Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Najsłynniejsze słupskie domy publiczne po wojnie

Justyna Wawak
W budynku przy ulicy Konopnickiej mieścił się znany w latach 50 dom uciech.
W budynku przy ulicy Konopnickiej mieścił się znany w latach 50 dom uciech. Justyna Wawak
Słupszczanie w latach 50. byli biedni, ale nie przeszkadzało to im korzystać z domów publicznych.

Oto dzieje najsłynniejszych domów uciech w czasach PRL.

Pierwszym najbardziej znanym domem publicznym w powojennym Słupsku był "interes" prowadzony przez Władysławę Nowak. W 1957 roku kobieta rozwiodła się z mężem i sama zajmowała duże, pięciopokojowe mieszkanie przy Alei Wojska Polskiego. Przedsiębiorcza niewiasta we wszystkich pokojach zameldowała swoją rodzinę z innych części kraju.

Następnie zgłosiła do hotelu, że dysponuje miejscami noclegowymi. W ten sposób zapewniła sobie alibi dla częstych odwiedzin mężczyzn. Dobrała sobie też "kadrę pracowniczą", czyli eleganckie kobiety znane w mieście. Opisujący sprawę "Głos Koszaliński" wspominał nawet, że jedną z pracujących w ten sposób kobiet była nawet pani adwokatowa.

Zarobić i prysnąć

Interes kręcił się dwa lata. Z akt sprawy wynika, że za każdą noc właścicielka domu uciech zarabiała kilkaset złotych. Po uzbieraniu większej sumy pieniędzy kobieta planowała uciec z siermiężnej Polski na Zachód. Klientami byli najczęściej panowie przejeżdżający do Słupska z innych miast. W zeznaniach jednej z prostytutek można przeczytać: - Byłam tam 10, a może więcej razy, z pewnym mężczyzną. Pani Nowak płacił przy mnie 200-300 złotych za noc - mówiła kobieta.

Na pytanie jak nazywa się i gdzie mieszka jej klient, kobieta odpowiedziała: - Mieszka w Słupsku. Jak się nazywa, nie powiem. Ma żonę i dzieci, nie chcę mu robić przykrości".

Władysława Nowak wpadła 17 grudnia 1958 roku. W jaki sposób? Tego ówczesna milicja nie chciała zdradzić. Wiadomo tylko, że gdy przed jej domem zatrzymał się milicyjny gazik kobieta rzuciła się do ucieczki, a mundurowi zatrzymali ją na schodach.

"Burdel mama" przed Sądem Powiatowym w Słupsku stanęła w marcu 1959 roku. Rozprawa wywołała w Słupsku wielkie zainteresowanie. Do sądu szły oglądać ją dzikie tłumy. Oskarżona dostała 3 lata więzienia i 5 tys. złotych grzywny.

Utajniony proces

Władze sądowe wyciągnęły wnioski z wrzawy, jaką wywołała sprawa najsłynniejszego po wojnie domu publicznego wśród mieszkańców Słupska. Nie minął rok, a milicjantom udało się zatrzymać drugą słupską "burdel mamę". Tym razem "Głos Koszaliński" o ujęciu kobiety i zaczynającej się jej rozprawie sądowej nie napisał ani słowa. Sprawa zrelacjonował dopiero po wydaniu wyroku i odwiezieniu kobiety do więzienia.

Tym razem na ławę oskarżonych trafiła Maria Jankowska. Oskarżono ją o "nakłanianie dwóch innych kobiet do uprawiania nierządu i użyczania im do tego swojego mieszkania w celu czerpania zysku". Dziennikarz, który był na sprawie sądowej nie mógł uwierzyć, że oskarżona ma 52 lata i czwórkę dzieci w wieku od 15 do 28 lat.

Z akt sądowych wynikało jednak, że kobieta była już wcześniej karana za sutenerstwo. Nie zrobiła ona tak wielkiej kariery jak pani Owak. Słupszczanka namówiła do pracy swoje dwie koleżanki: 38-letnią Weronikę P. oraz 22-letnią Rozalię B.

Areną ich działań było mieszkanie Jankowskiej przy ul. Konopnickiej (co ciekawe w artykule opisującym te sprawę podano dokładny adres domu schadzek). - Po wypiciu butelki wina starała się nastręczyć nam te kobiety, mówiąc, że można zostać w mieszkaniu do rana - opowiadał Stanisław F. jeden ze świadków w sprawie.

Seks za płaszcz letni

Z zeznań wynika także, że największe "wzięcie" wśród gości pani Jankowskiej miała młodsza prostytutka. Ale pozostałe panie, łącznie z właścicielką domu nie były symbolami czystości moralnej. - Jankowska piła wódkę i odbywała stosunki - zeznawała Weronika P.

Sprowadzanych osobników stręczyła mnie i Rozalii do odbywania stosunków za pieniądze. Najczęściej osobnicy ci odbywali stosunki z Rozalią, gdyż ja jestem starsza, a ona znacznie ode mnie młodsza.

Gwiazda domu schadzek, czyli 22-letnia Rozalia tak opisywała organizowane w mieszkaniu imprezy. - Mężczyzn sprowadzała Jankowska, aby mogła sobie wypić i wyłudzić pieniądze, gdyż nigdzie nie pracowała. Mnie Jankowska namawiała do odbywania stosunków i pobierania pieniędzy od osobników, których ona sprowadzała. Jeśli więcej ich przyszło, to wskazywała tego, który posiadał pieniądze, a pozostałych starała się wygonić.

Efekty działań domu schadzek nie są imponujące. W akcie oskarżenia wykazano, że z usług słupskich pań lekkich obyczajów skorzystało łącznie 11 mężczyzn. Jeden był mieszkańcem Koszalina, jeden mieszkał w powiecie słupskim, a pozostali byli słupszczanami. Prostytutki pracowały nie tylko za pieniądze, ale także za trudne do zdobycia w latach pięćdziesiątych przedmioty.

- U Jankowskiej dwa razy spałam z Feliksem, za co dał on Jankowskiej raz 100 złotych, a raz 20 złotych, a mnie kupił płaszcz letni niebieski, buty niskie brązowe i wiele innych drobiazgów - zeznawała starsza z prostytutek, Weronika P.

Przed ogłoszeniem wyroku właścicielka domu schadzek wyraziła swoją skruchę. Po trwającej tylko chwilę naradzie sąd wydaje łagodny wyrok: rok więzienia i 2 tys. zł grzywny, a jeśli nie da się jej ściągnąć skazana odsiedzi 40 dni w areszcie. Ten niewysoki wyrok sutenerka zawdzięczała zaawansowanemu wiekowi oraz przebytej niedawno chorobie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza