Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Norwegia - kraj fiordów

Andrzej Plęs [email protected]
Norwegia bardzo różni się od Polski, mentalnie jesteśmy zupełnie różnymi narodami. Ale – jak przekonuje Janusz Urbanik – jesteśmy tam bardzo mile widziani.
Norwegia bardzo różni się od Polski, mentalnie jesteśmy zupełnie różnymi narodami. Ale – jak przekonuje Janusz Urbanik – jesteśmy tam bardzo mile widziani. Dariusz Chajewski
Praca Janusz Urbanik z Dębicy (woj. podkarpackie) uparł się, by promować polską siłę roboczą w Norwegii. Pomaga młodzieży w nauce fachu i języka norweskiego, a chętni wala oknami i drzwiami

Norweg unika sytuacji stresujących, w robotę wkłada całą duszę, ale po robocie chce mieć spokój. Przestrzega przepisów o ruchu drogowym, bo rozumie, że przepisy i znaki są po to, żeby zapewnić mu bezpieczeństwo. I wie, że głupich przepisów i znaków na drodze nie ma, więc respektuje te, które są. Władzę szanuje, nawet jeśli władza mu się nie podoba. Szanuje, bo taką sobie naród wybrał. Jak mu się władza nie podoba, to przy najbliższej okazji wybierze sobie nową i inną, ale tymczasem szanuje tę, którą ma. Różnic politycznych nie konfrontuje się na ulicach, narodowe święto nie służy do obrzucania się wzajemnie kostką brukową.

To tak niedaleko od nas, a jednak tak daleko. Kiedy Janusz Urbanik zdobywał przed 20 lat ze swoim Ventorem pierwsze kontrakty na rynku norweskim, wszystko tam było inne od naszego dzikiego, odradzającego się kapitalizmu. Tam nie zmieniło się nic, u nas wiele. Poza tym, że tam państwo jest po to, by służyć obywatelowi, a u nas - wciąż na odwrót. O czym funkcjonujący na obu rynkach Urbanik przekonał się nie raz.

Nasi na fiordach

- Niewykluczone, że w tej chwili norweska gospodarka bez Polaków nie byłaby w stanie funkcjonować - zapewnia Urbanik. - W wielu stoczniach, fabrykach znaczna część personelu, wykonującego prace fizyczne, to właśnie fachowcy z Polski. I tam ceni się nas, jako tę grupę, bez której budowanie przyszłości gospodarczej kraju byłoby trudne. A dla wielu - niewyobrażalne. Nawet, jeśli naszym rodakom zdarza się tam nadużyć alkoholu i narobić głupstw.
Już teraz 1000 - 1500 Polaków z Ventora pracuje w kraju fiordów. A może być wię­cej, bo Urbanik uparł się, by promować fachową polską siłę roboczą w Norwegii. W Zespole Szkół Zawodowych w Dębicy objął patronat nad jedną z klas, która kształci młodzież w zakresie działalności firmy. Z perspektywą, że absolwenci - za pośrednictwem Ventora - mogą dostać pracę w Skandynawii. I żeby im ułatwić start zawodowy, sfinansował opracowanie podręcznika do nauki języka norweskiego, druk tego podręcznika, wyposażenie dwóch pracowni językowych, a od trzech lat finansuje lektora, który do dębickiej szkoły dojeżdża z Krakowa. Efekt: do patronackiej klasy walą takie tłumy chętnych, że przy naborze trzeba robić selekcję.

- W tej chwili około dwudziestoosobowa klasa uczy się u nas norweskiego, ale też specjalistycznego języka angielskiego, a te zajęcia prowadzi pracownica Ventora - potwierdza Bożena Zielińska, dyrektor szkoły. - Do klas patronackich mamy więcej chętnych niż miejsc, a większość to młodzi ludzie spoza okolic Dębicy. Dlatego, że to przyszłościowy zawód, a firma zapewnia pracę i ciągłość zatrudnienia. Nasi absolwenci już pracują w Norwegii.

I w swoim patriotyczno-edukacyjnym entuzjazmie Urbanik zderzył się z polską rzeczywistością. Bo jeszcze trzy lata temu usłyszał od Norwegów, że przecież taka nauka norweskiego mogłaby być prowadzona z pieniędzy Funduszu Norweskiego. Byle tylko Urbanik albo szkoła uzyskały oficjalne zatwierdzenie programu nauczania. Przez kuratorium oświaty, ministerstwo edukacji, jakąkolwiek państwową instytucję oświatową.

- Brakuje mi już sił, żeby to zrealizować - opowiada właściciel Ventora. - Od trzech lat czekamy na zaakceptowanie programu nauczania języka norweskiego. Kuratorium do tej pory nie odpowiedziało.

Bożena Zielińska uspokaja: Do końca tego roku szkolnego zamierzamy w kuratorium zgłosić innowacje programową, dotyczącą języka norweskiego - uściśla. - Mam nadzieję, że zostanie zaakceptowana i taki dokument pozwoli wystąpić o grand z Funduszu Norweskiego.

A tymczasem szkoła za pieniądze prywatnego przed­siębiorcy prowadzi "tajne komplety językowe" ku chwale polskiego i norweskiego rynku pracy. I głównie dzięki nauce norweskiego, współpracy z Ventorem i perspektywą pracy w Norwegii szkoła w grudniu wygrała ogólnopolski konkurs "Szkoła na rynku pracy". W maju dziesięciu jej uczniów pojechało na kilkudniową wycieczkę do Norwegii.
Finansował Ventor.

Bliscy, ale inni

Janusz Urbanik mówi, że w kilometrach dzieli nas niewiele, ale mentalnie dzieli nas przepaść.

- Która nie jest nie do pokonania - zastrzega.

Norweg trzy razy zastanowi się nad każdą pracą, żeby przy realizacji nie popełnić błędu. Trochę to trwa, ale pozwala uniknąć skutków polskiej "destrukcyjnej spontaniczności" - szybko budujemy drogę po to, żeby latami ją poprawiać. Dla Norwega sukces nie jest zagrożeniem. Tam z jego sukcesu cieszą się współpracownicy i rodzina, a on ma powód do dumy. Jego sukces z pewnością nie narazi go na zawiść otoczenia.

Na skandynawskiej drodze spokój. Jak jest ograniczenie do 50 km/h, nikt nie odważy się tu jechać 51 km/h. Chyba, że kierowca znad Wisły.

- Bywa, że nasi za kierownicą z politowaniem patrzą na wlokących się drogą Norwegów, ale wtedy podsuwam im statystykę: w skali roku ginie u nich na drogach 30 - 40 osób - tłumaczy właściciel Ventora. - Czyli mniej, niż nas w Polsce w ciągu jednego "długiego weekendu". W ogóle w Norwegii panuje przekonanie, że jeśli ktoś wymyślił jakiś przepis na drodze, na budowie, w zakładzie, to po to, by służył ich bezpieczeństwu.

I przekonani są, że jeśli chce się żyć 100 lat, to trzeba żyć spokojnie, nie denerwować się, unikać sytuacji stresujących.

- Wierzą w swoje państwo, kochają króla, frekwencja w dzień wyborów bliska jest stu procent - wylicza Urbanik. - A tam dzień wyborów to nie niedziela i nie dzień wolny od pracy, a jednak niemal wszyscy po pracy idą do lokali wyborczych i głosują. Jak się zawiodą na tych, których wybrali, mówią - trudno, za cztery lata będziemy głosować na kogoś innego, ale na razie bądźmy lojalni wobec tego, kogo już wybraliśmy.

A norweskie święta narodowe to nie powód do mordobicia, i nie okazja do rozdrapywania ran, ale wspólny dla wszystkich obywateli festiwal radości, że jest się Norwegiem.

Polski wiking?

Jedno z najbogatszych państw świata, z wieloletnimi planami rozwoju i jednym podstawowym problemem: mało nas, żeby te plany zrealizować.

- Norwegia skłonna jest "adoptować" obywateli innych krajów, takie są oficjalne plany rozwojowe i wszyscy tam to rozumienia i akceptują - tłumaczy Urbanik. - Te same plany mówią, że do końca 2040 roku chcieliby zbudować swoją populacje do poziomu siedem i pół do ośmiu milionów mieszkańców, tymczasem w tej chwili jest ich zaledwie 4,5 miliona. Wiedzą, mówią o tym i piszą, że nie zrobią tego własnymi siłami, toteż liczą na imigrację. A ponieważ mają raczej nie najlepsze doświadczenia z przybyszami z Azji i Afryki, liczą na kraje europejskie. A obecnie rządząca Partia Pracy oficjalnie przyznaje, że chciałaby pozyskać nowych obywateli spośród mieszkańców byłego bloku socjalistycznego. Bo to kraje kulturowo dużo bliższe niż Pakistan, Afganistan i Afryka.

Urbanik broni się przed zarzutem, że swoimi działaniami chce na rzecz Norwegii wyludnić i tak borykającą się z kłopotami demo­- graficznymi Polskę.

- Możliwa jest sytuacja, że możemy pracować w Norwegii, mieszkając w Polsce - tłumaczy i wie, co mówi, bo sam tak funkcjonuje. - Norwegowie i tak są zawiedzeni, że tak niewielu z nas się tam osiedliło. W tej chwili pracuje tam około dwustu tysięcy Polaków, a w ciągu ostatnich dziesięciu lat osiedliło się nas tam około 20 tysięcy. A reszta lata. Z domu do pracy i z powrotem.

Bariera?

Kulturowa, językowa, tęsknota do rodziny w kraju, poczucie samotności w obcym środowisku. Może niełatwo wojowi zostać wikingiem, może nie od razu, ale Urbanik zapewnia, że to możliwe. Nawet jeśli z rogatym hełmem na głowie, w głębi duszy zostanie się Słowianinem. Żeby na teraz odciążyć uginający się od ciężaru bezrobotnych polski rynek pracy, tam nabrać wiedzy, umiejętności i doświadczenia, norweskimi płacami, o jakich tu można pomarzyć, zasilić nasze budżety domowe i wiecznie głodny Skarb Państwa polskiego.

- Pracuję po to, żeby Norwegia rosła w siłę, a nam - Polakom - żyło się dostatniej - kwituje Urbanik pół żartem pół serio.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza