Od kilku tygodni głośno w Polsce o sprawie Krzysztofa Olewnika, porwanego syna biznesmena z Drobina (Mazowieckie).
Niewiele osób wie, że w powiecie kamieńskim wydarzyła się podobna historia. Choć zabójcy katowali ofiarę o wiele krócej, sposób zadawania cierpień jest równie wstrząsający. Właśnie mija dziewięć lat od tamtych wydarzeń.
Inaczej niż w sprawie Olewnika, policjantom szybko udało się ustalić sprawców. Dziś przypominamy historię z Łuskowa pod Wolinem.
Bandyci z podwórka
Znali się od dziecka. Wychowali na jednej ulicy. Chodzili do tej samej szkoły w Kamieniu Pomorskim. Gdy zabijali mieli po 19-lat. Sławomir K., Rafał R. oraz Przemysław K. Ten ostatni zostanie skazany jedynie za pomoc w zbrodni. Kierował samochodem, którym wożono ofiarę.
Rafał R. ps. Żaba" skończył tylko siedem klas podstawówki. Dwukrotnie próbował zdać ósmą. Nie wyszło mu. Po raz pierwszy był badany przez psychologa w czwartej klasie. Nauczycieli zaniepokoiło jego zachowanie na lekcjach. Po podstawówce próbował zrobić kurs malarza okrętowego. Wyrzucili go za alkohol.
Gdy miał kilkanaście lat próbował się powiesić. Podobno przez dziewczynę. Uratował go kolega. Przed zabójstwem był karany cztery razy - za pobicia i kradzieże. W miejscu zamieszkania miał fatalną opinię. Pracował tylko dorywczo. Ostatni raz przy renowacji kutrów na terenie byłej już spółdzielni "Belona" w Dziwnowie. Malował kutry.
Sławomir K. pochodzi z tzw. normalnej rodziny. Jest najmłodszy z trójki rodzeństwa. Po podstawówce pracował w stolarni. Ale w żadnej pracy nigdy długo nie zagrzał miejsca. Jeszcze jako nieletni był karany za pobicie i kradzież z włamaniem. Według osób pracujących przy śledztwie, Sławomir K. to niebezpieczny bandyta.
Wiedział za dużo
Jaki zapadł wyrok
Sławomir K. i Rafał K dostali po 25 lat więzienia. Ich kierowca 5,5 roku. W więzieniu Sławomir K. napisał do prezydenta o ułaskawienie. Na kilku stronach przytacza przypadki gorszych zbrodni niż ta, której sam był sprawcą. Prezydent na ułaskawienie się nie zgodził.
Sławomir K. i Rafał R. mogą się starać o warunkowe przedterminowe zwolnienie po 20 latach. Przemysław K. jest już na wolności.
To podczas pracy w Dziwnowie, Sławomir K. oraz Rafał R. poznali swoją przyszłą ofiarę. Był nim Zdzisław P. Zdzisiek siedział wcześniej w więzieniu za alimenty. Ale w pracy miał dobrą opinię.
- Spokojny, zaradny, dopilnował wszystkiego - oceniał go pracodawca.
Zdzisław P. nocował na terenie "Belony". Czasem spał na kutrze. Czasem w pokoju przerobionym z magazynu. To ważny szczegół. Bo właśnie z tego miejsca sprawcy go porwą. Bo Zdzisław P. znał tajemnice Sławomira K. i "Żaby". Obaj kradli paliwo do kutrów. Sprzedawali je kumplom. W połowie października 1999 r. ukradli dwie beczki ropy. Właściciel szybko się zorientował. Podejrzewał Zdziśka. Ten jednak nie chciał płacić za głupotę swoich kolegów. Powiedział im, że widział jak kradli beczki i żeby coś z tym zrobili.
Wtedy w głowach zabójców zrodził się plan nastraszenia Zdziśka. O pomoc poprosili Przemysława K.
To ich kolega z podwórka. Nie był wcześniej karany. Student pierwszego roku prywatnej szkoły prawa w Rewalu. Nie odmówił, gdy kumple poprosili go, aby zawiózł ich do Dziwnowa. Wtedy jeszcze nie wiedział, że będzie współuczestniczył w zabójstwie.
Zabójcza impreza
Był wieczór 17 października 1999 r. Niebieski ford eskort jedzie z Kamienia do Dziwnowa. W aucie za kierownicą siedzi Przemysław. Obok "Żaba", a z tyłu Sławomir K. Samochód zatrzymuje się przed "Beloną". Sławomir K. wysiada. Idzie do Zdzicha. Ten akurat robi sobie kolację.
Sławomir K. proponuje mu wyjazd na imprezę. Zdzichu zgadza się. Zrzuca robocze ciuchy, myje się i zakłada spodnie na kant oraz koszulę. Wsiada na tylne siedzenie. Nie pyta gdzie jadą. Podczas drogi sprawcy zaczynają realizować swój plan. Pytają Zdzicha jak chce umrzeć. Szybko czy wolno.
- Myślałem, że to tylko takie żarty. Mieliśmy go jedynie nastraszyć - mówił na procesie Przemysław K.
Za Międzywodziem skręcają w drogę na Wolin. Zatrzymują samochód. Każą Zdzichowi wejść do bagażnika. Potem jadą dalej. W Łuskowie skręcają w leśną drogę. Zatrzymują się. Kierowca zostaje w samochodzie. Zdzichu wychodzi z bagażnika. Otrzymuje kilka ciosów w twarz. Sprawcy każą mu zdjąć pasek od spodni. Przerzucają go przez gałąź drzewa. Ale pasek pęka. Zarzucają mu go na szyję. Zaraz potem poprawią, gdy okaże się, że zamiast na szyi, pasek zatrzymał się na brodzie. Na końcach paska robią pętlę i wkładają dwa kawałki drewna. Zaciskają na szyi. Sprawdzają, czy ofiara żyje. Nie oddycha i nie ma tętna. Ale zabójcy chcą mieć pewność. Skaczą mu po klatce piersiowej. Łamią żebra i niszczą wątrobę.
Sławomir K. wraca do samochodu. Pyta kierowcę, czy ma nóż. Ale ten nie ma. Sławomir znajduje drewniany kołek. Razem z Rafałem R. zaczynają wbijać go w klatkę piersiową ofiary. Potwierdzi to sekcja zwłok. Gałęziami próbują zamieść ślady. Odjeżdżają. Idą na wódkę.
Więzienny tatuaż
Ciało Zdzicha znaleziono dzień później. Na zwłoki natknęła się mieszkanka Łuskowa. Denat nie miał przy sobie żadnych dokumentów. Przesłuchano kilkadziesiąt osób. Śledztwo prowadził wtedy Jarosław Przewoźny, szef kamieńskiej prokuratury.
- Rozpoznano go po tatuażu - wspomina Przewoźny. - Ale ciągle nie wiedzieliśmy kto zabił.
Zadecydował przypadek. W Kamieniu policjanci dostali wezwanie do awantury na klatce schodowej. Zwinęli Rafała R. I właśnie wtedy "Żaba" zapytał, czy policjanci nie wiedzą czegoś o zaginionym koledze. Jeden z funkcjonariuszy pokazał mu zdjęcie Zdzicha. Ale "Żaba" nie od razu przyznał się do winy. Pierwszy pękł Sławomir K.
Przed wyrokiem Przemysław K. oraz Sławomir K. przeprosili w sądzie rodzinę Zdzicha. Rafał R. na pytanie sądu, co chce powiedzieć w ostatni słowie odburknął:
- Nic.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?