Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przeprosiny, żal, wstyd i łzy słupskiej adwokat. Prokurator żąda skazania jej na 12 lat i siedem miesięcy więzienia. Obrońcy - uniewinnienia

Bogumiła Rzeczkowska
Bogumiła Rzeczkowska
Przesłuchanie biegłych, wyjaśnienia oskarżonej Katarzyny R. i mowy końcowe przed Sądem Okręgowym w Słupsku
Przesłuchanie biegłych, wyjaśnienia oskarżonej Katarzyny R. i mowy końcowe przed Sądem Okręgowym w Słupsku Bogumiła Rzeczkowska
W czwartek Sąd Okręgowy w Słupsku zakończył proces 41-letniej Katarzyny R., słupskiej adwokat oskarżonej o próbę zabójstwa. Wygłoszono mowy końcowe. Prokuratur żąda kary łącznej 12 lat i siedmiu miesięcy więzienia. Obrona zmierza do uniewinnienia z powodu działania w obronie koniecznej. A przede wszystkim po raz pierwszy wyjaśnienia złożyła oskarżona.

Mimo ze proces został zamknięty, wciąż nie wiadomo, co naprawdę wydarzyło się 5 sierpnia 2022 roku na ulicy Lelewela w Słupsku. Pokrzywdzeni nie czują się pokrzywdzonymi, świadkowie zmieniają zeznania, większość z nich była pijana, a nawet w stanie upojenia przyszła do sądu. Czy Katarzyna R., słupska adwokat atakowała? Czy się broniła? Proces nie dał na to oczywistej odpowiedzi.

Czy chciała zabić?

Prokuratura Okręgowa w Toruniu oskarża Katarzynę R. o to, że 5 sierpnia 2022 roku w Słupsku na ulicy Lelewela zaatakowała ostrym narzędziem dwóch mężczyzn. Mariusz K. został ranny w szyję i brzuch, Marcin K. - w pośladek. To zarzuty usiłowania zabójstwa pierwszego z nich i spowodowania lekkich obrażeń u drugiego. Po tym zajściu pijana Katarzyna R. próbowała odjechać samochodem, ale uderzyła w ogrodzenie. A gdy została zatrzymana przez policję, znieważała funkcjonariuszy i naruszyła ich nietykalność.

Jednak zdaniem obrony akt oskarżenia powstał na podstawie fragmentarycznych spostrzeżeń pijanej żony pokrzywdzonego Marcina K., która mogła widzieć tylko koniec zajścia. A najważniejszy świadek Sławomir K., brat pokrzywdzonego Mariusza K., który mógłby być kluczem w tej sprawie, już nie żyje. Niestety, nie został przesłuchany przez policję i nie wiadomo, jaka była jego rola w zdarzeniu. Obrona chce uniewinnienia z powodu działania w obronie koniecznej lub co najwyżej udziału w bójce.

Wersja oskarżonej prawniczki

Spójrzmy najpierw na ławę oskarżonych, z której po raz pierwszy zabrała głos Katarzyna R. Oskarżona adwokat zdecydowała się na koniec procesu złożyć wyjaśnienia. Zaczęła od tego, że przyjechała na ul. Lelewela ze Sławomirem K., którego wcześniej zawiozła do Jezierzyc.
- Wtedy byłam trzeźwa. Chciałam wyrzucić Sławka przy bloku 53 D i jechać sto metrów w górę, do domu moich rodziców. Sławek był pijany. Niestety, dałam się namówić na picie alkoholu. Piliśmy wódkę i piwo w samochodzie i obok. Później chciałam wrócić na piechotę do rodziców – mówiła Katarzyna R. - Na murku siedzieli Mariusz K., Marcin K., Kamil Sz. (ten świadek zeznał, że go tam w ogóle nie było – red.) i inni. Też pili alkohol. Zaczęłam się kłócić ze Sławkiem. Nie pamiętam o co. Uderzył mnie z otwartej ręki w twarz. Tamci podeszli do nas. Zaczęli się czepiać. Wyzywali mnie od „szonów”, kur…, lachocią…. Mariusz uderzył mnie tak, że upadłam. Pytałam, co zrobiłam? On, że to jego dzielnica, a ja jestem zwykłą frajerką i mam wypierd… do swoich wykształciuchów. Gdy się przewróciłam, Mariusz K., Kamil Sz. i ktoś jeszcze mnie kopali. Śmiali się i drwili. Wstałam, ale ktoś z tyłu uderzył mnie czymś twardym. Zaczęło mi się kręcić w głowie i na chwilę straciłam przytomność. Gdy obraz wrócił, zobaczyłam kilka osób. Jedną w kapturze – z siekierą. Według mnie to był Kamil Sz. Wsiadłam do samochodu, ale on zaczął uderzać siekierą w auto. Uruchomiłam silnik, ale uderzyłam w wiatę. Ten z siekierą szedł w stronę kierowcy. Byłam przerażona. Wzięłam nóż ze schowka. Otworzyłam drzwi, żeby go odepchnąć. Wyskoczyłam z samochodu i zaczęłam machać nożem na ślepo, żeby ich odstraszyć. W którymś momencie Mariusz K. do mnie doskoczył. Doszło do szarpaniny. Został ugodzony w brzuch. Chciał mi wyrwać nóż. Wykręcił mi rękę i wtedy mógł zostać ugodzony w szyję. Ja nie celowałam – zapewniała oskarżona.

Katarzyna R. wyjaśniała, że była szarpana i popychana. Widziała tylko, że Mariusz K. upadł. Wstał i charczał. Gdy uciekł, Kamil Sz. zamachnął się siekierą. Uchyliła się i wtedy Marcin K. chciał ich rozdzielić. Stąd jego rana pośladka. Chciała odjechać samochodem, zapomniała, że jest niesprawny, ale Kamil Sz. wybijał siekierą szyby. Później Katarzynie R. urwał się film. Nie pamięta zatrzymania. Jak wyglądało, dowiedziała się z nagrania z kamer nasobnych policjantów.

- Bardzo żałuję i przepraszam funkcjonariuszy za swoje zachowanie. Jest mi wstyd. Przepraszam cały skład sędziowski, że naraziłam dobre imię wymiaru sprawiedliwości i adwokaturę. Przepraszam syna, rodziców. Jestem wściekła na siebie, że sięgnęłam po alkohol. Nie mogę sobie wybaczyć, że naraziłam mojego syna, który wychowywał się bez ojca i bardzo za mną tęskni, na rozłąkę i wstyd wśród jego kolegów. Mam ogromne poczucie winy. Mam nadzieję, że będę miała szansę to zadośćuczynić – płakała Katarzyna R.

Zapewniała, że nie jest takim potworem, jakim uczyniły z niej biegłe, że wiele razy podejmowała leczenie, by walczyć z nałogiem. A jej liczne terapie są teraz użyte przeciwko niej. Pierwszy raz urwał jej się film, gdy jako pływaczka była w kadrze Polski. Wtedy alkoholem poczęstowali nastolatki trenerzy. Zdarzały jej się myśli i próby samobójcze.
- Tak to u mnie w życiu bywało. Nie byłam agresorem. Ale na Lelewela w tym kwadracie od Iraku do Czeczenii tak jest. Zawsze jeden drugiego będzie chronił. Nikt nic nie powie przeciw drugiemu. Z zawiści, że ktoś coś osiągnie, chcą go zniszczyć. Przeszkadza im, że z tej dzielnicy się wybiłam. Nie raz próbowali mnie pociągnąć na dno.

Według Katarzyny R. do tamtego zdarzenia im się nie udawało. Gdy była nastolatką, jej rodzice wybudowali w tej okolicy dom. Ale sąsiedzi to nie byli jej towarzystwem.

Prokurator nie odpuszcza

Wersja milczącej dotąd oskarżonej nie sprawiła, by prokurator Arkadiusz Wolski zmienił zdanie. Mowę końcową rozpoczął od opisu obrażeń, jakie doznali pokrzywdzeni od prawie 9-centymetrowego ostrza noża. Za kluczowego świadka uznał – jak w akcie oskarżenia – Natalię K., żonę pokrzywdzonego Marcina K.
- Jest między nimi jakaś tajemnica, o której nie wiemy – mówił z kolei o relacji Katarzyny R. z Mariuszem K. - Zadała mu dwa ciosy w narządy newralgiczne dla życia człowieka z dość znaczną siłą. To ostrze pozwoliłoby przebić szyję na wylot! Musiała się godzić z tym, że może zabić.

Prokurator wykluczył, że była to bójka oraz działanie w obronie koniecznej, bo zatrzymana Katarzyna R. odgrażała się: „I tak swoje zrobię, wy nie będziecie wiedzieli. Mariana (to o Mariuszu K. - red.), tej kur…, szkoda by nie było”.

Za próbę zabójstwa Mariusza K. prokurator zażądał 12 lat, za obrażenia Marcina K. i napaść na policjantów – po pół roku, za jazdę po pijanemu – 5 miesięcy więzienia i 4 lata zakazu prowadzenia pojazdów, zasądzenia 5 tysięcy złotych na rzecz pomocy postpenitencjarnej. Łącznie - 12 lat i 7 miesięcy i środka zabezpieczającego - terapii uzależnieniowej.

W obronie koniecznej

Obrońcy mieli zdecydowanie inne zdanie. Według nich oskarżona słowa o Mariuszu K. przytoczone przez prokuratora wypowiedziała po zajściu. Adwokat Marcin Malinowski wskazywał na rozbieżności w zeznaniach pijanych świadków, zwłaszcza Natalii K., która pomyliła przyjazd z odjazdem Katarzyny R. z miejsca zdarzenia. Także na postawę pokrzywdzonych, którzy sami obawiali się odpowiedzialności karnej, a przede wszystkim na fakt, że nie policja nie przesłuchała nieżyjącego już Sławomira K., który stał się przyczyną wizyty oskarżonej na ul. Lelewela.

- Katarzyna R. działała w obronie koniecznej. To ona jest ofiarą, a nie sprawcą – stwierdził obrońca. - Sam charakter obrażeń nie świadczy o usiłowaniu zabójstwa. Nie miała zamiaru zabić. Gdyby chciała, mogła to zrobić, gdy Mariusz K. leżał.

Adwokat Marcin Malinowski wniósł o uniewinnienie z zarzutu próby zabójstwa. Jego zdaniem dźgnięcie w pośladek Marcina K. było przypadkowe, więc nie można mówić o umyślności. Jazda po pijanemu – w stanie wyższej konieczności, bo oskarżona próbowała uciekać, gdy ktoś niszczył jej samochód. Za przestępstwa przeciwko policjantom – o łagodna karę, bo przeprosiła i żałuje.

Z kolei obrońca radca prawny Piotr Chrzczonowicz także zwrócił uwagę na niespójne zeznania świadków.
- Jest tu jakaś tajemnica, jak mówi prokurator, która utrudnia poznanie motywu. Jeśli nie można poznać motywu, to trudno mówić o zamiarze – przemawiał obrońca, zwracając też uwagę na przyjęcie błędnej metodologii przez biegłych psychiatrów i psychologa poprzez zastosowanie testu badania z 1921 roku oraz na fakt, że biegli mówiąc o linii obrony zabawili się w sędziów. Obrońca wskazał też europejską „dyrektywę niewinnościową”, która rekomenduje, by wszelkie wątpliwości rozstrzygać na korzyść oskarżonego.

- Dlaczego nie kontynuowała zbrodniczego zamiaru zabójstwa? Dlaczego nie goniła Mariusza K.? Dlaczego jej samochód został zniszczony? Skąd wzięła się siekiera w miejscu zdarzenia? - pytał obrońca, wnosząc o uniewinnienie, a za znieważenie policjantów o karę miesiąca w zawieszeniu na rok. Zauważył też, że funkcjonariusze, którzy domagają się po 10 tysięcy złotych zadośćuczynienia, wykonują zawód podwyższonego ryzyka. Stwierdził, że żaden cywil kopnięty na ulicy nie dostałby tyle pieniędzy. Te krzywdy są mocno przesadzone i jeśli policjanci boją się narażenia na takie uszczerbki, to czas na zmianę fachu.

Adwokat Andrzej Sut przemawiał jako trzeci z obrońców. Stwierdził, że nieprawdą jest, że Natalia K. była bezpośrednim świadkiem zdarzenia, bo widziała tylko jego zakończenie i została przesłuchana w stanie opilstwa w nocy. Natomiast pokrzywdzony Mariusz K. po wyjściu ze szpitala przyszedł na przesłuchanie z pełnomocnikiem.
- Ważna kwesta to nie jest to, jak się skończyło, ale jak się zaczęło - mówił obrońca. - Jaką rolę pełni Mariusz K. w dzielnicy? Pokrzywdzeni nie mówią, jak było naprawdę, ale zastanawiają się, czy to może komuś z nich zaszkodzić.

Adwokat zwrócił uwagę, że w Słupsku od początku jest kryminogenne środowisko, a Katarzyna R. jeszcze jako młoda dziewczyna z takimi ludźmi się zadała.
- Oskarżona postanowiła się bronić. Na tej ulicy tak trzeba. Albo uciekać, albo się bronić. Tam nie ma zgłoszeń na policję – mówił mecenas Andrzej Sut. - To były przypadkowe ciosy w obronie koniecznej bez przekroczenia jej granic.

Na koniec obrońca dodał, że Katarzyna R. jako aplikantka w jego kancelarii była dobrym pracownikiem i walcząc z nałogiem, miała wtedy dobry okres w życiu.

Oskarżona właściwie nie wypowiedziała ostatniego słowa. Uzupełniła jedynie wyjaśnienia i zwróciła uwagę na fakt, że sąd rodzinny nie ograniczył jej praw rodzicielskich, ale pozbawił ich ojca dziecka.

Okazało się, że obrońcy przekonali sąd, bo po naradzie proces został na chwilę wznowiony, a sędzia Agnieszka Niklas-Bibik poinformowała z uwagi na argumenty stron o możliwości zmiany kwalifikacji prawnej czynów, wynikające z przepisów o obronie koniecznej, ratowania dobra w stanie wyższej konieczności, czy udziału w bójce. Ze względu na zawiłość sprawy wyrok zostanie ogłoszony 16 kwietnia.

od 7 lat
Wideo

Polskie skarby UNESCO: Odkryj 5 wyjątkowych miejsc

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza