Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Omar Barlett: Gdybym był liderem, to sezon mógł być inny

Fot. Justyna Wawak
Omar Barlett w trakcie meczu ze SPEC Polonią Warszawa.
Omar Barlett w trakcie meczu ze SPEC Polonią Warszawa. Fot. Justyna Wawak
Rozmowa z Omarem Barlettem, najlepszym koszykarzem Energi Czarnych Słupsk w sezonie 2007/2008 (cz. 1)

Omar Barlett

Omar Barlett

- urodzony 12 stycznia 1980 roku
- wzrost: 203 cm
- pozycja: silny skrzydłowy
- paszport: Jamajka
- Grał w Uniwersytecie Jacksonville State, a później w lidze w Portugalii.

- Co się stało z Energą Czarnymi Słupsk, że zagrała w tym sezonie tak przerażająco słabo?

- To jest właśnie tak, że ludzie, zamiast patrzeć na siebie, patrzą na innych. Próbują innych pouczać. Ja zawsze staram się patrzeć na siebie i to co ja robię, jest dla mnie najważniejsze. Staram się pracować nad sobą i to jest dla mnie najważniejsze. Chcę się udoskonalać. Tego brakowało naszej drużynie, tego skupienia poszczególnych graczy na sobie i swojej grze.

- Co to znaczy? Czy członkowie drużyny nie myśleli o zespole i grze dla niego, tyle ile ty?

- Ja mogę mówić tylko o sobie. Nie wiem, co inni myśleli. Powiedziałem to, co odczuwam.

- Nie byliście wobec tego jedną drużyną?

- Wszystko zaczęło się od przegranego meczu z Anwilem Włocławek. Przegranego na ich parkiecie. Od tego momentu wszystko już szło w dół. Ja nigdy jeszcze nie byłem w takiej sytuacji w mojej karierze. Nie przegrałem tylu spotkań z rzędu. To nie były porażki jednym czy dwoma punktami, to były druzgoczące klęski. Niszczące nas. To wyglądało fatalnie.

- Czy można było w jakiś sposób to próbować chociaż naprawić?

- Są zawodnicy mający w swojej mentalności to, że próbują być liderem, próbują brać na siebie odpowiedzialność. Ale nie zawsze chcieć, to znaczy móc. Tak niestety było. Potem, niektórzy gracze w naszym teamie próbowali patrzeć na mnie jak na lidera, zaczęli iść za mną. Ale to już było za późno. Gdy zaczęli mnie tak traktować, chciałem dać z siebie jeszcze więcej. Ale to już było trudne. Zawsze daję 110 procent swoich możliwości na parkiecie.

- Czy to oznacza, że gdyby było jasno określone, że ty jesteś liderem, a nie ktoś inny, to ten sezon mógłby być zupełnie odmienny dla Energi Czarnych Słupsk?

- Na 100... nie na 200 procent, że tak.

- Czy wasze relacje w zespole różniły się czymś od tych w poprzednich?

- Tak. Różniły się bardzo. Bardzo... To było tak, że była jedna grupa po jednej stronie, druga po drugiej, jeszcze inna w środku. Wcześniej było tak, że taka grupa pośrodku brała te dwie po bokach i byliśmy razem. W tym sezonie to się nie zdarzyło.
W pierwszym sezonie byliśmy wszyscy razem, wychodziliśmy do miasta razem, po wygranych meczach bawiliśmy się, spędzaliśmy wspólnie czas. Jeżeli jedna osoba miała problemy, to wszyscy stawali za nim, wszyscy starali się mu pomóc. W tym roku ludzie zamiast być normalnymi, zachowywać się normalnie za dużo myśleli o tym, co ktoś inny powie, nie starali się wspierać jeden drugiego. To była przyczyna braku chemii w naszej drużynie. To wygląda tak, że jeśli jedna osoba wychodzi bawić się, to wygląda jak balujący zwierzak, gdy wszyscy, to ludzie mówią "O! To jest grupa. Trzymają się razem, bawią się razem, są ze sobą razem". W tym sezonie tego nie było. Jak jeden robił coś innego, to pozostali potrafili go nawet wytykać palcami.

- Mówisz o tych grupach. To w której grupie ty byłeś?

- To wychodzi z mojego charakteru. Nigdy nie chciałem stać z boku, zawsze jestem w środku. Mam takie cechy, że jestem duszą towarzystwa. Byłem w środkowej grupie.

- A nowi zawodnicy, którzy pojawili się w zespole w trakcie sezonu. Czy nie mieli szansy na zaistnienie? Czy wobec tego podziału na grupy nie mogli się odnaleźć?

- Nawet ktoś, kto był najlepszym zawodnikiem i grałby najlepiej, nic nie mógłby zrobić, bo my wszyscy graliśmy źle. Nie było takiej możliwości, że ktoś mógł wnieść coś nowego do tej drużyny. To jest spowodowane tym, że co niektórzy patrzyli na pierwszy sezon. Dobrze. Byliśmy bardzo dobrą drużyną. Pomiędzy tamtymi meczami a tymi, które graliśmy w tym sezonie była olbrzymia różnica. W baskecie bardzo często są zmieniani zawodnicy i nigdy nie wiadomo, co ta drużyna może reprezentować. U nas wszyscy wiedzieli co możemy grać. Nawet bardzo dobry zawodnik wchodzący do Energi Czarnych nie wniósłby nic do drużyny, bo byliśmy podzieleni.

- Mówisz, że angażowałeś się w 100 procentach w grę zespołu. Ale z tego wynikało nieraz, że sędziowie odgwizdywali ci faule techniczne, a drużyna traciła punkty i piłkę. Przez to też przegrywaliście.

- Jestem normalnym człowiekiem. Czasami w trakcie meczu trzeba pokazać więcej agresji. Wolę takie zachowanie niż ślamazarność innych graczy. Czasami mnie poniesie. Ale zaraz po tym idę do sędziego i pytam się, co zrobiłem źle, aby mi to wytłumaczył, abym więcej podobnych błędów nie robił.

- To był wyczerpujący sezon. Przede wszystkim psychicznie. Gdzie pojedziesz na wakacje?

- Trudno mi powiedzieć, czy będzie gdzieś jakiś odpoczynek. Na pewno będę miał treningi w Miami Heat. Pojadę na camp organizowany co roku w Kalifornii w sezonie przygotowawczym. Może jakieś inne drużyny z NBA będą chciały mnie ściągnąć i ewentualnie sprawdzić. Wakacje będą na pewno pracowite.

Rozmawiał Rafał Szymański

Drugą część rozmowy z Omarem Barlettem zamieścimy w całości jutro.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza