MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Nie ma to jak dobry zespół! Nauczyciele słupskiej szkoły muzycznej zagrali koncertowo

Mateusz Marecki
Na co dzień długie godziny spędzają u boku swoich uczniów, szlifując z nimi technikę i dopracowując niuanse interpretacyjne zadanych utworów. Wczoraj (25.11) nauczyciele PSM I i II stopnia w Słupsku, przy mocnym wsparciu zaprzyjaźnionych artystów z Gdyni i trójki swoich podopiecznych, pokazali się od strony estradowej. Solo, w duetach, triach, kwintetach i większych składach instrumentalnych zaprezentowali pozycje klasyczne, niewykonywany dotąd utwór współczesnej kompozytorki, muzykę filmową oraz znane pieśni i piosenki w niestandardowych aranżacjach.

Czwartkowy koncert był podróżą po sekcjach instrumentów: fortepianu, smyczków, dęciaków i perkusji. Miał dramaturgię, bo z każdą częścią wzrastał wolumen brzmienia, pojawiał się bardziej rozbudowany skład, gęstniała faktura. Muzycy pokazali swoje różne oblicza: nostalgiczne i klasyczne, gdy na scenie panował najpierw fortepian, a potem też wiolonczela i skrzypce, oraz bardziej rozrywkowe w nowoczesnych wersjach i przeróbkach takich szlagierów jak „Marsz turecki” Mozarta czy piosenka „Serduszko puka w rytmie cza-cza”.

Szczególnie żywiołowo reagowała publiczność, w dużej części złożona z uczniów słupskiej szkoły muzycznej i ich rodziców, na grę zespołową nauczycieli. Usłyszeliśmy przejmującą linię wiolonczeli Jarosława Madejskiego w Temacie z filmu „Lista Schindlera” oraz II części Tria d-moll Mendelssohna (Barbara Żydzianowska jako akompaniatorka to klasa sama w sobie!), by chwilę później zachwycić się w „Czardaszu” Vittorio Montiego wirtuozerią Piotra Macha (pedagoga, ale też jednego z koncertmistrzów słupskiej orkiestry). Bohaterem koncertu był niewątpliwie Przemysław Osiński, który dwoił się i troił na scenie, bo tuż przed swoim występem – brawurowym wykonaniem „Brain Training” Hiromi Uehara – przeciągnął fortepian z kąta sali na jej środek. Osiński odznacza się rzadko spotykanym luzem na scenie i dużym talentem improwizacyjnym. Burzę oklasków otrzymał też po swoim duecie z Medeą Berianidze, u której niegdyś zdobywał dyplom szkoły średniej w klasie fortepianu. Ich efektowna interpretacja „Samby Alla Turca”, najeżona trudnościami technicznymi, na pewno przypadłaby do gustu Mozartowi, który podobno miał łatwość improwizacji i skłonności do szaleństwa, także muzycznego. Duże wrażenie wywarły występy, także dzięki elementowi aktorskiemu, czterech cenionych nauczycielek fortepianu: Lucyny Jackowskiej-Brzóski, Alicji Kudryckiej, Gabrieli Picz i Ewy Rogulskiej. Zaprezentowały w różnych składach m.in. lubiany „Taniec z szablami” Arama Chaczaturiana i "Pomidor i galop" (z zabawnym zwrotem akcji) jego bratanka Karena.

Sporo energii i humoru wprowadziła sekcja instrumentów dętych z towarzyszeniem perkusisty Wiesława Helińskiego. Kojące dźwięki ptasiego śpiewu i precyzję budowania frazy zaprezentowali przy akompaniamencie fortepianowym Berianidze fleciści – Iwona Brosz (dodatkowo utalentowana poetycko) i Bartosz Morus. Potem doszło do prawykonania kompozycji Pauli Ptach-Dembskiej, jeszcze niedawno uczącej kształcenia słuchu i harmonii w słupskiej szkole muzycznej. Jej „November piece” na instrumenty dęte i perkusję opiera się na serii powtarzanych dźwięków, traktuje materiał minimalistycznie i przez tę prostotę formalną oddaje surowość tytułowego listopada i zawartej w nim nostalgii. Na koniec części dętej na scenę wtoczyła się ciężka artyleria. Panowie w składzie Wojciech Brzozowski (trąbka), Rafał Ringwelski (trąbka), Bartłomiej Skrobot (waltornia), Marek Sikora (puzon) i Karol Chustak (tuba) z dowcipem i dużym kunsztem zabawiali widownię aranżacjami znanych melodii, m.in. „O sole mio” i „Panie Janie”.

Na zakończenie doszło do połączenia sił muzycznych muzyków reprezentujących wszystkie sekcje instrumentów. I tu niespodzianka – uczniowie przekonali się, jak wszechstronni są ich nauczyciele. Nie tylko byli świadkami ich niezwykłego zgrania, ale też zobaczyli trzech z nich w mniej znanej roli. Zenon Terefenko, który uczy gry na akordeonie, pewnie trafiał w klawisze; Jarosław Nyc (autor aranżacji w ostatniej części koncertu), zwykle grający na klarnecie, tym razem dodawał głębi na gitarze basowej; wreszcie Grzegorz Karaś, też na co dzień klarnecista, czarował grą na saksofonie. Cały zespół, działający pod nazwą „Filharmonic Band”, akompaniował wokalistce Annie Chodynie, która pokazała szeroki wachlarz swoich możliwości, zwłaszcza w zagranej na drugi bis piosence „Niech żyje bal”, której przemyślana interpretacja mogła zrobić piorunujące wrażenie. Warto było przemęczyć się w niewygodnych fotelach filharmonii te dwie godziny, by doczekać takiej kulminacji.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Zofia Zborowska i Andrzej Wrona znów zostali rodzicami

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza