Miał zadatki na rockowego straceńca, a jednak postanowił się ustatkować. Dlatego nagrywa płyty, które programowo nie są obliczone na zdobywanie szczytów list przebojów. Tworzy muzykę bardziej dla siebie i swoich najbliższych niż dla tłumów dawnych fanów The Verve. Na swojej trzeciej solowej płycie Ashcroft rzeczywiście prezentuje się jako człowiek, któremu nie zależy na udowadnianiu swej wartości, ale szukaniu owych tytułowych "kluczy do świata". Stanowi to niewątpliwie dowód dojrzałości. Jednak słuchaczowi nasuwa się pytanie: dlaczego właściwie ma mnie to interesować? Być może dlatego, że w tych osobistych piosenkach pobrzmiewa, od czasu do czasu, jego niewątpliwy talent (np. It’s All Over"). Z drugiej strony, trzeba przyznać, że żadna rewelacja to nie jest. Ta przeciętność skaże ją pewnie na zapomnienie i nie sądzę, aby ktoś się tym specjalnie martwił, może poza samym Ashcroftem. Z buntownika przerodził się w spokojnego tatuśka. Dawni fani The Verve się na niego krzywią, ale lepsze to, niż miałby zostać drugim Kurtem Cobainem.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?