MKTG SR - pasek na kartach artykułów

W tarczę uwierzą, jak ją zobaczą

Piotr Kawałek [email protected]
- Nic nam ta tarcza pewnie nie da. Lepiej, żeby jej nie było - uważa Czesław Pilecki.
- Nic nam ta tarcza pewnie nie da. Lepiej, żeby jej nie było - uważa Czesław Pilecki. Fot. Sławomir Żabicki
Jak samolot startował, to dzieci chowały ze strachu głowy w trawę - wspomina Aleksandra Krawiecka z Redzikowa pod Słupskiem.

OPINIA

OPINIA

Grzegorz Hołdanowicz, redaktor naczelny miesięcznika "Raport": - Niestety, poziom informacji na temat bazy antyrakietowej jest w naszym kraju niemal zerowy. Nie ma żadnej dyskusji, wszystko odbywa się na poziomie eksperckim. Dla przeciętnego podatnika i dla mnie również takie postępowanie rządu jest kompletnie niezrozumiałe. Nikomu nie chodzi o jakieś poufne informacje dotyczące parametrów technicznych, ale tylko o lokalizację. Mieszkańcy powinni o tym wiedzieć, mieliby przynajmniej szansę oswoić się z tą myślą. Uważam, że Redzikowo i Wicko Morskie to najgorsze z możliwych lokalizacji. Bliskość dużego miasta oraz miejscowości turystycznych nijak nie pasuje. Jest przecież tyle neutralnych miejsc, na przykład Debrzno. Tam lokalizacja nie wpłynie ujemnie na atrakcyjność, a wręcz przeciwnie. W regionie, gdzie jest duże bezrobocie, coś mogłoby się ruszyć.

- Po co nam ta tarcza? Nie lepiej tak jak jest?

Pani Aleksandra mieszka w parterowym przedwojennym domu, zaledwie dwieście metrów za płotem nieużywanego od lat lotniska. Z jej okien jednak widać tylko las otaczający pas startowy. Wokół panuje niezmącona cisza.

Kobieta niechętnie odrywa się od pracy w ogródku i rozmawia o tarczy. - Po co nam to tu jest potrzebne? - pyta. - Gdy latali, był straszny huk. Jak dzieci tylko usłyszały samolot, ze strachu kładły się w trawę, że ich głów nawet nie było widać. Tak się bały.

Nie wierzy, że baza amerykańskich rakiet powstanie przy jej domu. Przyznaje też, że wie na ten temat tyle tylko, co widziała w telewizji. - Przecież to straszna rzecz - mówi. - Ile na filmach się widzi tych rakiet i wybuchów, aż strach. Dlatego chyba ich tu do nas nie przywiozą.

Tylko praca mogłaby być

Czesław Pilecki, sąsiad pani Aleksandry, również wątpi, że to Redzikowo będzie bazą Amerykanów. - Za blisko domów i miasta - uważa. - Poza tym ta tarcza nam jest niepotrzebna. Jedynie może dać pracę. Tu dużo ludzi kiedyś pracowało na lotnisku, a teraz są bezrobotni. Im by ta tarcza mogła się przydać.

O tym, jak dobre czasy były kiedyś dla mieszkańców i firm z regionu, doskonale pamięta Wacław Dobruch, emerytowany żołnierz i właściciel trzech sklepów w Redzikowie.

- Jestem za tarczą, niech tu powstanie, to dla nas mogą być duże korzyści - przekonuje. - Gdy działało lotnisko i jednostka wojskowa, trzeba było wyżywić tysiąc czterystu żołnierzy. Zarabiały gospodarstwa ogrodnicze i hurtownie, teraz nie ma nic. Dobrze, jakby Amerykanie tu przyszli, trochę rozruszają to miejsce.

Jego zdaniem Redzikowo nadaje się wyśmienicie. - Jest tu droga wschód - zachód, linia kolejowa, powstaje obwodnica, czego więcej chcieć? - wylicza.

Mieszkańcy mają zdania podzielone, ale nikt się nie kłóci o tarczę. Mimo że ogólnopolskie media Redzikowo oraz Wicko Morskie pod Ustką podają jako pewne miejsce rozlokowania rakiet, ludzie nie wierzą, że powstanie baza, która może zmienić ich życie. - Czego tu nie miało być - mówi pan Wacław. - W tarczę uwierzę, jak zobaczę.

Wiadomo, że nic nie wiadomo

Wszystkie informacje o tarczy pochodzą albo od Czechów, u których Amerykanie wybudują drugą część bazy - stację radarową, albo z wątpliwych przecieków. Mówiło się najpierw o ponad tysiącu żołnierzach amerykańskich, teraz o liczbie pięciokrotnie mniejszej.

Jeszcze w lutym wszyscy informowali, że baza będzie w Debrznie. Kilka dni temu amerykańska telewizja próbowała nakręcić w Redzikowie reportaż o byłym wojskowym osiedlu. Nie udało się, dziennikarze zostali przepędzeni przez bandę miejscowych chuliganów, którym Amerykanie przerwali bójkę.

Podczas manewrów sił powietrznych, które odbywały się tydzień temu na poligonie w Wicku Morskim, spytaliśmy Aleksandra Szczygłę, ministra obrony narodowej, o lokalizację bazy. - Trwają negocjacje i do ich zakończenia nie ujawniamy szczegółów - powiedział. - Nasi amerykańscy przyjaciele niepotrzebnie straszą ludność, podając lokalizacje.

Tymczasem w Czechach od pół roku wiadomo, gdzie powstanie baza. W Polsce faktów na razie jest bardzo mało. Stąd zapewne rodzą się w głowach mieszkańców różne wyobrażenia wojskowej inwestycji. A wiadomo tyle, że baza powstanie, teren ma być wyłączony spod polskiej jurysdykcji i stanowić część USA, podobnie jak ambasady.

Baza nie będzie należała do struktur NATO, ale wyłącznie do amerykańskiej armii. Wiadomo też, że ma się znaleźć tam dziesięć rakiet zamontowanych pod ziemią w specjalnych zbrojonych otworach. Nie będą przenosiły głowic atomowych.

Wystartują tylko wtedy, gdy w kierunku Europy lub wschodnich wybrzeży USA zostanie wystrzelona rakieta dalekiego zasięgu z głowicą atomową. Strącą ją kilkadziesiąt kilometrów nad ziemią.
Do diabła z tą bazą

Od razu, gdy pojawiły się informacje o możliwości powstania bazy w pobliżu Słupska, odezwały się głosy niezadowolenia. Jeszcze w lutym po ulicach miasta jeździło kilka furgonetek z plakatami "Nie dla amerykańskiej tarczy".

To inicjatywa Jerzego Wołoszyna, miejscowego przedsiębiorcy budowlanego, który powołał społeczny komitet przeciw budowie bazy. Do dziś zebrał 250 podpisów popierających jego działania.

Niedawno protestować zaczął też Robert Strąk, poseł LPR. Jego komitet nazywa się "Pomorze bez tarczy antyrakietowej". Również będzie zbierał podpisy wśród mieszkańców, które następnie trafią do premiera i prezydenta.

Przeciwnicy argumentują, że tarcza przyniesie nam samo zło, łącznie z ewentualnymi atakami terrorystycznymi, a w przypadku wybuchu wojny znajdziemy się ponoć na pierwszej linii ognia. Ostrzegają też przed zbytnim optymizmem. - Polskie firmy nie będą miały tam czego szukać, baza będzie tajna i wstęp będą mieli tylko Amerykanie - mówi Strąk, powołując się na znajomości w MON. - My nic nie zarobimy.

Nawet eksperci wojskowi uważają, że baza jest potrzebna, ale Amerykanom. Tomasz Hypki ze "Skrzydlatej Polski" i Grzegorz Hołdanowicz, naczelny miesięcznika "Raport", którzy najczęściej wypowiadają się w tej sprawie przyznają, że nie widzą powodów, dla których baza ma powstać w naszym kraju.

U nas tarcza już była

Słupscy samorządowcy raczej przychylnie patrzą na amerykańską bazę w Redzikowie, choć zastrzegają, że oficjalne stanowisko zajmą, gdy będą znane wszelkie zagrożenia i korzyści z jej sąsiedztwa. Po cichu liczą, że miejscowe firmy mogą zdobyć kontrakty na budowę i zaopatrzenie Amerykanów.

Inni nie są zadowoleni z tego, że nikt ich nie pyta o zdanie, a nawet nie informuje odnośnie lokalizacji bazy.

- To jest błąd, bo ludzie chcieliby wiedzieć, jakie korzyści i zagrożenia płyną z posiadania bazy w sąsiedztwie - mówi Mariusz Chmiel, wójt gminy Słupsk. - Przez to nie wiedzą o co chodzi i się boją. Podobnie było z elektrowniami wiatrowymi. Ludzie, którzy byli nieświadomi twierdzili nawet, że podczas wojny wiatraki mogą być wykorzystywane do celów militarnych.

Wójt twierdzi, że w pobliżu Redzikowa była już podobna baza, coś w rodzaju tarczy antyrakietowej, tyle że radziecka.

- W okolicach wsi Gajki były wyrzutnie rakiet - mówi wójt. - Dziś tam zostały tylko budynki, w których jest ośrodek dla uzależnionych.

Jego słowa potwierdza Wacław Dobruch: - Ruscy mieli rakiety. Dlatego tu właściwie wszystko jest już gotowe: budynki, koszary, podziemne zbiorniki paliwa. Tylko przyjeżdżać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza