MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Szok, przygnębienie, zaskoczenie

Krzysztof Tomasik
Ryszard Stus, dyrektor Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Słupsku
Ryszard Stus, dyrektor Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Słupsku Krzysztof Tomasik
Rozmowa z Ryszardem Stusem, dyrektorem Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Słupsku

- Ostatnie wydarzenia w słupskim szpitalu są szokujące. Przypomnijmy: sąd aresztował na trzy miesiące znanego ginekologa pod zarzutem przyjmowania łapówek.

- Dla całego naszego środowiska jest to szok, przygnębienie i zaskoczenie. To lekarz perfekcjonista. Ukończył dwa fakultety, zrobił doktorat. Człowiek, który ze swoimi zdolnościami powinien być pracownikiem Akademii Medycznej czy innej placówki naukowej, gdzie miałby możliwość rozwijania swoich naukowych aspiracji. Jego osobowość nie mieściła się w systemie organizacyjnym służby zdrowia, czyli takim szpitalu, jak nasz. To osobowość, która mogła rodzić konflikty i do takich czasami dochodziło.

- Co pana zaskoczyło?

- To, że mógł prowadzić taki proceder. Z drugiej strony jest ofiarą systemu ochrony zdrowia, bo wciąż nie umiemy powiedzieć, gdzie jest granica między działalnością prywatną i pracą w publicznej placówce. Czy lekarz mający prywatną praktykę powinien w ogóle pracować w publicznym szpitalu? Doktor S. jest w Słupsku osobą znaną. Od czasu, gdy były ordynator Andrzej Filipczak nie pracuje, jest to postać numer jeden słupskiej ginekologii. Znakomity chirurg, odważny, czasami nawet za odważny. Robił operacje na akademickim poziomie.

- Może zanadto przerósł pozostałych? Może reszta pracowników oddziału obawiała się, że gdyby został ordynatorem, zacząłby stawiać zbyt wygórowane wymagania?

- Nie wiem. Na każdym oddziale ktoś jest najlepszy. On był. Jednak w oczach komisji konkursowej na ordynatora oddziału nie znalazł uznania jako kandydat na szefa.

- Mówi pan w czasie przeszłym. Czy to znaczy, że już podjął pan decyzję o rozstaniu się z doktorem i zamierza go zwolnić?

- To bardzo trudna decyzja, dlatego spytałem o zdanie prawników. Ani go nie zwolnię, ani nie zawieszę w obowiązkach. Jego nieobecność w pracy potraktuję jak... bezpłatny urlop. Do wyroku.

- Uważa pan, że zjawisko dawania i przyjmowania łapówek w słupskim szpitalu nie istnieje?

- Słupsk miał, przynajmniej dotąd, opinię tak zwanego czystego ośrodka. Owszem, było kilka afer, wszyscy o tym wiedzą. O chirurgu, który nie dość, że wziął pieniądze, to jeszcze spaprał zabieg. O pewnym ordynatorze, który podobno brał, ale nikt mu nigdy tego nie udowodnił. Może przez to, że Słupsk postrzegany był od dawna jako "czerwone miasto", bastion komunizmu, skupisko sił bezpieczeństwa - nie było tu korupcji na duża skalę? To drugi przypadek wyprowadzenia w tym mieście lekarza w kajdankach. Od niejednego kolegi, który przeniósł się tu z południa Polski słyszałem, że w Kongresówce to i gąska, i kaczusia, i świeżutkie jajeczka wciąż dostawali. A w Słupsku? "Na razie dziękuję". I tyle.

- Dałby pan choć czubek palca sobie uciąć, że żadnego innego pracującego u pana lekarza problem korupcji nie dotyczy?

- Chciałbym, ale ręczyć to ja mogę za siebie.

- Dostał pan kiedyś łapówkę?

- Nigdy, najwyżej kwiaty, sporadycznie koniak jako podziękowanie. Poza tym jestem anestezjologiem, a anestezjolodzy, radiolodzy i laboranci są odizolowani od pokus jako najbardziej anonimowi pracownicy służby zdrowia.

- Co pan zrobi, żeby uniknąć następnych takich sytuacji w zakładzie, którym pan kieruje?

- Zrobię spotkanie z ordynatorami i jeszcze raz uprzedzę, że nie będę w żaden sposób pomagał osobie, na którą padną takie podejrzenia.

- Aresztowanie lekarza to jednak nie jedyny "gorący temat" w szpitalu. Niektórzy pańscy pracownicy uważają, że to pan jest osobą powodującą konflikty. Mówią, że jest pan skłócony z ordynatorem oddziału noworodków Małgorzatą Różańską, byłym ordynatorem zakaźnego Jerzym Barłogiem, pierwszego wewnętrznego Czesławem Juszczykiem, chirurgii ogólnej Zbigniewem Grzybowskim, urologii Januszem Kordaszem.

- Zgadzam się na doktor Różańską i doktora Barłoga. Z pozostałymi skonfliktowany nie jestem. Owszem, były spory, ale zostały wyjaśnione.

- Część osób uważa, że pana polityka prowadzi do tego, by słupski szpital sprowadzić do roli powiatowej prowincji.

- Absolutnie się z tym nie zgadzam. Zamiar odsyłania pacjentów zakaźnych do specjalistycznego centrum w Gdańsku wcale o tym nie świadczy. Mamy wiele oddziałów na bardzo wysokim poziomie, chociażby neurochirurgia, chirurgia onkologiczna, urologia, ortopedia, okulistyka. To nie są oddziały typowe dla szpitala powiatowego. Na oddziałach wewnętrznych rozwijamy specjalizację z hematologii, endokrynologii, nefrologii, kardiologii inwazyjnej, gdzie codziennie ratuje się ludzkie życie w zawałach serca. Zamierzam wzmocnić oddział płucny. Rozwija się neonatologia, która przejęła od anestezjologów leczenie wcześniaczych noworodków. Neurologia ma dział leczenia udarów, rozwija się rehabilitacja. Otwieramy nowoczesną stację dializ dla chorych na nerki. Mam nadzieję, że w 2010 roku przeprowadzimy się do nowego i zarazem nowoczesnego szpitala przy ulicy Hubalczyków. Czy to jest degradowaniem słupskiego szpitala?

Rozmawiała: Leokadia Lubiniecka

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza