Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Blog festiwalowy: 51. FPP - wieczór czwarty [zdjęcia, wideo]

[email protected]
Magia, czary, oczarowanie. Od Beaty Bilińskiej ani oczu, ani tym bardziej uszu nie mogłam oderwać. Co za pianistka. Co za osobowość. Co za kobieta!

Wyobraźcie sobie, jak na scenę wchodzi wysoka, posągowa blondynka, w długiej do ziemi, szmaragdowej, połyskliwej sukni, z materiału idealnie układającego się na ciele, skrojonego na wzór greckiej szaty. Kątem oka widzicie, że strój pianistki komponuje się z elegancką w swojej prostocie, zielono-białą kwiatową dekoracją sceny. Kobieta zasiada przy fortepianie, unosi ręce i zaczyna grać. Skupia na sobie i na muzyce, a są w tej chwili jednym, całą uwagę publiczności.

Sypią się jeden za drugim młodzieńcze preludia: Szymanowskiego, Kilara, Henryka Mikołaja Góreckiego i Pawła Mikietyna. Grane z pamięci, chociaż wykonawcy muzyki współczesnej często sięgają po nuty na scenie, ze względu na jej specyfikę. Czasem płynie spokojna melodia, często spadają na słuchaczy kaskady dźwięków. Piękne, delikatne piano, wbijające w fotel forte, delikatność i moc, wirtuozowska precyzja i muzykalność. Mimika, gesty, postawa ciała - naturalnie podkreślają to, co w danej chwili jest grane. Niczego nie jest za dużo, niczego za mało.

I jeszcze niby drobiazg, ale jakże w ostatecznym odbiorze ważny. Pani Beata myśli o publiczności, i o tym, by za wcześnie (czyli przed zagraniem jakiejś całości) nie zaklaskała. Takie przedwczesne brawa niepotrzebnie wprawiają wszystkich w zakłopotanie. Pianistka wyraźnie dawała znać, zawieszeniem ręki nad klawiaturą, kiedy jeszcze nie jest na nie czas, a opuszczeniem jej do siedziska, że już można.

W drugiej, kameralnej części wtorkowego koncertu w filharmonii, artystka pokazała jeszcze jedną piękną umiejętność - radość z muzykowania z innymi. Na scenie towarzyszyli jej: Marek Mleczko (obój), Roman Widaszek (klarnet) i Paweł Solecki (fagot plus... fagotowy balet). Zagrali w różnych konfiguracjach utwory Marcela Chyrzyńskiego, Michaiła Glinki i Francisa Poulenca. Bilińska, której osobowość sceniczna jest hipnotyzująca, umiejętnie wtopiła się w zespół i widać było, że zależy jej na tym, aby żadnego z muzyków nie zdominować.

Zaraz po wyjściu z koncertu łapałam dyrektora artystycznego FPP Jana Popisa, by uzyskać jedno zapewnienie - że panią Bilińską (którą zresztą na jednym z poprzednich festiwali też miałam przyjemność słuchać i opisywać) jeszcze w Słupsku będziemy gościć.

Usłyszałam, że tak. Uff....

Zobacz także:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza