Dobrze to widać na przykładzie Macieja Kobylińskiego, prezydenta Słupska, który w tym roku na listę swojego komitetu wyborczego wprowadził własnego syna - 35-letniego Marcina Kobylińskiego. O sprawie jednak nie chciał rozmawiać.
- Niech pan w tej sprawie zadzwoni do pani Danileckiej-Wojewódzkiej. Pan tylko szuka czegoś przeciw mnie - powiedział prezydent Kobyliński i przerwał telefoniczną rozmowę.
Rodzinne powiązania można odnaleźć także na innych listach wyborczych. Na przykład radny wojewódzki Marek Biernacki ubiega się o stanowisko burmistrza Ustki oraz radnego wojewódzkiego, a na liście kandydatów PO do Rady Miejskiej w Słupsku można znaleźć także jego żonę Agnieszkę Biernacką.
- W polityce funkcjonuję już 8 lat. W środowisku jestem rozpoznawalny. Moja żona także ma już swój dorobek. Po raz pierwszy w wyborach do Rady Miejskiej kandydowała cztery lata temu. Miała wtedy bardzo dobry wynik, ale z powodu niekorzystnego systemu liczenia głosu nie dostała mandatu. Nadal jednak jest dobrze postrzegana w wielu środowiskach i może zdobyć dodatkowe punkty dla Platformy Obywatelskiej - tłumaczy Biernacki.
Z kolei na liście Komitetu Wyborczego Wyborców 700 plus, który do Rady Miejskiej w Słupsku wystawia jako kandydata na prezydenta Zbigniewa Rychłego, pojawiła się także jego córka - Anna Danuta Rychły-Lipińska.
- Moja córka napisała doktorat z ekonomii poświęcony samorządom. Teraz chciałaby sprawdzić, jak one funkcjonują w praktyce. Dlatego znalazła się na liście wyborczej - wyjaśnia Rychły.
- Wprawdzie prawo nie zabrania kandydowania kilku członkom jednej rodziny w wyborach samorządowych, ale może być źle odbierane przez wyborców - mówi profesor Jacek Leoński, socjolog z Uniwersytetu Szczecińskiego.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?