Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rozłam w Stowarzyszeniu Pomocni dla Zwierząt w Miastku

Andrzej Gurba
Andrzej Gurba
W miasteckim Stowarzyszeniu Pomocni dla Zwierząt nastąpił rozłam. Inaczej, większość członków z niego wystąpiła. Ta grupa zainicjowała już powstanie nowego stowarzyszenia.

Lada dzień ukonstytuują się jego władze. Ostatnie tygodnie, a nawet miesiące w działalności stowarzyszenia Pomocni dla Zwierząt, to poza pracą dla zwierząt, konflikty i ostre spory między czołowymi członkami organizacji. Zaszły one tak daleko i były tak mocne, że szykują się sprawy w sądzie m.in. o zniesławienie.

Spotkaliśmy się z grupą byłych już członków Stowarzyszenia Pomocni dla Zwierząt. Zapytaliśmy, dlaczego w stowarzyszeniu nastąpił rozłam?– Powodów jest wiele. Ogólnie można powiedzieć, że chodzi o sposób i styl działania prezesa (Andrzej Pobidyński – dop. redakcji) i skarbnika (Iwona Styrenczak – dop. redakcji) – mówią byli członkowie stowarzyszenia. Mieli uwagi co do kosztów obsługi księgowej. – Księgowy z Gdańska co miesiąc kosztował 600 złotych. W Miastku znaleźliśmy księgowego tańszego, za 196, 80 złotych. To prezesowi i skarbnikowi się nie podobało – stwierdzają nasi rozmówcy. – Prezes nie był obecny na zebraniach, choć terminy były do niego dostosowywane. Zdarzało się wyśmiewanie inicjatyw podejmowanych przez członków stowarzyszenia. Wystąpił brak zrozumienia dla podejmowanych działań edukacyjnych, pomimo zapisów statutowych do tego typu działalności. Torpedowano na portalu społecznościowym działania podejmowane przez członków stowarzyszenia

- Zdarzały się sytuacje, w których utrudniano dostęp do zwierząt, którymi opiekowało się stowarzyszenie. Ten teren (tymczasowy punkt opieki dla zwierząt – dop. redakcji) traktowano jako prywatny. Nadmieniamy, że boksy dla zwierząt zakupione zostały przez Urząd Miejski w Miastku, a zwierzęta utrzymywane były z gminnych środków i publicznych zbiórek pieniężnych – mówi Radosław Waszkiewicz, były członek Stowarzyszenia Pomocni dla Zwierząt. – W rozmowie z członkami stowarzyszenia prezes przyznał, iż członków traktuje jako „słupy”. Byli mu tylko potrzebni do założenia stowarzyszenia. Była sytuacja, w której żądano od jednej z mieszkanek pieniędzy za przechowanie psa, co jest niezgodne z prawem. Niestety, obrażano m.in. na forach internetowych członków stowarzyszenia.

Wiesława Kąkol, były członek stowarzyszenia mówi, że pracując w komisji rewizyjnej miała wiele uwag co do sposobu rozliczania środków finansowych. Nie było to przejrzyste, na co zwrócił też uwagę nowy księgowy – stwierdza W. Kąkol.

- Przypuszczamy, że prezes pomylił rolę prezesa stowarzyszenia z rolą właściciela prywatnej firmy, a członków z podległymi mu pracownikami. Pomimo bojkotu inicjatywy członków przez prezesa i skarbnika doprowadziliśmy do końca sprawę zakładowych adopcji psów. Znaleźliśmy sponsorów na materiały służące do wykonania ogrodzenia wybiegu dla psów. Wykonaliśmy je. To była praca własna członków stowarzyszenia i wolontariuszy bez udziału prezesa i skarbnika – mówią byli członkowie stowarzyszenia. Dodają, że oczywiście widzą także pozytywy działalności prezesa i skarbnika na rzecz zwierząt, szczególnie jeśli chodzi o bezpośrednią opiekę nad zwierzętami. – Przyjęli ją na siebie dobrowolnie – podkreślają (tymczasowy punkt opieki nad zwierzętami znajduje się obok miejsca zamieszkania prezesa i skarbnika – dop. redakcji). Byli członkowie stowarzyszenia mówią jeszcze, że nie zgadzają się z krytycznym listem wysłanym przez prezesa do burmistrza (opublikowaliśmy go tydzień temu – dop. redakcji). – Jako byli członkowie stowarzyszenia stwierdzamy, że każda sprawa, z którą zwróciliśmy się do urzędu, była załatwiona pozytywie - oznajmiają. Byli członkowie stowarzyszenia mówią jeszcze, że wszystkie wizyty w punkcie opieki nad zwierzętami były wcześniej konsultowane z prezesem i skarbnikiem.

Spotkaliśmy się także z Andrzejem Pobidyńskim, prezesem Stowarzyszenia Pomocni dla Zwierząt oraz skarbnikiem Iwoną Styrenczak, aby przedstawili swój punkt widzenia. Po rozmowie przesłaliśmy wypowiedzi do autoryzacji. Otrzymaliśmy odpowiedź, że jednak nie chcą być w ogóle cytowani, bo ich wypowiedzi miały być m.in. zbyt mocno uproszczone.

Zaproponowaliśmy, aby ponownie przedstawili swoje pogłębione stanowisko. Nie skorzystali z tego. Prezes Andrzej Pobidyński przysłał tylko oświadczenie takiej treści: „Po zapoznaniu się z tekstem artykułu zmuszony jestem odnieść się doń w kilku zdaniach. Do kłamstw, niedopowiedzeń i nadinterpretacji przywykłem, nie zrobią na mnie wrażenia, nie zatrzymają moich działań. Publicznie brudów z butów strząsać nie mam zamiaru, spokojnie czekam na spotkanie w sądzie i wracam do swoich zajęć, ważniejszych, niż stawianie innych w złym świetle”.

Wcześniej w rozmowie z nami prezes i skarbnik stwierdzili m.in. że „rozłamowcy” chcieli rządzić, sami podejmować decyzje z pominięciem władz statutowych. Ich zdaniem, osoby które wyszły ze stowarzyszenia, nie garnęły się do pracy fizycznej, której w tej działalności nie brakuje. Usłyszeliśmy także, że osoby, które wyszły ze stowarzyszenia nie szanowały ich prywatności. Bez uzgodnienia mieli pojawiać się jacyś ludzie, szkolne wycieczki. Jeśli chodzi o księgowego, to została wybrana osoba z Gdańska za 600 złotych z uwagi na swoją fachowość. Zdaniem prezesa tańszy księgowy z Miastka przeforsowany przez osoby, które później odeszły ze stowarzyszenia, nie wywiązywał się należycie ze swoich obowiązków. Dodajmy, że obecnie władze stowarzyszenia wróciły do księgowego z Gdańsku z niższą stawką tj. 200 zł miesięcznie. Według prezesa i skarbnika „rozłamowcy” mieli i mają “parcie na szkło”. I miały ich interesować przede wszystkim pieczątki i biurka, a nie ciężka praca.

Stowarzyszenie Pomocni dla Zwierząt tworzy obecnie 8 osób. Deklarację członkowstwa w nowym drugim stowarzyszeniu wyraziło około 27 osób.

Osoby zaangażowane w powstanie nowego stowarzyszenia mówią, że nie zależy im na poklasku ani na pochwałach. – Nie chcemy być ograniczani w naszej pracy wolontariackiej. Wszystkie działania chcemy podejmować dobrowolnie, bez nacisku i niepotrzebnych nikomu spięć. Posiadamy kręgosłup moralny, który nie pozwala nam przejść obojętnie obok spraw zwierząt, a ograniczenia naszej działalności przez bojkotowanie inicjatyw jest nie do przyjęcia. Wolą członków nowego stowarzyszenia jest praca na rzecz nie umiejących bronić się zwierząt, w ogólnym rozumieniu wspólnego celu, bez niesnasek, nieporozumień, niedomówień – mówią inicjatorzy nowego stowarzyszenia. Niewykluczone, że nowe stowarzyszenie podpisze umowę z gminą na tymczasową opiekę nad psami i kotami.

ZOBACZ TAKŻE: Wypadek między Miastkiem a Dretyniem

Przeczytaj także na GP24

gp24

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza