Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Połączył ich ból i łzy

Anna Miszczyk [email protected]
Szymon Bednarski nie mógł wyjść o własnych siłach.
Szymon Bednarski nie mógł wyjść o własnych siłach. Sławomir Ryfczyński
Ranni z wypadku pod Grenoble wrócili do Polski. Niektórzy są już w domu. Kilka osób trafiło do szpitala w szczecińskiej dzielnicy Zdunowo.

Po koszmarze są innymi ludźmi.

31-letni Szymon Bednarski przyleciał do Goleniowa pierwszym sobotnim transportem. Trafił do szpitala w Zdunowie. Ma złamany kręgosłup. Już na miejscu wypadku zorientował się, że nie może poruszać nogami.

Był przytomny, gdy zobaczył dym i ogień wydobywające się z autokaru , przeturlał się kilka metrów po stoku. Podbiegły do niego dwie Francuzki. Odciągnęły dalej. Później usłyszał karetki, helikopter. Strażak klepał go po ramieniu. Inny mężczyzna osłonił go przed słońcem.

NIEDZIELA W ŻAŁOBIE

NIEDZIELA W ŻAŁOBIE

W archidiecezji szczecińsko-kamieńskiej obchodzono wczoraj dzień żałoby. Wierni modlili się za tych, którzy zginęli, za ich rodziny, rannych, a także za tych, którzy nieśli im pomoc. Podczas mszy księża apelowali o oddawanie krwi, która może się przydać rannym. W intencji poszkodowanych podczas niedzielnych mszy modlili się również wierni w Słupsku i regionie.

- Samego wypadku nie pamiętam - mówi Szymon Bednarski. - Siedziałem na końcu autokaru. Nie słyszałem, żeby kierowca coś krzyczał. Podziwiałem piękne krajobrazy, a kiedy zaczęło świecić mocne słońce, zdrzemnąłem się.

Zobaczył śmierć z bliska

Obudził go huk. - To chyba było uderzenie w murek, o którym później słyszałem - zastanawia się. - Jak otworzyłem oczy, byłem już na ziemi. Ziemię miałem też w ustach. Zacząłem siebie dotykać. Nogi nie reagowały. Całe ubranie miałem poszarpane.

Kiedy rozejrzał się wokół, zobaczył rozszarpane ciało kobiety. Ktoś jęczał. Zaczęli nadbiegać jacyś ludzie.

- Nie wiem, co się stało z kobietami, które obok mnie siedziały.- Z panią Franciszką, Genowefą i Wacławą.

Przed Szymonem Bednarskim jeszcze poważna operacja. Lekarze dają mu jednak nadzieję, że będzie chodził. On też stara się myśleć pozytywnie.

Myślałam, że to film

Podobnie jak Krystyna Leśniańska ze Stargardu, która przyjechała do szpitala drugim transportem.

- Żyję. I z tego bardzo się cieszę - mówiła schrypniętym głosem. - Wszystkim za wszystko bardzo dziękuję. Dostałam od Boga drugie życie. Jestem szczęśliwa, że wróciłam do kraju i dziękuję wszystkim, którzy mi pomogli.

Jej siostra przyjechała ze Stargardu, żeby powitać panią Krystynę na lotnisku.

TRAGEDIA PIELGRZYMÓW

TRAGEDIA PIELGRZYMÓW

W wypadku polskiego autokaru pod Grenoble w ubiegłą niedzielę zginęło 26 pielgrzymów, a 24 zostało rannych. Autobus, którym podróżowało 50 osób - 47 pielgrzymów, dwóch kierowców i pilotka - wypadł na zakręcie z drogi i stoczył się kilkadziesiąt metrów w dół, w dolinę rzeki. Kierowca nie miał pozwolenia na jazdę po stromych drogach. Grupa od 10 lipca pielgrzymowała po sanktuariach maryjnych w Europie. Wzięli w niej udział mieszkańcy: Stargardu Szczecińskiego, Świnoujścia, Szczecina i Mieszkowic.

- Nie poznałam Krysi. Ten wypadek bardzo ją zmienił. Jest obolała, posiniaczona, ale najważniejsze, że żyje. Przez prawie tydzień mój syn był w Grenoble i opiekował się siostrą - mówi Stanisława Maruszak.

Do Zdunowa trafiła też Lidia Kropska, nauczycielka ze Świnoujścia. W autokarze jechała przy środkowych drzwiach.

- Gdy autobus zaczął spadać pomyślałam, że to film, który zaraz się skończy - mówiła. Wypadłam na trawę. Najgorsze, pozostawiające ból na całe życie było patrzenie jak umiera córeczka mojej przyjaciółki.

Sama nie wie jeszcze kiedy wróci do szkoły, raczej nie we wrześniu.

Niektórzy wrócili bez bliskich Bartosz Banak, trzynastolatek, którego na lotnisku witał ojciec, stracił w tragicznym wypadku mamę Ewę.

- Wspaniała kobieta - wspominały panią Ewę ze łzami w oczach koleżanki z pracy. - Taka ciepła, rodzinna. Prawdziwa mama...

Ewa Banak osierociła trójkę dzieci. Bartka, który był z nią na pielgrzymce, Łukasza, najstarszego, który studiuje oraz ukochaną córeczkę 5-letnią Natalkę. Lekarze i psychologowie wraz z ojcem podjęli decyzję, że Bartek powinien pojechać do domu w Świnoujściu.

W wypadku został tylko lekko ranny. Dziennikarzom opowiadał, że niewiele pamięta z wypadku. Tylko przeraźliwe krzyki i koziołkujący autobus. Stracił przytomność. W szpitalu leżał w sali z Pawłem Pollakiem ze Świnoujścia. Są rówieśnikami.

Znają się z podwórka. Oboje w tragicznym wypadku stracili mamy. Starali się wspierać. Paweł został jeszcze we Francji z ojcem Wacławem, który wciąż potrzebuje hospitalizacji. W wypadku stracił żonę i córeczkę. Nie wiadomo jeszcze kiedy wrócą do Polski. W szpitalu w Grenoble wraz z nimi wciąż przebywa dziesięciu pielgrzymów.

Powoli wracają do zdrowia

- Pacjenci u nas są dalej leczeni - mówi Tomasz Grodzki, dyrektor szczecińskiego szpitala. - Są w niezłym stanie, dużo pracy wykonali koledzy we Francji. pacjenci najczęściej mają urazy kończyn, miednicy, klatki piersiowej i głowy.

Łącznie do kraju wróciło ośmiu pielgrzymów, trzech jest już w domach. Razem z rannymi wrócili psychologowie i członkowie rodzin poszkodowanych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza