Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kazano nam sprzedawać śmierdzące mięso - opowiadają byłe pracownice Kauflandu w Lęborku

Fot. Krzysztof Falcman
Lęborski Kaufland
Lęborski Kaufland Fot. Krzysztof Falcman
Lębork. Podkładanie klientom śmierdzącego mięsa, fałszowanie dat ważności. - Takie polecenia wydawała nam dyrektorka - twierdzą zwolnione pracownice hipermarketu Kaufland.

- Gdy bułki, które wypiekaliśmy na miejscu, nie zostały sprzedane, na drugi dzień wypiekałyśmy je znowu. Po godzinie były tak twarde jak kamienie. Miałyśmy je mieszać ze świeżymi. Dyrektorka komentowała niech wp...ją. - mówi Andżelika J., która w czerwcu została wyrzucona z pracy. Jak twierdzi za to, że upomniała się o przerwy śniadaniowe.

Dodaje, że przeterminowane sery i wędliny w opakowaniach były rozpakowywane i sprzedawane na kilogramy. - Jak były zielone, to dyrektorka kazała odkroić plasterek, a resztę sprzedawać. Kazała nam plastry tego obeschniętego sera podkładać klientom między plastry świeżego.

Skarży się, że zmuszano ją do sprzedawania towarów nieświeżych. Przede wszystkim mięs: wołowiny, mięsa rosołowego, na gulasz. - Czasami tak śmierdziało, że po cichu mówiłam ludziom, żeby go nie kupowali - mówi pani Andżelika.

Potwierdzają to Mariola, która pracowała na kasie i pracownica ochrony. One też straciły pracę w czerwcu. - Przeceniane były towary przeterminowane. Szczególnie drogie mięsa. Z zamrażalni najpierw miałyśmy wyciągać te, które najdłużej leżały - wtórują. - Podobnie było z mięsem grillowym, które ma bardzo krótki termin ważności. Potem klienci skarżyli się na biegunkę.

Byłe pracownice Kauflandu wyznają, że przeciwstawiały się praktykom dyrektorki: - Jak nikt nie widział, to wyrzucałyśmy co stare i zepsute.

Ich zdaniem dyrektorka wcześniej wiedziała o kontroli zwierzchników czy sanepidu. Opowiadają o ubiegłorocznej aferze, kiedy jeden z klientów kupił makaron z robakami.

- Miała być kontrola z sanepidu. Pracownicy od 5 rano porządkowali półki. Na drzwiach wisiała kartka, że sklep będzie otwarty później. Pracownicy wyrzucali produkty, w których były robaki. Te, w których ich nie było, zaklejali taśmą i odkładali na bok.

Kobiety stawiają też cięższe zarzuty. - Po otwarciu sklepu osoby z rodziny dyrektorki i głównej kasjerki przechodziły przez kasy z pełnymi koszami zakupów. Kosze są ogromne, a one płaciły ledwie po 30 zł
- wyznaje Mariola L.

Dyrektorka sklepu od razu odsyła nas do rzecznika sieci Kaufland. Marcin Knapek nie chce wierzyć w te rewelacje.

- Te zdarzenia są niedopuszczalne i niezgodne z polityką i filozofią przedsiębiorstwa. Świeżość produktów jest naszym priorytetem. Natychmiast wyjaśnimy sytuację.

Natomiast Zbigniew Barański, dyrektor lęborskiego sanepidu, przyznaje, że po kontrolach już kilka razy zamykano sklep.

- Ostatnią robiliśmy w ubiegłym roku. Od tamtej pory nie mieliśmy skarg na Kaufland. W przyszłym tygodniu przeprowadzimy kolejną. Za takie praktyki grozi grzywna. W najgorszym wypadku sprawa może zostać skierowana do prokuratury.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza