Nie czyściłem noża, odrzuciłem go. Nóż był do chleba. Miał czarną rączkę, jakieś 30 centymetrów długości. Tylko dwa uderzenia nożem. Nie było więcej. Na mnie krew nie bryznęła. Nie przykrywałem Stanisława niczym. Po tym spałem spokojnie. Troszkę myślałem, co ja narobiłem. Rano poszedłem na spacer do lasu. Chodziłem i myślałem, co będzie dalej. Poszedłem do Stanisława. Zostawiłem jego ciuchy, w które przebrałem się do sprzątania - różowe spodnie i pomarańczową czapkę. W środę zatrzymała mnie policja.

Zygmunt P. twierdzi, że w sobotę do Stanisława Ś. przyszedł także Andrzej G. I to im kupił alkohol. On jednak twierdzi, że nie pił. A Stanisława Ś. zabił sam.
- Nie kryję Andrzeja G. Jak Stanisław mnie uderzył, jego już nie było. W areszcie jeszcze krzyczał do mnie: Ty skur…, co ty zrobiłeś!?

W wyjaśnieniach Zygmunta P. jest jednak wiele nieścisłości. Kwestię sposobu zadania ciosów, zmiany ciuchów, umycia noża, przykrycia ciała ofiary ubraniami prokuratura tłumaczy inaczej.

Akt oskarżenia

Prokuratura Okręgowa w Słupsku ustaliła, że "Zygmunt P. zadał Stanisławowi Ś. pięć ciosów nożem, powodując w ten sposób rany cięte twarzy oraz szyi, przy czym jedna z ran szyi okazała śmiertelną z uwagi na przecięcie tętnic i żył szyjnych wraz całkowitym przecięciem górnych dróg oddechowych powyżej krtani oraz niemal całkowitym przecięciem ściany przełyku, co z kolei doprowadziło do masywnego krwotoku i w konsekwencji do gwałtownej śmierci mężczyzny".

Według śledztwa tamtego dnia Stanisław Ś. razem z kolegą 41-letnim Andrzejem G. pracował dorywczo przy rąbaniu drewna. Mężczyźni ci często wspólnie spożywali alkohol. Razem z nimi pił także 59-letni Zygmunt P., który pomagał Stanisławowi Ś. - czasami rozpalał w piecu i sprzątał w jego mieszkaniu.

Wówczas Stanisław Ś. po pracy razem z Andrzejem G. zaczęli pić alkohol. Najpierw w mieszkaniu tego drugiego, a po dokupieniu kolejnych piw oraz wódki panowie przenieśli się do mieszkania Stanisława Ś. Tam od jakiegoś czasu krzątał się Zygmunt P.

Stanisław Ś. rzeczywiście nie był zadowolony ze sposobu, w jaki Zygmunt P. pomagał mu w mieszkaniu. Dogryzał mu z tego powodu. Po wypiciu całego alkoholu Andrzej G. wysłał Zygmunta P. do sklepu po kolejne piwa oraz wino. Na zakupy dał mu 20 złotych. Gdy Zygmunt P. był w sklepie, Andrzej G. i Stanisław Ś. rozmawiali o tym, że Zygmunt P. nie dołożył się do kupna wódki, którą wypił wspólnie z Stanisławem Ś., co go bardzo zdenerwowało. Po powrocie Zygmunta P. ze sklepu dodatkowo Stanisława Ś. zdenerwowało to, że ten pierwszy nie rozliczył się z reszty pieniędzy z zakupionego alkoholu.

Około godziny 20 Andrzej G. wyszedł z mieszkania. W tym czasie wciąż trwała dyskusja dwóch mężczyzn. Stanisław Ś. miał pretensje do Zygmunta P. i odgrażał się, że go zabije. Uderzył go w twarz. Jednak to Zygmunt P. w pewnym momencie chwycił za nóż i zadał najpierw cztery ciosy Stanisławowi Ś. Ostrzem trafił w twarz i szyję. Następnie stanął za Stanisławem Ś., odciągnął mu głowę do tyłu i zadał kolejną głęboką ranę szyi. Stanisław Ś. upadł na podłogę i się wykrwawił.

Po wszystkim Zygmunt P. zmył z siebie ślady krwi, umył nóż, a następnie wyprał w pralce swoje ubranie, które po wyschnięciu na piecu zabrał ze sobą, wychodząc z mieszkania Stanisława Ś., a następnie wyrzucił.  

Zwłoki Stanisława Ś. ujawniono dopiero po kilku dniach, gdy do jego mieszkania przyszedł sołtys Szczypkowic. Mieszkająca w tym domu para niepełnosprawnych nie zorientowała się, co zaszło w pokoju Stanisława Ś.

W poniedziałek przed sądem świadkowie nie wypowiadali się źle na temat oskarżonego. Ich zdaniem bardziej agresywnym człowiekiem był pokrzywdzony. Sołtys, który znalazł ciało, stwierdził, że było przykryte ubraniami, a noża nie zauważył. Opiekunka przychodząca wówczas do niepełnosprawnej pary zeznała, że program w pralce był przestawiony. Ale oskarżony twierdzi, że nie przykrył zwłok, nie umył noża, nie prał swoich rzeczy, a ubranie Stanisława Ś. nałożył już przed sprzątaniem, a nie z powodu śladów krwi.

Za zabójstwo grozi mu dożywocie.

Sprawę Andrzeja G., podejrzanego o nieudzielenie pomocy pokrzywdzonemu i aresztowanego w styczniu na miesiąc, prokuratura umorzyła z powodu niepopełnienia przez niego przestępstwa.

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza