- My Ukrainki wszystko potrafimy zrobić - mówi Natasza, która swój drugi dom znalazła w Bytowie. Do miasta na Kaszubach przyjechała dokładnie ósmego marca. - Mam ręce i głowę. Musimy sobie poradzić, nie będziemy czekać, aż wszystko nam z nieba spadnie.
Cztery panie z Ukrainy postanowiły wziąć sprawy w swoje ręce. Dokładnie w ręce i zarobić na swoje i dzieci utrzymanie. Lepią pierogi i pielmieni. Chętnych na ukraińskie przysmaki jest tak wielu, że panie pracują od rana, aż do wieczora.
Cztery godziny do granicy szły pieszo
Mieszkanie w domu w bytowskiej Rzepnicy. Już przed drzwiami roznosi się cudowny zapach ukraińskich przysmaków. W niewielkiej kuchni cztery panie. Z serdecznym uśmiechem wita nas Natasza, wydaje się, że to pozytywny duch całej paczki.
Natasza w Ukrainie pomagała najsłabszym. Była psychologiem dziecięcym. W swoim mieście - Berdyczów zostawiła męża. Jest w Obronie Terytorialnej. Kobieta do Bytowa przyjechała z 70-letnią mamą i dwójką swoich dzieci. Roza jest w tej chwili na emeryturze. Wcześniej pracowała jako operator dźwigu.
Marina do Bytowa wzięła też dwójkę swoich dzieci. W Ukrainie była szwaczką. Podobnie z resztą jak Anna, ale ta ostatnia ostatnio była w domu, bo urodziła dziecko. Ich mężowie bronią Ukrainy.
Kobiety wspominają pierwsze dni wojny. - Nie było na co czekać - opowiadają. - Na miasto spadały bomby. Skrzyknęłyśmy się. Jesteśmy z tego samego miasta. W końcu nasi mężowie wsadzili nas do autobusu i pojechałyśmy do granicy. Niestety, cztery i pół godziny szłyśmy pieszo. Potem trafiłyśmy do Bytowa. Tu przyjęli nas Krzysiek i Lucyna Wrzesińscy. Nie miałyśmy nic, ani jedzenia, ani ubrań, ani pieniędzy, oni o nas zadbali. Jesteśmy im za to bardzo wdzięczni. Na początku płakałyśmy, byłyśmy załamane, potem jak już się wypłakaliśmy, wzięłyśmy się do roboty - uśmiecha się pani Natasza.
Ale swój udział w produkcji pierogów ma pani Lucyna. Z pewnością zmotywowała kobiety do działania.
- Przyjęliśmy 20 uchodźców z Ukrainy - mówi pani Lucyna. - Gdy to wszystko się zaczęło stwierdziliśmy z mężem, że tak powinniśmy zrobić. Mamy możliwość dania dachu nad głową, więc decyzja mogła być tylko taka.
I widać, że właściciele domu są już bardzo zżyci ze swoimi nowymi domownikami. Pan Krzysztof co chwilę wpada z zakupami, pani Lucyna pakuje do zamrażalki kolejną partię pierogów. Dzisiaj przyniosła truskawki, bo dwuletni Saszka jest jej w oczkiem w głowie.
Panie chciały się odwdzięczyć właścicielom domu za ciepłe przyjęcie i zaprosiły ich na kolację. Oczywiście były pierogi i pielmieni.
- Były pyszne - przyznaje pani Lucyna. - Nigdy wcześniej takich nie jadłam. Wróciliśmy do domu i tak pomyślałyśmy z mężem, że może nasze panie mogłyby robić pielmieni i pierogi dla naszych znajomych. Chcieliśmy, żeby czymś się zajęły i nie myślały tyle o tym co, dzieje się w Ukrainie. To był strzał w dziesiątkę. Okazało się, że w Bytowie jest wielu miłośników ukraińskich potraw. Musieliśmy zaopatrzyć się w dodatkową zamrażalkę, drzwi niemal się nie zamykają, co chwilę ktoś przychodzi.
Faktycznie, gdy byliśmy w odwiedzinach u pań z Ukrainy do domu weszła pani Anita. - Kupiłam pierogi z mięsem i farszem ziemniaczanym. Są pyszne - mówi bytowianka i zapewnia, że jest już stałym klientem.
Panie lepią pierogi od samego rana do wieczora. - Śmiejemy się, że nawet jak mężowie dzwonią, to nie mają czasu odebrać - mówi pani Lucyna. - Ale z pewnością są spokojniejsi, że tu w Bytowie nic złego im się nie stanie i są bezpieczne.
Ukrainki czekają na koniec wojny. - Chcemy wrócić do domu - mówią zgodnie. - Tam jest nasza ojczyzna...
Mateusz Morawiecki przed komisją śledczą
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?