Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Twardowski: Zatrzymać młodych w Słupsku

Łukasz Capar
Andrzej Twardowski
Andrzej Twardowski Łukasz Capar
Rozmowa z Andrzejem Twardowskim, przewodniczącym stowarzyszenia Słupskie Porozumienie Obywatelskie, które wystawi kandydatów w nadchodzących wyborach samorządowych.

- Po co panu polityka?

- Z pewnością nie jest ona dla mnie celem samym w sobie. Zresztą działania na rzecz samorządu nie muszą być ściśle z polityką związane. Mierzyłem się w życiu z wieloma problemami, pokonałem wiele trudności: swoją chorobę i spowodowany nią w tym czasie upadek firmy, tragedie w rodzinie, wyprowadzanie klubu Energa Czarni Słupsk z kłopotów w sytuacji, gdy był on teoretycznie nie do uratowania. Zdobywanym w tym czasie cennym doświadczeniem dzieliłem się z innymi, pomagając rozwiązać problemy wielu firm, jak również osobiste trudności tysięcy ludzi, z którymi zetknął mnie los w różnych okolicznościach. Dzisiaj uważam się za człowieka doświadczonego, który potrafi wychodzić z kryzysowych sytuacji, uważanych przez niektórych nawet za beznadziejne. Przyszedł czas, kiedy mogę wykorzystać te doświadczenia, by posłużyły innym. Dlatego zaangażowałem się w przedsięwzięcie, jakim jest SPO. To moja autorska idea. Sam ją wymyśliłem i przekonywałem do niej inne osoby. Zależało mi na takich, które mają doświadczenie, odporność, odgrywają ważną rolę w reprezentowanych przez siebie środowiskach. Jestem zaskoczony, że nie miałem z tym kłopotu. Te osoby szybko zrozumiały sens idei.

- Jak narodził się pomysł na SPO?

- Ta idea powstała w wyniku moich przemyśleń, refleksji. Jestem na takim etapie życia, że chcę wybrać miejsce, z którego już nie trzeba się przeprowadzać. Bardzo chciałbym, żeby to był Słupsk. Tylko że w tej chwili miasto nie spełnia moich warunków.

- Jakich?

- Cierpi na degradację, stagnację, wyludnia się. Opuszczają miasto młodzi ludzie, obniża się standard życia, spadają zarobki, coraz mniej jest miejsc pracy. Nie reagując na to, Słupsk sam sobie odbiera możliwości. A przecież są to sprawy, które można z pozycji posiadania wpływów w radzie czy zarządzania w ratuszu naprawiać na bieżąco. Trzeba się zastanowić, w jaki sposób tworzyć możliwości dla ludzi, żeby chcieli tu zostawać. Posiadając większość w radzie miasta, ma się narzędzie skutecznego działania. Musi też być spełniony warunek współpracy większości rady z prezydentem. W Słupsku mamy do czynienia z chaosem, w wyniku którego władza wykonawcza w ogóle nie jest w stanie porozumieć się z uchwałodawczą. Co więcej, obie strony popadły w rodzaj obsesji i z tego już się nie da wyleczyć. Trzeba zatem działać radykalnie. Może wystarczyłoby zmienić jedną stronę - radę lub prezydenta, ale moim zdaniem w Słupsku wymagają wymiany obie.

- Co jeszcze pana boli?

- Dużo jeżdżę po kraju, obserwuję, co się dzieje w innych miastach i na Słupsk też potrafię spojrzeć z dystansu. Rozmawiam o tym z ludźmi. Problemem jest komunikacja - zła i niebezpieczna droga do Trójmiasta, dojazd do lotniska. Kłopot z komunikacją ze światem przeszkadza w funkcjonowaniu u nas biznesu, o którego powodzeniu decyduje przecież sprawność i szybkość.

- Ma pan na to receptę?

- To miasto przy spełnieniu kilku warunków jest do odratowania. Może nawiązać kontakty z innymi, sprawnie absorbować środki unijne oraz zwiększać dochody bieżące. Najpierw trzeba zbudować strategię dla miasta, zastanowić się, jakim miastem ma być Słupsk w przyszłości i na to ukierunkować konkretne działania. Jeśli będziemy wiedzieli, kim chcemy być, już osiągniemy przewagę konkurencyjną nad tymi, którzy są jeszcze pogubieni. Dla Słupska to szansa, ale trzeba się zastanowić, czy ludzie, którzy są u władzy, gwarantują nam wykreowanie takiego modelu i potem realizację pomysłu. Po prostu, czy wiedzą, jak to zrobić. Ja uważam, że w osobach, które teraz mają władzę, nie ma ani potencjału, ani zdolności do pracy z twórczymi osobami. Trzeba więc dać sobie szansę i pozyskać ludzi, z którymi wykreowanie i później zrealizowanie pomysłów jest możliwe. To mi zajęło kilka miesięcy. Przekonałem do tego pomysłu bardzo wartościowych ludzi ze Słupska: profesorów, lekarzy, młodzież, studentów, licealistów, środowisko biznesowe, nauczycieli, osoby ze środowiska ludzi ubogich. To osoby różnej płci, w różnym wieku, o różnym statusie materialnym i różnokierunkowym wykształceniu. Po to, by wspólnie poznać i zdiagnozować problemy nas wszystkich i razem myśleć, jak je przezwyciężyć.

- Pana córki chcą mieszkać w Słupsku?

- Mają 18 i 14 lat, mają swoje pasje i tu się duszą. Słupsk dla nich nie ma oferty. Więc również z myślą o nich podejmuję tę próbę. Mam nadzieję, że społeczeństwo powierzy możliwość decydowania ludziom, którzy są
fachowcami w reprezentowanych przez siebie dziedzinach, aktywnie rozwijają się osobowościowo, nie dążą do władzy dla pieniędzy, bo wypracowali już stabilny status materialny. Jeśli się uda, to OK, jeśli nie, trudno. To jest demokracja. Z tym się trzeba liczyć. Rozmawiam z córkami, które korzystają z nowoczesnych możliwości komunikacyjnych i widzą, jak żyje się w Słupsku, a jak w innych miastach. One wręcz wywierają presję - mówią "Tatuś, wyprowadźmy się stąd". Ja jednak jestem związany ze Słupskiem od prawie 40 lat i chciałbym tu zostać, ale w mieście przyjaznym
i mądrze zarządzanym, które się pozytywnie zmienia. Jeśli to się nie uda, może wyjadę.

- Zaprosił pan do współpracy ludzi z różnych stron sceny politycznej. Na pewno się dogadacie?

- Spotykamy się regularnie i okazało się, że ludzie z różnych światów potrafią świetnie się dogadać, jeśli jest ku temu dobry klimat. Ideą, która nas zespoliła, jest miasto. Do naszego grona zapraszamy ludzi, którzy chcą pracować dla Słupska i w tych działaniach nie będzie im przeszkadzała żadna ideologia. Wszyscy się z tym zgodzili, mają ogromny entuzjazm i - co najważniejsze - kompetencje i umiejętności. SPO może się wydawać nietypowe ze względu na olbrzymie różnice wiekowe ludzi czy różnice w wykształceniu naszych członków. Ale to nie ma znaczenia, kiedy jest klimat do rozmów. Są wśród nas też tacy, którzy wcześniej współpracowali z innymi ugrupowaniami politycznymi. Korzystamy z ich doświadczeń i tworzymy w ten sposób alternatywę.

- Byli tacy, którzy chcieli z SPO współpracować, a pan im podziękował?

- Tak, bo dla nas ważne jest, kto jakimi intencjami się kieruje. Słupsk nie jest duży, tu się ludzie znają, więc łatwo jest się zorientować, jakimi korzyściami kierują się w swoich wyborach.

Rozmawiała
Monika Zacharzewska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza