MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Przyjechali na Pomorze z nakazu pracy i związali się z nim na całe życie

Zbigniew Marecki
Była skromna i pracowita. Choć zrobiła bardzo dużo, to o jej ceremonii pogrzebowej pamiętała jedynie Rada Regionalna NOT w Słupsku, która pożegnała swoją aktywną członkinię – mówi o swojej zmarłej 9 stycznia żonie Jerzy Targowski z Widzina, z którą wspólnie przeżył 63 lata.

Poznali się w 1957 roku, gdy jako szkolni prymusi, tuż po maturze, spotkali się w Gdańsku na egzaminach, które dawały przepustkę na studia zagraniczne. Zarówno 18-letnia Teresa Jadwiga Boratyńska, jak i 19-letni Jerzy Targowski zdali je bardzo dobrze. Mogli wybierać, gdzie chcą studiować.

- Pamiętam, że Teresa nie chciała jechać na studia do Moskwy, gdzie miała poznawać energetykę jądrową. Tłumaczyła, że chce mieć rodzinę i dzieci, więc z pewnością nie zgodzi się na tak niebezpieczny kierunek. Przedstawiciele rządu byli bardzo z tego niezadowoleni. Grozili, że nigdzie nie pojedzie. Następnego dnia Teresa już się pakowała, aby wracać do Ciechanowa, gdzie po wojnie osiadła jej rodzina, ale w ostatniej chwili zauważyliśmy, że znalazła się na liście wysyłanych do Bratysławy. Drugą osobą, którą skierowano na Politechnikę Bratysławską, byłem ja. Tak los nas połączył – opowiada pan Jerzy.
Rząd chciał, aby zajęli się garbarstwem
Swoje politechniczne studia zaczęli od chemii ogólnej. Poznawali jej tajniki przez dwa lata. Potem trzeba było wybrać specjalizację.

– Znowu nam podpowiadano, że państwo potrzebuje specjalistów z zakresu garbarstwa, które miało się rozwijać na Ziemiach Odzyskanych. Obiecywano nam mieszkanie i dobrze płatne stanowiska, więc zgodziliśmy się. W 1961 roku skończyliśmy studia z wyróżnieniami. W tym czasie byliśmy już po praktykach w słowackich garbarniach – mówi pan Jerzy.

Po dyplomie pobrali się i z nakazem pracy wyruszyli do Kępic, gdzie mieli stworzyć i rozruszać garbarnię.

– Jechaliśmy tam z kilkoma mebelkami, które dostaliśmy od rodziny. Dla Teresy były to kolejne przenosiny, bo jako małe dziecko z rodzicami w 1945 roku wyjeżdżała z Wilna bydlęcym wagonem. Ja takiej traumy nie przeżyłem, bo pochodziłem z Kielc, więc po wojnie nie musiałem wyjeżdżać z rodzinnego miasta – dodaje pan Jerzy.
Wymyśliła, jak robić nubuk ze świńskiej skóry
Do tej pory pamięta, że pierwsze spotkanie z Kępicami nie było zbyt przyjemne, bo okolica wydawała się jakaś dzika, a ludzie nie byli zbyt otwarci. Po nocach w okolicy zdarzały się napady, ale mimo wszystko zostali i zajęli się uruchamianiem garbarni. Ona pracowała jako główny technolog, a on został kierownikiem produkcji. W ciągu kilku lat pracownicy nabrali wprawy i garbarnia szybko się rozwijała. Potem przenieśli się do Dębnicy Kaszubskiej, gdzie już wychowywali dwóch synów – Piotra i Pawła – i znowu zajmowali się rozwojem garbarni.

- Teresa była bardzo pomysłowa i praktyczna. W pewnym momencie wymyśliła, jak tworzyć nubuk na bazie skór świńskich. Opatentowała ten pomysł. Dzięki temu mogła się rozwijać produkcja rękawiczek w Fabryce Rękawiczek i Odzieży Skórzanej w Miastku – relacjonuje pan Jerzy.

Razem odnosili również wiele innych sukcesów naukowych we współpracy z Instytutem Przemysłu Skórzanego, a pani Teresa z chęcią dzieliła się swoją wiedzą w ramach regionalnych struktur Naczelnej Organizacji Technicznej. Jej dokonania uhonorowamo m.in. w kwietniu 1977 roku Odznaczeniem za Zasługi dla Przemysłu Lekkiego, Złotym Krzyżem Zasługi PRL, który otrzymała we wrześniu 1982 roku czy Odznaką za Zasługi dla Województwa Słupskiego z lipca 1980 roku.
Założyli własną firmę.

Po transformacji ustrojowej podjęli działalność na własny rachunek, tworząc od podstaw firmę prywatną Zakład Garbarski Vitar w Widzinie. Wkrótce ich firma stała się znana nie tylko w kraju, ale i zagranicą. Furorę zrobiły na rynkach skórzanych wyprawione skóry strusie według unikalnych technologii.

- To była ręczna robota. Razem z kilku naszymi pracownikami ciężko pracowaliśmy przy obróbce strusich skór. Efekt był jednak rzeczywiście bardzo dobry. Na dodatek znaleźliśmy na południu kraju firmę, która potrafiła z naszych strusich skór tworzyć świetne wyroby. Bardzo się podobały, bo nauczyliśmy się je ciekawie farbować, a naturalne wzory tworzyły piękne układy na kurtkach, torebkach i innych wyrobach - opowiada pan Jerzy.

Za te dokonania Teresa Targowska została uhonorowana w 1999 roku Złotą Odznaką Honorową NOT. Potem małżonkowie jako firma Vitar otrzymali jeszcze Srebrnego Niedźwiedzia w ramach konkurs gospodarczego Słupska, powiatu słupskiego oraz Słupskiej Izby Przemysłowo-Handlowej, a zwieńczeniem ich wieloletnich dokonań zawodowych była nagroda Lidera Przedsiębiorczości z 2003 roku, którą otrzymali wspólnie w ramach ogólnopolskiego konkursu Fundacji Małych i Średnich Przedsiębiorstw., co stanowiło dla nich bardzo duże wyróżnienie.

- Nasze skóry ze strusia wywoływały tak duże zainteresowanie, że na ich temat udzielałem nawet wywiadu w rosyjskiej telewizji. Miałem także zaszczyt mówić na ich podczas targów garbarskich na Zachodzie - wspomina pan Jerzy.

Jednak był i pech, bo pod koniec prywatnej działalności biznesowej Targowskich nieznani sprawcy pewnej nocy wywieźli wszystkie skóry z ich fabryki. Do tej pory nie udało się ich ustalić.

- Byliśmy ubezpieczeni, więc część zainwestowanych pieniędzy odzyskaliśmy, ale to wydarzenie odebrało nam chęć działania. Dlatego po pewnym czasie zamknęliśmy nasz zakład. Rozebraliśmy maszyny, a budynek udało się sprzedać przedsiębiorcy, który rozpoczął w nim własną produkcję i dobrze sobie radzi - relacjonuje pan Jerzy.
Synowie poszli własnymi drogami

Państwo Targowscy wychowali dwóch synów. Starszy Paweł jest dziś prezesem firmy Carton Druck w Tczewie, a młodszy Piotr jako specjalista od budowy okrętów pracuje w różnych krajach. Obecnie w Anglii . Jest również wielkim pasjonatem żeglarstwa i autorem książki „Moja łódka, czyli zwierzenia szaleńca”.

- Po śmierci żony zostałem w naszym domu z ładnym ogrodem sam z dwoma psami. Mam dużo czasu na wspomnienia. Często myślę o żonie - nie ukrywa pan Jerzy.

Zobacz także: Zabytkowy parowóz przyjechał do Słupska

Parowóz wyruszył ze Słupska, a zatrzymał się na stacji w Ustce.

Zabytkowy parowóz przyjechał do Słupska (wideo, zdjęcia)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza