Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Najstarszy bloger w Polsce

Zbigniew Marecki [email protected]
Zdzisław Stankiewicz późno zdecydował się kupić komputer. Teraz uważa, że życie z tym sprzętem jest prostsze, zwłaszcza gdy jest się twórczym człowiekiem.
Zdzisław Stankiewicz późno zdecydował się kupić komputer. Teraz uważa, że życie z tym sprzętem jest prostsze, zwłaszcza gdy jest się twórczym człowiekiem. Krzysztof Tomasik
Myszkę wziął do ręki w wieku 73 lat. Teraz internet nie ma dla niego tajemnic, a internauci z całego kraju chcą czytać jego teksty.

Zdzisław Stankiewicz ze Słupska ma 78 lat. Energii, pasji życia i twórczej chęci poznawania nowych rzeczy pozazdrościć mogą mu jednak nawet trzydziestolatkowie.

Myszka dała się oswoić

Pięć lat temu kupił komputer. Z ciekawości, jak ten cud techniki działa. Na początku szło jak po grudzie.

- Gdy rozpakowałem i zainstalowałem myszkę, to myślałem, że należy kręcić kółeczkiem, które się pod nią znajduje. Dopiero po pewnym czasie zorientowałem się, że myszka działa i steruje kursorem na ekranie, gdy gumowe kółko pod nią opiera się na stole - śmieje się pan Zdzisław.

Zanim nauczył się obsługiwać swój komputer, popełnił wiele błędów. - Za kolejne etapy wtajemniczenia musiałem słono płacić, bo fachowcy sporo żądają za naprawy, choć - jak zauważyłem - sami często zachowują się jak dzieci we mgle - uważa emeryt.

Nauka nie poszła w las. Teraz doskonale radzi sobie z obsługą komputera, korzysta z internetu i drukarki.

WWW.superseniorblog

- Kiedy nie udało mi się znaleźć wydawcy na moje wspomnienia o grodzieńszczyźnie, gdzie się urodziłem, postanowiłem uruchomić w sieci blog - mówi pan Zdzisław. - I to była rewolucja.

Szybko okazało się, że jego opowieści o blinach, babcinym samowarze i zapomnianych już obyczajach przyciągnęły uwagę sporej grupy internautów, którzy chętnie komentowali jego teksty pod adresem

www.superseniorblog.onet.pl

.

W rezultacie pisał go trzy lata. Skończył, gdy 28 listopada 2006 roku ukończył 77 lat. - Uznałem, że to bardzo dobra data. Poza tym mam już wiele innych zajęć - zdradza pan Zdzisław.

Dzięki internetowi bardzo ożywiły się bowiem jego kontakty. Rozpoczął stałą współpracę z portalem i miesięcznikiem "Newsletter 50+", który jest forum aktywnych seniorów. Zamieszcza w nim teksty o radości tworzenia. Pisze także artykuły do Uniwersytetu Trzeciego Wieku przy Uniwersytecie Jagiellońskim, a ostatnio otrzymał zaproszenie na wygłoszenie wykładu we Frankfurcie nad Menem. - Mogę za niego zarobić 300 euro. To kusząca propozycja. Chyba się przejadę - zdradza.

Na miejscu nie usiedzi

A chęci działania nie można mu odmówić, bo w wieku 72 lat obronił doktorat. Inspiracją były... zazdrość i chęć dotarcia do rodzinnych korzeni.

- Wywodzę się ze Słonima, miasteczka koło Grodna. Tam przed drugą wojną światową moja matka była nauczycielką, a ojciec policjantem - wspomina pan Zdzisław. - W czasie napadu Sowietów wpadł w ich ręce i ślad po nim zaginął. Do tej pory nie wiem, jak zmarł. Mama po 1945 roku z dziećmi przeniosła się na Pomorze, gdzie zajęła się organizacją oświaty.

A zazdrość? Mając już wiele zebranego materiału o rodzinie nie wiedział, co z nim zrobić. W tym czasie trafił do sanatorium. Tam spotkał emerytkę, która cieszyła się dopiero co obronionym doktoratem. Uznał, że on też potrafi.

Pisał lepiej niż naprawiał

Życie pana Zdzisława nie prowadziło prostymi ścieżkami. Chciał studiować na politechnice, ale się nie dostał, bo nie ukrywał swojej niechęci do nowego, sowieckiego ustroju. Ostatecznie zrobił studia pedagogiczne i przez kilkanaście lat pracował w szkołach. Panujące tam układy mu nie odpowiadały, więc w latach 70. został prywaciarzem. Naprawiał okna.

Swoje perypetie z tego okresu opisał, gdy ogłoszono konkurs na wspomnienia prekursorów prywatnej inicjatywy gospodarczej. Jego opowieść została wyróżniona i znalazła się w zbiorze "Prywaciarze", wydanym przez Fundację Kronenberga. Niestety, po 1989 roku firma pana Zdzisława upadła, bo klienci woleli kupować nowe okna niż naprawiać stare. Wtedy przeszedł na emeryturę i zajął się odtwarzaniem rodzinnej historii.

Umysł się nie starzeje

Pojechał do Grodna i Słonima, gdzie w miejscowym muzeum poznał skorych do pomocy ludzi. Dzięki nim odkrył wiele dokumentów o działających tam przed 1939 rokiem seminariach żeńskich, które ukończyły m.in. jego mama i ciotka.

Natchniony przez wspomnianą emerytkę z sanatorium zebrany materiał przedstawił w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Słupsku. Jej pracownicy skontaktowali go z prof. Romanem Tomaszewskim z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. Podczas dyskusji z nim powstał pomysł napisania monografii o seminariach żeńskich na Wileńszczyźnie. - To było fantastyczne przeżycie, gdy po latach, pisząc i broniąc doktorat, wróciłem do lektury filozofów i nauki języka obcego - opowiada.

Chociaż wszystkie przygotowania do doktoratu kosztowały go blisko 20 tysięcy złotych, to nie żałuje, bo dzięki temu nabrał nowej ochoty na życie. Teraz już wie i przekonuje innych, że warto stawiać sobie nowe wyzwania. - O jakości naszego życia decydujemy sami. Nie należy się zamykać w domu i ograniczać swoich potrzeb. Przeciwnie, trzeba stawiać sobie nowe cele, dopóki możemy do nich zmierzać. Wtedy lepiej się żyje - uważa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza