Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rozmowa „Głosu“ z Anną Dadel, prezesem PKS Słupsk

Zbigniew Marecki zbigniew.mareckigp24.pl
Anna Dadel: - Musimy uporządkować kwestię dochodów i kosztów w naszej spółce
Anna Dadel: - Musimy uporządkować kwestię dochodów i kosztów w naszej spółce Łukasz Capar
Słupski PKS zawiesił około 30 kursów w ciągu tygodnia. Generalnie tam, gdzie z przejazdu korzysta 5-8 pasażerów.

Co decydowało o zawieszeniu części linii, które obsługiwaliście?

Ich opłacalność. Jeśli koszty były wyższe niż dochody, to decydowaliśmy się na taki krok. Zwykle działo się tak, gdy do naszego autobusu wsiadało 5-8 osób.

Czy te zawieszenia nie wzbudzały protestów?

Wzbudzały. Na dodatek czasami okazuje się, że autobusem jeździło więcej osób, niż wynikało z naszych danych.

Skąd to wiecie?

Od pasażerów.

Nie rozumiem?

To proste. Po prostu część pasażerów nie kupowała biletu, tylko dawała pieniądze wprost do ręki kierowcom, którzy brali je do własnej kieszeni, a przez kasę fiskalną nic nie przechodziło. My natomiast sprawdzamy obłożenie autobusów poprzez analizę wydruków z kas fiskalnych. Dopiero gdy zawiesiliśmy niektóre linie, dowiedzieliśmy się, że naprawdę są bardziej obłożone, niż to wynika z zapisu w kasie fiskalnej, który znajduje się w naszym archiwum.

Czy przywróciliście niektóre kursy?

Generalnie staraliśmy się tak robić, aby łączyć różne kursy poprzez wycięcie jednego i przesunięcie czasu drugiego, aby pasażer miał czym dojechać. To nie były łatwe decyzje, bo trudno zawiesić kurs, z którego ktoś korzystał 30 lat. Zdarzało się i tak, że po wniosku pasażerów przywracaliśmy kurs, gdy okazało się, że korzysta z niego siedemnaście, osiemnaście osób, bo wtedy jest on rentowny.

Czy nadal jesteście otwarci na wnioski pasażerów w sprawie przywrócenia kursów?

Owszem. Rozpatrujemy wszystkie wnioski, choć nie zawsze je uwzględniamy. Wszystko zależy od tego, czy kurs nie jest deficytowy. Nie możemy reagować na wszystkie petycje, choćby było pod nimi ze sto podpisów mieszkańców danej miejscowości, bo musimy twardo trzymać się ziemi i rachunku ekonomicznego. Na szczęście dostrzegam wzrost świadomości wśród pasażerów, którzy sami nas informują, że dany kierowca, który pracuje na konkretnej linii, nie sprzedaje biletów, bo już wiedzą, że jak ich nie ma w fiskalnym rejestrze, to dla nas linia nie jest obłożona przez pasażerów.

Pani poprzednik chwalił się tym, że współpracuje z gminami. Pani kontynuuje tę zasadę?

Oczywiście. Nadal współpracujemy z gminami. Niektóre płacą za określone kursy. Inne zapraszają nas na zebrania wiejskie, gdzie odbywają się dyskusje na temat korekty czasu odjazdu autobusu. Czasem stykamy się także z próbami szantażu.

My w każdym razie staramy się być otwarci na różne oczekiwania.

Gdy za czasów pani poprzednika trwały dyskusje na temat zmian w spółce, to starosta mówił wtedy, że konieczne są w niej zmiany restrukturyzacyjne, ale i podwyżka płac dla pracowników. Będzie?

Na razie nie, bo nie mamy takiej nadwyżki. Jeśli ją wypracujemy, to z chęcią się podzielimy z pracownikami. To jednak się stanie, gdy uporządkujemy kwestię naszych kosztów i dochodów, choćby przez wyeliminowanie zjawiska kradzieży paliwa i niesprzedawania biletów.

Rozmawiał
Zbigniew Marecki

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza