MKTG SR - pasek na kartach artykułów

O prywatyzacji uzdrowiska w Kołobrzegu rozmawiamy z posłem Czesławem Hocem

Iwona Marciniak [email protected] Tel. 94 347 35 99 Fot. Archiwum
Poseł Czesław Hoc.
Poseł Czesław Hoc.
Rozmowa z Czesławem Hocem, posłem Prawa i Sprawiedliwości z Kołobrzegu, który był przeciwny zgodzie na prywatyzację najważniejszych polskich uzdrowisk, w tym kołobrzeskiego.

- Dlaczego Pana zdaniem warto było stoczyć sejmową batalię o utrzymanie klosza nad siedmioma "najważniejszymi" uzdrowiskami? - Myślę, że łatwo będzie zrozumieć nasze obawy, gdy wyjaśnię, dlaczego akurat te uzdrowiska - Kołobrzeg, Świnoujście, Krynica, Ciechocinek, Lądek, Rymanów i Busko Zdrój - wyodrębniono jako narodowe. Wcześniej, jeszcze gdy rządy sprawowało PiS, ta "narodowa" grupa była większa i liczyła 14 uzdrowisk. Nie wolno było ich prywatyzować. PO wprowadziła swoje zmiany i zostawiła siedem. Od początku uważaliśmy, że zachowanie państwowości tych uzdrowisk to obowiązek państwa, wynikający z wartości konstytucyjnych.

Pierwszy artykuł Konstytucji mówi: "Rzeczpospolita Polska jest dobrem wspólnym wszystkich obywateli", a nie ulega żadnej kwestii, że uzdrowiska narodowe to też dobro narodowe, wypracowane przez pokolenia, które znały i doceniały walory wyjazdów "do wód". Artykuł 68 ustęp 2 Konstytucji mówi z kolei o równym dla wszystkich dostępie do świadczeń opieki zdrowotnej, finansowanej ze środków publicznych. Pamiętajmy bowiem, że świadczenia lecznictwa uzdrowiskowego są integracyjnym elementem służby zdrowia.

 

- No tak, ale zwolennicy prywatyzacji mówią o rosnącej konkurencji, a co za tym idzie potrzebie inwestowania dużych pieniędzy, których państwowe uzdrowiska nie mają. - My zdajemy sobie sprawę, że większa część uzdrowisk podupadła i trzeba dużych pieniędzy, których państwo nie da, bo nie ma. Dlatego jest kilkadziesiąt uzdrowisk w Polsce, nawet dobrych, takich jak Połczyn Zdrój czy Kamień Pomorski, które czeka prywatyzacja. I z jej potrzebą się zgadzamy. Inna rzecz, że u nas prywatyzację przeprowadza się w fatalny sposób. Uzdrowiska sprzedaje się za wręcz symboliczne pieniądze.

- Co Pan przez to rozumie? - Robimy to w pośpiechu, w nieodpowiednim czasie. Mamy przecież nadal światowy kryzys. W kryzysie nie ma co liczyć na to, że usłyszymy dobrą cenę. Nie wolno na siłę sprzedawać w takim czasie. Inwestorzy chętnie wykorzystują przyparcie do ściany. Sam fakt, że chcemy sięgnąć po te nasze "dobra narodowe", świadczy o tym, że pozostałe uzdrowiska nie sprzedają się tak dobrze, jak zakładał rząd, który usilnie szuka pieniędzy na załatanie wielkiego deficytu finansów publicznych. Inwestorzy o tym bardzo dobrze wiedzą.

 

- Stąd Pana zdaniem sięgniecie po najlepszą siódemkę? - Oczywiście. Rząd sięga po perły polskich uzdrowisk. Po pierwsze one się bilansują i wypracowują zysk. Po drugie, o ile my w czasie naszych rządów dokapitalizowywaliśmy je, to teraz z tych pereł polskich uzdrowisk skarb państwa czerpie dywidendy, zamiast mocno inwestować. Potem dramatycznym gestem wskazuje się obiekty wymagające remontów, rozkłada ręce i mówi: "patrzcie! tu trzeba tak dużych pieniędzy na remont, że nie damy sobie rady bez inwestora!"

- A gdyby strategiczny inwestor dawał naprawdę duże pieniądze? - Gdyby ten łakomy kąsek był sprzedawany za godziwe pieniądze, gdyby inwestorzy bili się o nasze uzdrowiska, ktoś przebujał cenę, to jeszcze może byłoby o czym dyskutować. Ale widzimy, że ta nasze prywatyzacja odbywa się zupełnie inaczej. Jej fatalny przykład mamy na własnym podwórku. Myślę o Polskiej Żegludze Bałtyckiej. Inwestor wie o przyparciu firmy do ściany, więc stawia warunki wręcz uwłaczające. Wskazuje: pozbądźcie się tego i tego, to ewentualnie może was kupimy. A wracając do uzdrowisk nie mam wątpliwości, że ceny niektórych z nich zaniża się celowo. No i mamy jeszcze wymiar ogólnospołeczny.

 

- Ma Pan na myśli utrudniony dostęp do leczenia uzdrowiskowego? Zwolennicy prywatyzacji bronią się tym, że prywatne, luksusowe sanatoria również ustawiają się w kolejki do kontraktów z NFZ, proponując swoje usługi. - W mojej opinii prywatyzacja wszystkich uzdrowisk doprowadzi do tego, że nasza 10-milionowa rzesza emerytów, których zresztą przybywa, będzie zza płotu oglądać to, co się dzieje w strefie uzdrowiskowej.

- Skąd aż tak czarna wizja? - Rośnie zapotrzebowanie na komercję, fermy urody, na SPA i Wellnes, czyli luksus. Lecznictwo uzdrowiskowe schodzi na dalszy plan. Polscy emeryci, którzy tworzyli kapitał, będą go pozbawieni.

- Ale sama umowa prywatyzacyjna narzuca podtrzymanie funkcji uzdrowiska. - No i będzie ona podtrzymana, ale w zakresie marginalnym. To jak w życiu: może pani zarabiać na umowę zlecenie bardzo duże kwoty, ale zawsze będzie pani dążyła, żeby mieć też umowę o pracę, choćby za najmniejszą nawet kwotę. Po to, żeby odprowadzać podatki, ZUS itd. Tak samo ośrodki, czy sanatoria prywatne szukają czegoś, co będzie pewne. Ale jeśli tylko będzie to możliwe, wybiorą znacznie bardziej dochodową komercję. Jeśli będą skuteczni w poszukiwaniu "lepszego", komercyjnego klienta, to w ciągu kilku lat wyeliminują kontrakty z NFZ. Poza tym pamiętajmy, że uzdrowisko jako spółka SP też może prowadzić usługi komercyjne, oczywiście nie kosztem NFZ-owskich kuracjuszy.

- I prowadzi. - Oczywiście i takie rozsądne zarządzanie, pozwalające na wypracowanie zysku i inwestycje powinniśmy wspierać. Nawet jeśli to inwestycje znaczące, są przecież np. preferencyjne kredyty. Pamiętajmy, historia będzie nas oceniać nie z ilości nowoczesnych sanatoriów, które stworzymy, ale z tego jak zabezpieczyliśmy tych najsłabszych. Misja jest kategorią nadrzędną nad formą organizacyjno - prawną każdej jednostki. Jeśli pozbawimy tej misji nasze siedem ostatnich dóbr narodowych, to prędzej czy później ten system nam się wykolei.

 

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza