Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wyborcza broń kobieca

Zbigniew Marecki [email protected]
Ewa Sas-Kowalik godzi pracę zawodową i społeczną z wychowywaniem trójki dzieci. Uważa, że na posłowanie też znajdzie czas.
Ewa Sas-Kowalik godzi pracę zawodową i społeczną z wychowywaniem trójki dzieci. Uważa, że na posłowanie też znajdzie czas. Fot. Krzysztof Tomasik
Na kobiece "lokomotywy wyborcze" postawiły w okręgu słupsko-gdyńskim trzy partie.

Reszta pań, a jest ich poza liderkami 28 na 162 kandydatów na posłów i senatorów, startuje z dalszych pozycji.

Nie mają większych szans na mandat, ale chcą powalczyć i pokazać, że mają ambicje.

Posłanka Jolanta Szczypińska, którą media obwołały narzeczoną premiera, od kilku lat jest liderką PiS w Pomorskiem. Bez problemu stanęła na czele listy wyborczej tej partii w okręgu słupsko-gdyńskim. Tak samo prof. Joanna Senyszyn: dotychczasowa posłanka SLD jest liderką na liście LiD-u.

Pokonała nawet Izabelę Jarugę-Nowacką, byłą minister ds. równego statusu kobiet i mężczyzn . PSL postawił na Stanisławę Bujanowicz, wiceprzewodniczącą Rady Powiatu w Wejherowie.

Nie wiadomo, czy przyciągnie wyborców, bo nie jest tak znana jak inne liderki, ale już pokonała w wewnętrznej rozgrywce wielu mężczyzn. Inne kobiety startują do wyborów z gorszych pozycji, ale świadomie zgodziły się na tę próbę . Dlaczego?

Biznes, brydż i polityka

54-letnia Grażyna Emilia Śledzińska z Przechlewa, inżynier po Politechnice Gdańskiej, zajmuje dopiero 26. miejsce na liście wyborczej PiS.

- Jestem bezpartyjna. Nie pchałam się. To działacze PiS zwrócili się do mnie z propozycją, abym kandydowała. Zgodziłam się, bo uważam, że Jarosław Kaczyński prowadzi Polskę w dobrą stronę i chciałabym, aby wygrał i mógł rządzić krajem bez żadnych koalicji - tłumaczy. - Będę zadowolona, jeśli przyczynię się do tego, że lista zbierze dużo głosów.

Zdaje sobie sprawę, że szanse na mandat poselski ma małe, ale przeciwności nigdy jej nie odstraszały. Jeszcze pamięta, jak w 1979 roku razem z mężem rozpoczynała od podstaw tworzenie Rozlewni Gazu Płynnego w Przechlewie.

- Nigdy nie miałam budżetowego etatu. Zawsze musiałam sama na wszystko zarobić. Doskonale wiem, ile to wymaga trudu i zaparcia, ale znam też satysfakcję, która przychodzi, gdy uda się osiągnąć cel - opowiada.

Choć jednocześnie zdążyła wychować troje dzieci i została już podwójną babcią, to znajdowała także czas na pracę w samorządzie Przechlewa .

Była radną i członkiem zarządu przy wójcie Mirosławie Maszczaku, a po jego nagłej śmierci wystartowała w wyborach na to stanowisko. Przegrała wtedy i w ostatnich wyborach samorządowych w 2005 roku, choć jako jedyna zaprezentowała program rozwoju poprzez zdobywanie funduszy unijnych.

- Nie pasowałam, bo w gminie dominuje lewicowy elektorat, a ja swoich przekonań i związków z Solidarnością nigdy nie ukrywałam - uważa.

Nie zniechęca się. Przeciwnie, ciągle stawia sobie nowe wyzwania. Nie tylko polityczne. Od dzieciństwa czynnie uprawia pływanie i grę w siatkówkę. Dwa lata temu nauczyła się jeździć na nartach wodnych, a zimą z najmłodszym synem jeździ na narty w góry. - Poza tym lubię swój ogród oraz brydża i szachy. To moje rozrywki - śmieje się.

LPR i ciepłe źródła

43-letnia Brygida Treder urodziła się w 1964 roku, w Roku Smoka według chińskiego kalendarza - zaznacza. - To silny znak. Pewnie dlatego jestem zdecydowana - mówi.

Na świat przyszła w Motarzynie koło Dębnicy Kaszubskiej. Stamtąd już jako studentka wyprowadziła się z rodzicami do Żukowa koło Kartuz. Tam wyszła za mąż, urodziła dwóch synów i uczy geografii w Zespole Szkół Zawodowych i Ogólnokształcących. Teraz walczy o mandat poselski z 6. miejsca na liście LPR.

- Od początku, czyli od 1989 roku, jestem związana z prawicą. Jako członek Solidarności pomagałam wtedy Kazikowi Kleinie. On poszedł w końcu do Platformy Obywatelskiej, a ja zostałam w LPR. Ta partia mi odpowiada. Roman Giertych mnie nie przeraża. Przeciwnie, uważam, że jako minister edukacji zrobił dużo dobrego dla szkoły i poprawy statusu nauczycieli - tłumaczy.

Nie jest polityczną debiutantką. W latach 2001-2005 była radną w Żukowie. Jest też przewodniczącą LPR w swoim mieście. Gdyby dostała się do Sejmu, zajmowałaby się oświatą i odnawialnymi źródłami energii. Pisze już nawet pracę na ten temat na studiach podyplomowych. - Gorące źródła to bogactwo, którego do tej pory nie wykorzystujemy. Na przykład koło Ustki są duże pokłady takich źródeł. Trzeba pomyśleć o ich wykorzystaniu - przekonuje. Choć jest bardzo aktywna, nie interesuje się feminizmem. - Staram się żyć normalnie, a z mężem tworzę związek partnerski - dodaje.

Nie chcę, aby było, jak jest

48-letnia Teresa Duda, mieszkanka Rzeczenicy i nauczycielka języka polskiego oraz wiedzy o kulturze w Zespole Szkół Ponadgimnazjalnych w Człuchowie, do sejmu kandyduje z 25. miejsca Platformy Obywatelskiej.

- Nie chcę, aby było tak, jak jest - tłumaczy. Dlatego po latach znowu zaangażowała się politycznie i zapisała do Platformy Obywatelskiej. Przedtem, jeszcze w czasach "komuny", należała do ZSL.

- Wówczas wybrałam mniejsze zło i dla świętego spokoju zapisałam się do ZSL, ale zanim ta partia przekształciła się w PSL, nasze drogi się rozeszły. Potem stałam z boku życia partyjnego - mówi pani Teresa.

Za to była aktywna w samorządzie: najpierw jako radna gminna, potem radna powiatowa oraz wiceprzewodnicząca sejmiku województwa słupskiego. Teraz jako matka dwóch odchowanych córek, z których starsza jest już samodzielna, postanowiła znowu bardziej się zaangażować.
- Kobiet powinno być więcej w życiu społecznym, bo one są skuteczniejsze i bardziej praktyczne, a nie powodują niepotrzebnych konfliktów - przekonuje. Dlatego, gdyby została posłanką, zajęłaby się sprawami oświaty, rodzin i kobiet, ale bez feministycznego przegięcia.

- Nie zgadzam się z poglądami niektórych panów, którzy chcieliby sprowadzić rolę kobiet do wychowywania dzieci, gotowania i obsługi męża - mówi. Z drugiej strony uważa, że zbyt przesadne są stereotypy, zgodnie z którymi kobiety są gorzej traktowane na rynku pracy. - Moja córka, która jest z wykształcenia ekonomistką, już trzy razy zmieniała pracę i nigdy jej nie pytano, czy w przyszłości chce rodzić dzieci - dodaje.

Dla dobra wiejskich dzieci

38-letnia słupszczanka Ewa Sas-Kowalik kandyduje z listy Samoobrony. - Wbrew różnym stereotypom to nie jest partia ludzi bez wykształcenia - zaznacza, gdy tylko zaczynamy rozmowę.

Ona ukończyła studia pedagogiczne, ma dwa certyfikaty potwierdzające znajomość języków obcych (angielski i rosyjski), a jako specjalistka ds. integracji europejskiej często wyjeżdża na szkolenia do Brukseli, aby u źródeł zdobywać fachową wiedzę. Jednocześnie znajduje czas na wychowanie trojga dzieci. - To możliwe dzięki partnerskiemu układowi w małżeństwie - podkreśla.

Zawodowo jest związana z OHP. Kieruje hufcem 11-19 przy ul. Armii Krajowej w Słupsku. - Dzięki temu mam kontakt z dziećmi i młodzieżą ze środowisk wiejskich. Wiem, że trzeba im pomóc, aby miały równe szanse w zdobywaniu wiedzy i wykształcenia, bo teraz edukacyjny rozwój dzieci zależy często od pozycji i zasobności rodziny - przekonuje.

Gdyby dostała się do sejmu, to zajęłaby się przede wszystkim sprawami oświatowymi i pomocą rodzinom z obszarów wiejskich.

Na razie robi, co może, bez parlamentarnego wsparcia. Jest prezesem Stowarzyszenia Nasz Świat (Our World Assocciation), w którym współpracuje z Fundacją Dzieci Niczyje oraz uczestniczy w kampanii edukacyjnej "Send My Friend To School".

Działa także w pracach grupy roboczej ds. wykorzystania funduszy unijnych na lata 2007-2013 w powiecie słupskim, udziela się w projektach dotyczących wzmocnienia pozycji kobiet w życiu społecznym i zapobiegających odpływowi mieszkańców z powiatu słupskiego. - Prostych recept nie ma, ale jak nie będziemy podejmować różnych prób, to będzie jeszcze gorzej - uważa.

Jestem tłem

Bogusława Konczanin, położna z Człuchowa, do parlamentu kandyduje już po raz czwarty. Na liście PSL, któremu jest wierna od młodości (działała w Związku Młodzieży Wiejskiej), znajduje się na 16. miejscu.

- Nie mam złudzeń: jestem tłem. Niektórzy mówią, że ładnym - śmieje się. Nie ukrywa, że chciałaby się dostać do parlamentu, bo jako radna czterech kadencji ma spore doświadczenie w samorządzie (obecnie jest przewodniczącą Komisji Zdrowia, Ochrony Środowiska i Spraw Społecznych Rady Miejskiej w Człuchowie). Jako długoletnia położna i szefowa szkoły rodzenia zna także problemy służby zdrowia.

- Najważniejsze jednak jest, aby ktoś z Człuchowa dostał się do parlamentu. Jestem gotowa namawiać osoby, które chcą na mnie głosować, aby przekazały głosy na kogoś, kto ma największe szanse. Liczę na to, że na taki gest zdecydują się wszyscy kandydaci z naszego miasta, bo może wtedy udałoby się jednej osobie zebrać sześć tysięcy głosów, a taka liczba ostatnio była przepustką do sejmu - dodaje.

Generalnie jednak jest zwolenniczką okręgów jednomandatowych, bo wtedy wyborcy rzeczywiście głosowaliby na człowieka, a pani Bogusława - matka dwóch dorosłych i już samodzielnych córek - miałaby czas na indywidualną kampanię.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza