Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czy Leszek Pękalski już w grudniu wyjdzie na wolność?

Anita Czupryn
Leszek Pękalski został skazany za gwałt (w 1992 r.) i za jedno morderstwo (w 1996 r.)
Leszek Pękalski został skazany za gwałt (w 1992 r.) i za jedno morderstwo (w 1996 r.)
Właśnie uprawomocnił się wyrok słupskiego sądu, który o dwa lata skraca karę Leszkowi Pękalskiemu. Pobyt bestii za kratami miał się zakończyć w 2019 roku. Teraz okazuje się, że może on wyjść na wolność już 11 grudnia tego roku

"Ustawa została stworzona z myślą o takich przestępcach jak Trynkiewicz czy Pękalski"

polskatimes.pl/x-news

Głośno było o seryjnym mordercy Mariuszu Trynkiewiczu, teraz głośno o kolejnym. Niedawno sąd w Słupsku o dwa lata skrócił karę więzienia „Wampirowi z Bytowa”, jak okrzyknęły Leszka Pękalskiego media. A to oznacza, że jeszcze w tym roku mógłby on wyjść na wolność. Chyba, że sąd zastosuje wobec niego tzw. ustawę o bestiach.

Przypadek Leszka Pękalskiego to porażka polskiego wymiaru sprawiedliwości -często mówią to sami prawnicy, sędziowie czy prokuratorzy. Choć przypisuje mu się wiele potwornych zbrodni, to został skazany jedynie za gwałt (w 1992 roku) i za jedno morderstwo (w 1996 roku). Ale podczas śledztwa przyznawał się do 90 innych, potwornych zbrodni. Śledczym nie udało się udowodnić mu ich popełnienia i to pomimo tego że Pękalski znał takie szczegóły, które mógł znać tylko morderca. Co ciekawe, do dziś żadna z tych zbrodni nie została rozwiązana, nikogo innego nie oskarżono, ani nie skazano.

Czytaj także: Polscy seryjni mordercy - poznaj historie ludzi, którzy mordowali z przyjemnością [ZDJĘCIA]

Tymczasem teraz uprawomocnił się wyrok słupskiego sądu, który stwarza możliwość, aby Pękalski wyszedł na wolność już w grudniu 2017 roku, a nie, jak pierwotnie sądzono, w roku 2019. Jak to możliwe? Okazało się, że zanim skazano go za zabójstwo 17-letniej Sylwii, siedział już 2 lata za gwałt. Sąd, a wynika to z przepisów kodeksu karnego, musiał więc połączyć oba wyroki i skazać go łącznie na 25 lat. I to właśnie daje mu możliwość skrócenia kary.

Mało jednak prawdopodobne, aby rzeczywiście Pękalski wyszedł na wolność. Już choćby z tego powodu, że sam dyrektor Aresztu Śledczego w Stargardzie Gdańskim, gdzie wampir z Bytowa odbywa karę, złożył wniosek o uznanie go przez sąd za człowieka szczególnie niebezpiecznego.

Dzięki tak zwanej ustawie o bestiach, zamiast na wolności, może znaleźć się w specjalnym ośrodku odosobnieniowym w Gostyninie. Sąd w Gdańsku ma się pochylić nad tym wnioskiem 30 marca.

- Skoro został skierowany wniosek do sądu o uznanie Pękalskiego za osobę stwarzającą zagrożenie, to musi mieć to swoje podstawy. Taki wniosek dotyczy przestępców, co do których można zastosować ustawę o postępowaniu wobec osób z zaburzeniami psychicznymi i stwarzającymi zagrożenie życia, zdrowia lub wolności seksualnej innych osób - mówi mecenas Beata Ponichtera. I dodaje: - Ustawa niewątpliwie stworzona została z myślą o takich przestępcach jak Mariusz Trynkiewicz czy Leszek Pękalski. Czyli zastosowanie ma, mówiąc w skrócie, do osób odbywających w systemie terapeutycznym karę pozbawienia wolności lub 25 lat pozbawienia wolności z zaburzeniach psychicznymi, którzy ze względu na te zaburzenia stwarzają co najmniej wysokie prawdopodobieństwo popełnienia przestępstwa przeciwko zdrowiu życiu lub wolności seksualnej.

Czytaj także: Leszek Pękalski, nazywany Wampirem z Bytowa, szykuje się do wyjścia na wolność

A takich wątpliwości, że Pękalski na wolności nadal mógłby gwałcić i zabijać nie ma chyba nikt, kto zetknął się z jego sprawą. Również sam, wspomniany już dyrektor Aresztu Śledczego w Stargardzie Szczecińskim. Takich wątpliwości nie ma też dziennikarka Magdalena Omilianowicz, która na podstawie 72 tomów sądowych akt, jak również rozmowy z Pękalskim, napisała jego fabularyzowaną historię, pt. „Bestia. Studium zła.”

- Potwór, zwyrodnialec, nekrofil, psychopata, sadysta - mówiła o nim rok temu w rozmowie z „Polską”. I nie były to opinie subiektywne, ale poparte wnioskami biegłych, którzy go badali.

- Świadomość tego, co on zrobił, była przerażająca. Siedziałam z nim przy małym stoliku i mimo obecności strażnika, bałam się. Nie patrzył mi w oczy, zresztą on nigdy nikomu nie patrzy w oczy, i w pewnym momencie zauważyłam, że intensywnie wpatruje się w długopis leżący na stoliku. Byłam młodą dziennikarką, a w pamięci świeżo miałam „Milczenie owiec” i tę słynną scenę z Hannibalem Lecterem. To być może spowodowało, że się wystraszyłam i zabrałam ten długopis - wspominała dziennikarka.

Leszek Pękalski urodził się w patologicznej, pegeerowskiej rodzinie w gminie Borzytuchom 12 lutego 1966 roku. Jego matka Cecylia powiła wówczas bliźniaki - prócz Leszka, urodziła się też Joanna. Niezamężna, niewykształcona, uzależniona od alkoholu kobieta miała romans z żonatym mężczyzną.

Leszek, niechciany, bity przez matkę i babkę, od najmłodszych lat tułał się po domach dziecka. Przed aresztowaniem pomieszkiwał też u wujka alkoholika w Osiekach koło Bytowa. Ale sąsiedzi zapamiętali go przede wszystkim jako wątłego, upośledzonego chłopaka, który sporo podróżował. Wyjeżdżał na parę dni, albo znikał na parę miesięcy. Wszystkim, z którymi się zetknął, znane były jeszcze inne szczególne cechy Pękalskiego - był wręcz obsesyjnie zainteresowany seksem i jedzeniem.
Otwarcie mówił, że chce kobiety, a kiedy mąż jego siostry bliźniaczki pokazał mu raz w gazecie zdjęcie lalki, z którą można uprawiać seks, zapalił się do jej kupna. Zbierał na nią pieniądze ze swojej niewielkiej renty, by w końcu przekazać całą sumę szwagrowi - ale ten pieniądze wziął, ale lalki Pękalskiemu nie kupił. Kto wie - zastanawiali się potem ci, którzy go znali - czy gdyby Pękalski miał jednak tę lalkę, to wiele kobiet nie zginęłoby w tak przerażających okolicznościach.

Pękalski wpadł w 1992 roku po tym, jak zgwałcił starszą kobietę, sąsiadkę z wioski. Rozpoznała go po głosie mimo tego, że ukrył twarz. Kobieta zresztą początkowo nie zamierzała zgłaszać tego policji, zrobiła to dopiero namówiona przez męża znajomej. - Było jeszcze jasno, wracałam wtedy od siostry. Na początku nie widziałam twarzy tego mężczyzny. Miał beret i golf naciągnięty na twarz. Zapamiętałam jego charakterystyczny chód. Cały czas trzęsły mu się też ręce. Spytałam, czego on ode mnie chce. Usłyszałam: „zabiję cię” - opowiadała pani Bernadetta w programie „Seryjni mordercy” w TVN. Przed śmiercią kobietę uratowało prawdopodobnie to, że się nie broniła.

Czytaj także: Omilanowicz: Jeśli Leszek Pękalski wyjdzie na wolność, będzie znów zabijał

Za ten gwałt sąd skazał Pękalskiego na dwa lata więzienia w zawieszeniu w 1992 roku. Jego osobę skojarzyła sekretarka z prokuratury, w związku z głośnym morderstwem 17-letniej Sylwii, ekspedientki z pobliskiego Darskowa. Sylwia zginęła tydzień wcześniej w lesie, przy szosie koło Bytowa. Obnażone i zbezczeszczone ciało dziewczyny odnaleźli jej rodzice.

Pękalski przyznał, że poznał Sylwię w sklepie, w którym odbywała praktykę. Ulitowała się nad nim, kiedy poprosił ją o jedzenie. Po zamknięciu sklepu, razem z przyjaciółką pojechała do lasu, gdzie czekał Pękalski i dała mu chleb i pasztetową, a on opowiedział jej swoją łzawą historię. Na drugi dzień, znów się pojawiła na polanie z jedzeniem. Wtedy zapytał, czy zostanie jego żoną. Zaczęła się śmiać. Pękalski zaczął ją dusić, potem dobił kijem. Nieżywą dziewczynę wykorzystał seksualnie. - Gdyby zgodziła mi się oddać, tobym jej nie zabił - opowiadał później śledczym i dziennikarzom.

Od 14 lutego 1984 roku do 7 listopada 1985 roku życie straciło wiele dziewcząt w całej Polsce. Wszystkie zostały zabite w podobny sposób - zaatakowane od tyłu, okaleczone, a po śmierci zgwałcone.

Pękalski po zatrzymaniu sam zaczął opowiadać o swoich zbrodniach. W sumie przyznał się do 90. Śledczy weryfikowali te opowieści, ale potem sąd dopatrzył się wiele błędów w śledztwie. Okazało się, na przykład, że wskazywał morderstwa, jakie zdarzyły się w tym samym czasie, ale w różnych krańcach Polski. Do dziś nie wiadomo, skąd o nich wiedział. Ale, wożony na wizje lokalne wskazywał też szczegóły, o jakich nikt, prócz mordercy nie mógł wiedzieć.

Ostatecznie w akcie oskarżenia znalazło się 17 morderstw, dwa gwałty, a także uprowadzenie 6-miesięcznego dziecka w Białymstoku. Sędzia odczytywał ten akt przez pięć bitych godzin.

Ale Pękalski przed sądem wycofał się ze wszystkich złożonych wcześniej zeznań. Nawet z zapisków, jakie prowadził w areszcie, opisując swoje zbrodnie. Jak ten: „Byłem w mieście B. Zobaczyłem tam kobietę i spodobała mi się. Podszedłem do niej i zaproponowałem żebyśmy się poruchali. Nie chciała to uderzyłem ją kijem w głowę i potem nie żyła już ona, a ja się na niej zaspakajałem”.

Czytaj także: Nauka jest bezradna - nie wie, jak rodzą się seryjni mordercy

Pękalski przede wszystkim najbardziej bał się kary śmierci. „Z biegiem czasu hardział. Szybko przeszedł więzienną edukację. Zorientował się, że policjanci chcą dowiedzieć się więcej. I wiedział, że tylko on może im tej wiedzy dostarczyć. Poczuł się ważny. Nie był już wsiowym popychlem, nareszcie był Kimś: - pisała Magdalena Omilianowicz.

Sąd miał wiele zastrzeżeń do śledztwa, wykazał też wiele błędów w czasie jego prowadzenia. Dlatego skazał Pękalskiego jedynie za zabójstwo, które można mu było udowodnić bez wątpliwości - zabicie 17-letniej Sylwii. Wyrok - 25 lat więzienia to była wtedy maksymalna kara, jaką Pękalski mógł dostać, bo obowiązywało moratorium na karę śmierci, a w kodeksie karnym nie było kary dożywocia.
Ale i tak o tym wyroku mówili wszyscy. Był szokiem. Również dla biegłych sądowych, którzy byli przekonani, że Pękalski popełnił wiele zbrodni. W tym na przykład zabójstwa trzech kobiet w Toruniu, które nigdy nie zostały wyjaśnione, a sprawy zostały już przedawnione. Albo sprawa śmierci 13-letniej Małgosi, której ciało, obnażone, pobite znaleziono w lesie, na odcinku Papowo- Wałcz-Człopa, 250 metrów od przystanku autobusowego. Dziewczynka też została zgwałcona. Jej ojciec do dziś nie ma wątpliwości, że to Pękalski ją zabił. Wielu sąsiadów słyszało, jak odgrażał się, że będzie śmierć za śmierć, że za to, co ten bydlak zrobił jego córce, że porąbie go na kawałki.

Pękalski tego, co zrobił nie nazywał zbrodnią, ani morderstwem. Jak pisała Magdalena Omilianowicz, mówił: „Miałem zdarzenie” albo „Zagrażałem”; „Wpuściła mnie bo nie wiedziała, że zaraz dojdzie do paniki”; „Zaspakajałem się na niej”; „Chciałem gdzieś na kimś wyruchać się”.

- W ocenie społeczeństwa Pękalski i tak jawi się jako gwałciciel, zabójca oraz seryjny morderca - wskazuje prawniczka Beata Ponichtera.

W areszcie przebywa od 17 lutego 1992 roku, na oddziale terapeutycznym. Już nie chce spotykać się z dziennikarzami, choć na początku robił to niezwykle chętnie. Lekarz z oddziału, na którym przebywa Pękalski mówił Magdalenie Omilianowicz, że on nigdy nie przestanie zabijać. Dlatego powinien być do końca życia izolowany. Psychiatra dr. Zdzisław Bociąg twierdzi, że Pękalski to zboczeniec nekrofil, czyli człowiek, którego pociąg seksualny skierowany jest na zwłoki. Dodatkowo czerpie przyjemność z zadawania śmierci.

Zdaniem Magdaleny Omilianowicz, dla Pękalskiego najważniejsze było zawsze zaspokojenie dwóch potrzeb: jedzenia i seksu. Swoje ofiary - pisała - atakował zwykle, kiedy był syty.

Czytaj także: Tajemnica Wampira z Zagłębia. Czy Zdzisław Marchwicki faktycznie mordował? [JESTEM MORDERCĄ]

Trafił na światowe listy seryjnych morderców, ale nadal pozostaje tajemnicą powojennej kryminalistyki. Choć przecież nie jest jedyny. Rekordzistą był Zdzisław M., który zabił na Śląsku 14 kobiet, czy Paweł T., zwany Skorpionem, który działał w Trójmieście, zabijając 11 kobiet. 7 osób zabił nieżyjący już Henryk Moruś z Sulejowa.

W 2014 roku, przy okazji wyjścia na wolność zabójcy dzieci Mariusza Trynkiewicza pojawił się problem, co robić z takimi bestiami. Stąd też wprowadzono specjalną ustawę, która nakłada szereg obowiązków na oddziały terapeutyczne. Zobowiązuje dane oddziały, na których przebywają szczególnie groźne osoby, do sporządzenia z najwyższą starannością specjalistycznej opinii.

- Ustawa umożliwia izolację takiego sprawcy z zaburzeniami psychicznymi jak Leszek Pękalski i jego dalsze leczenie. Izolacja ma charakter prewencyjny i terapeutyczny, choć ustawodawca z pewnością w dużej mierze kierował się tym by odseparować od społeczeństwa takiego przestępcę stwarzającego zagrożenie. Nie oznacza to jednak że taka osoba, po odbyciu kary pozbawienia wolności z pewnością popełni przestępstwo. W tym sęk, że dalszą izolację i leczenie na podstawie ustawy można stosować, gdy istnieje bardzo wysokie prawdopodobieństwo popełnienia przestępstwa, a jest to pojęcie nieostre, niedookreślone i w zakresie tego czy izolować danego przestępcę czy nie głowić się będzie sąd - mówi mecenas Beata Ponichtera. Choć izolację w ośrodku sąd orzeka bezterminowo, to wcale nie oznacza, że będzie ona trwała do końca życia. Sąd co 6 miesięcy, na podstawie wydawanej opinii psychiatrycznej i wyników postępowania terapeutycznego będzie orzekał czy taki człowiek wymaga dalszego izolowania czy nie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Czy Leszek Pękalski już w grudniu wyjdzie na wolność? - Portal i.pl

Wróć na gp24.pl Głos Pomorza