54-letni mężczyzna wybrał się wczoraj do lasu na jagody. Około trzynastej zasłabł i stracił przytomność. Inni zbieracze natychmiast wezwali karetkę pogotowia.
Erce po kilkunastu minutach udało się dotrzeć na miejsce w pobliżu miejscowego jeziora. Stan pacjenta był bardzo ciężki. Ratownik rozpoczął reanimację. Organizm mężczyzny nie reagował.
Karetka, która w lesie próbowała zawrócić, zakopała się. Na pomoc wezwano straż pożarną.
- Erka wpadła tylnym kołem w dziurę. Na dodatek zaplątała się w korzenie. Kierowca kilka razy próbował wyjechać, ale koła buksowały. Na domiar złego z powodu deszczu było grząsko - mówi Dariusz Dwulit, zastępca komendanta Jednostki Ratowniczo-Gaśniczej Państwowej Straży Pożarnej w Miastku.
Strażacy, aby wyciągnąć karetkę, najpierw wybrali spod niej ziemię.
- Erka wisiała. Z tego powodu nie mogliśmy od razu pociągnąć jej linami. Udało się to dopiero po piętnastu minutach. W środku cały czas znajdował się zespół ratowniczy z mężczyzną - relacjonuje D. Dwulit. Karetkę wyciągnęli, ale ratownicy przegrali walkę o życie 54-latka. Mężczyzna zmarł.
Piotr Lange, szef miasteckiego oddziału ratunkowego Szpitala Powiatu Bytowskiego, zapewnia, że utknięcie karetki w lesie nie miało wpływu na jakość i szybkość udzielenia pomocy mężczyźnie.
- Reanimację podjęto zaraz po przyjeździe na miejsce. Stan pacjenta był bardzo ciężki. Ustała akcja serca. Nie miało znaczenia, że pomoc była udzielana w karetce, a nie w szpitalu - mówi dyrektor Lange.
Prawdopodobnie przyczyną zgonu mężczyzny był zawał serca. Dokładna przyczyna śmierci będzie znana, jeśli zostanie przeprowadzona sekcja zwłok.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?