Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czytelnicy oceniają premierę "Zemsty" Aleksandra Fredry

Fot. Łukasz Capar
"Zemsta" w słupskim teatrze.
"Zemsta" w słupskim teatrze. Fot. Łukasz Capar
Na premierę "Zemsty" w wykonaniu aktorów Nowego Teatru zaprosiliśmy dwoje polonistów. Po spektaklu poprosiliśmy ich o ocenę.

Fredro nadal bawi

Maja Bachan

Maja Bachan jest nauczycielką języka polskiego w Szkole Mistrzostwa Sportowego w Słupsku.

Jaki Papkin, taka "Zemsta" - mawia się w środowisku teatralnym. Sobotnia premiera "Zemsty" w reżyserii Ireneusza Kaskiewicza, z Krzysztofem Leszczyńskim w roli Papkina, wystawiona na deskach Nowego Teatru, okazała się niebywałym sukcesem.

O doskonałym wyczuciu fredrowskiego humoru świadczyć mogą salwy śmiechu i oklasków, towarzyszące aktorom podczas całego spektaklu. Dynamiczna i pełna życia sztuka to zasługa przede wszystkim doskonałej gry aktorskiej.

Skontrastowane osobowością, fizycznością i zachowaniami postacie Raptusiewicza i Milczka w precyzyjny sposób oddały zamysł autora "Zemsty". Doskonałą okazała się niejedna scena, zarówno odegrana w domu Cześnika jak i Rejenta.

Aktorzy, Jerzy Karnicki oraz Jan Stryjniak, odgrywający role szlachciców, zaprezentowali bogaty warsztat. Artyści bez żadnych trudności poradzili sobie z językiem, który stał się niezwykle czytelny dla widzów. Zupełnie tak, jakby bariera czasowa w ogóle nie istniała.

Spektakl wyreżyserowany został w sposób tradycyjny. Tym bardziej reżyser zasługuje na uznanie. Popularne, nieco powiedziałabym nawet wyeksploatowane, zaskakiwanie widza, poprzez swego rodzaju przewrotność, często bazującą na kontrastowym do tekstu ukazywaniu treści, jest dosyć łatwym sposobem zwrócenia jego uwagi.

Twórca spektaklu, pozostając wierny Fredrze w konstruowaniu fabuły przedstawienia, idealnie oddaje klimat komedii. Wartość spektaklu tkwi przede wszystkim w doskonałym wyczuciu języka.

Aktorzy odgrywający swoje role z dbałością eksponowali każdy szczegół, każdą słowną igraszkę. Poprzez zaktualizowanie treści widz poczuł jak w wehikule czasu został przeniesiony w XIX-wieczną atmosferę mieszczaństwa. '

Przejrzysta i funkcjonalna scenografia określiła przestrzenie, w jakich poruszały się sprawnie postacie. W bogatą dekorację sceniczną wkomponowały się barwne szlacheckie stroje. Tu jednak wielkiego zaskoczenia nie ma.

Warto dodać, że reżyser sięgając po tekst z kanonu, musiał się liczyć z ryzykiem banalnego przedstawienia go. Jednak sprawił, że klasyka polskiej literatury, stała się bliższa możliwością percepcji widza wychowanego na filmach akcji i wideoklipach, pozostając nadal klasyką.

Sadzę, że młody widz, dla którego takie teksty często są już anachroniczne, nie tylko odczyta intencje sztuki, ale także dzięki grze aktorskiej będzie się na niej doskonale bawił, tak jak premierowa publiczność. Jeden z widzów w foyer teatru powiedział, że Fredro byłby zadowolony. Zgadzam się zdecydowanie z tą opinią.

Maja Bachan

Vivat Nowy Teatr

Tomasz Szewc

Tomasz Szewc jest nauczycielem języka polskiego w Liceum Ogólnokształcącym nr 3 w Słupsku.

Z pewnością udało się reżyserowi, Ireneuszowi Kaskiewiczowi stworzyć bohaterów żywych, przekonujących i zabawnych, począwszy od rechoczącej Śmigalskiej, Perełki, przez piękne Klarę (w ślicznym obuwiu) i Podstolinę, a skończywszy na złośliwym Rejencie i pieniaczu Cześniku.

I chociaż reżyser odżegnuje się od aluzji politycznych, to jakoś widać w niektórych postaciach cechy znanych przywódców partyjnych. No, a jeśli pan Karnicki (Cześnik) będzie pokazywał na każdym spektaklu numer z łyżką, która wpada wysokim lobem z jego talerza do miski Papkina po uderzeniu pięścią w stół, to obawiam się, że wolą nieba będzie gra tej roli przez dziesięć sezonów.

Popisem zaś aktorstwa jest scena z pisaniem listu. Tak, to ta scena, kiedy Dyndalski odczytuje "mocium panie, me wezwanie, mocium panie", a tak znana dzięki genialnemu wystawieniu w Teatrze Telewizji w reżyserii Jana Świderskiego z 1972 r.

Czekałem, pewnie jak większość publiczności, na ten akt z niepokojem, ale też i z pytaniem: czy się uda? Pan Kaskiewicz zaufał tekstowi Fredry, znakomicie dobrał aktorów i wykorzystał ich talent, a efekt jest adekwatny do oczekiwań.

Salwy śmiechu są szczere i przychodzą łatwo, pewnie dlatego, że identyfikujemy się z bohaterami dramatu. Zastanawia tylko, dlaczego rechoczemy, gdy Cześnik wypowiada ze złością, pozwalając na ślub Klary i Wacława, że dokonał zemsty doskonałej.
"Zemsta" w wykonaniu słupskiego zespołu Nowego Teatru to przedstawienie bardzo udane, wciągające i szczere.

Myślę, że poziomem nieodbiegające od adaptacji Wajdy czy Świderskiego. Uważam także, że dobrym posunięciem twórcy muzyki, pana Leszka Mateckiego jest wykorzystanie melodyki samego dramatu Fredry.

Zindywidualizowanie języka i śpiewność kwestii wypowiadanych przez postaci komedii zaspokajają oczekiwania widza w odbiorze tego elementu sztuki teatralnej. Intrygująca jest także ostatnia scena, kiedy bohaterowie dramatu zastygają niczym na fotografii, zapada gwałtowna ciemność i błyskają flesze.

Myślę, że nie chodzi tylko o nostalgiczny portret własny Polaków. Jest w tej scenie także niepokój, bo nagle okazuje się, że z widzów stajemy się aktorami tego widowiska, trzymamy w dłoniach zdjęcie najbliższych.

Tomasz Szewc

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza