Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Skandalista Józef Warchoł

Wojciech Kukliński
Józef Warchoł z Koszalina opuścił dom Wielkiego Brata w atmosferze skandalu.
Józef Warchoł z Koszalina opuścił dom Wielkiego Brata w atmosferze skandalu. Wojciech Kukliński
- Za kratami nie było tak źle jak w Big Brotherze - mówi o swoim pobycie w telewizyjnym show Józef Warchoł.

Zdemolował drzwi na oczach pół miliona widzów.

Telewizyjny show. Kamery śledzą mieszkańców domu Wielkiego Brata. Nagle umięśniony facet, tylko w gaciach, uderza drugiego, młodszego, w twarz. Potem jeszcze raz. I demoluje drzwi. Na oczach pół miliona widzów.

Zadającym ciosy był Józef Warchoł z Koszalina, zawodowy mistrz świata i były dwukrotny mistrz Europy. Jedyny w Polsce kickbokser, który ma w swoim dorobku aż dziewięć tytułów mistrza kraju. Przez tę bójkę wyleciał z programu Big Brother ledwie po kilku dniach na wizji. Nie pierwszy raz użył swojej siły.

Wychowanie przez "ręczne pranie"

Jeden z idoli Warchoła to Chuck Norris, który jako strażnik Teksasu zaprowadza porządek wszelkimi dostępnymi metodami. - Czym różnię się od niego? Tym, że on umie dzielić nawet przez zero, a ja nie - mówi Warchoł z uśmiechem na twarzy.
Naruszenie nietykalności cielesnej fotoreportera "Głosu Pomorza" czy też samochodowy pościg z Koszalina do Mielna za dziennikarzem "Gazety Wyborczej" były - jak twierdzi - spowodowane porywem jego serca. Stawał w obronie swojej dziewczyny, którą jeden sfotografował, a drugi nieprzychylnie opisał.

Uderzył w głowę siedmiolatka, który przebiegł przed kołami jego samochodu i pokazał mu odwrócony palec w obraźliwym geście, by "nauczyć smyka szacunku dla starszych". W kołobrzeskim hotelu New Skanpol pobił gangstera, stając w obronie oszukanej i okradzionej kobiety.

W hali Gwardii potrząsał piłkarskim arbitrem za to, że palił on papierosa w niewyznaczonym do tego miejscu.

Na parkingu przed swoim domem "ręcznie" tłumaczył jednemu z kierowców, że zaparkował samochód niezgodnie z przepisami.

Gdy jako rowerzysta został zepchnięty przez samochód na pobocze, popędził za nierozważnym kierowcą, dopadł go na zamkniętym przejeździe kolejowym, wyciągnął zza kierownicy, zabrał kluczyki i wezwał policję.

Tajna broń Leppera

Kilka lat temu Warchoł zaprzyjaźnił się z Jarosławem Marcem, który wówczas był koszalińskim policjantem, a do niedawna, za rządów Jarosława Kaczyńskiego, pełnił funkcję szefa Centralnego Biura Śledczego. Znajomość ta nie wyszła kicbokserowi na dobre.

Podejrzliwy gang koszalińskich zapaśników uznał, że Warchoł coś kombinuje z policją. Doszło do walki: on jeden, ich kilku. Uderzył pierwszy.

- Jak szykuje się zadyma, to nie ma na co czekać, trzeba uderzyć - ujawnia swoje życiowe credo. Warchoł ma całkiem spore koneksje polityczne. Jest członkiem Prawa i Sprawiedliwości, a poprzednio był w Lidze Polskich Rodzin i Samoobronie. To właśnie Warchołem straszył w jednym z telewizyjnych wywiadów Andrzej Lepper, mówiąc: - Jak trzeba będzie, to do Warszawy zaproszę Józka. On zrobi porządek.

Gorzej jak za kratami

Oprócz "robienia porządków", Józef Warchoł chciałby też zrobić karierę aktorską. Występ w programie Big Brother miał być szansą na spełnienie tego marzenia. Szybko okazało się jednak, że nie jest to droga do gwiazd usłana różami.

- Było naprawdę ciężko - opowiada koszalinianin. - Gdy musieliśmy spać na podłodze, kąpać się w zimnej wodzie, korzystać z wychodka na dworze i jeść przez cały dzień zaledwie parę sucharków z jakimś salcesonem, ludzie zaczęli pękać. Szukali pomocy, jednocząc się w grupę. Chcieli z niej czerpać siłę przetrwania. Ja grupy nie potrzebowałem. Dzielnie znosiłem w samotności wszelkie niewygody i rzetelnie wykonywałem wszelkie rozkazy Wielkiego Brata.

Co doskwierało Warchołowi najbardziej? Ciągle włączone światła, wszechobecność kamer, brak snu. - Przytrafiło mi się spędzić trochę czasu za kratami, ale wierzcie mi, w więzieniu nie było tak źle jak w tym programie - mówi.

Dwa ciosy i koniec kariery

W miniony weekend Warchoł wyleciał z domu Wielkiego Brata. Widzowie i internauci zobaczyli, jak dwa razy uderza otwartą dłonią w twarz Dariusza Kiśluka i w szale niszczy drzwi.

- To, co pokazano, to totalna nieprawda - twierdzi Warchoł. - Zostałem do bójki sprowokowany przez pijanych współuczestników programu i stanąłem do walki w obronie własnej. Dlatego Big Brother nie pokazuje przyczyn tego zajścia.
Dodaje, że nie wyrzucono go, bo sam zdecydował się odejść. - Wyjście z programu to była moja i tylko moja decyzja - zaznacza.

- Po tym incydencie zażądałem wezwania policji, by alkomatem sprawdziła trzeźwość uczestników. W ten sposób wytargowałem natychmiastowe opuszczenie programu, z którego wychodzi się przecież tylko wówczas, gdy chcą tego widzowie. Mam żal do organizatora, że zrobił ze mnie jakiegoś oszołoma. Ja jestem inny.

Wojciech Kukliński

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza