Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czytelnik: w banku PKO BP potraktowali mnie jak intruza. Bank zareagował

Zbigniew Marecki
Zbigniew Marecki
Zdjęcie poglądowe.
Zdjęcie poglądowe. pixabay.com
Stefan Stankiewicz, 85-letni słupszczanin ze łzami w oczach przyszedł w czwartek do naszej redakcji po tym, jak odwiedził słupski oddział PKO Banku Polskiego przy ul. Banacha.

- Potraktowano mnie tam jak namolnego intruza, choć przyszedłem tylko uporządkować sprawy po tym, jak otrzymałem od banku list - opowiada emeryt. Po naszej interwencji bankowcy zmienili ton.

Pan Stefan poszedł do banku, gdy otrzymał list, w którym poinformowano go, że na jego książeczce oszczędnościowej znajdują się 52 złote. Ponieważ od 10 lat z niej nie korzystał, poproszono go, aby ją zlikwidował. Może to zrobić do jesieni 2017 roku. Jednak słupszczanin, który od zawsze lubił załatwiać sprawy urzędowe od ręki, szybko wybrał się do banku. Tam dowiedział się, że będzie mógł zlikwidować za darmo książeczkę oszczędnościową, jeśli ją znajdzie w domu i przyjdzie razem z żoną albo dostarczy jej oświadczenie, że ona rezygnuje z pełnomocnictwa wobec książeczki.

- Książeczki w domu nie znalazłem. Pogodziłem się więc z tym, że urzędnicy bankowi za jej ponowne wypisanie pobiorą 30 złotych. Aby nie stracić wszystkich pieniędzy, bo urzędowe anulowanie pełnomocnictwa żony kosztuje 25 złotych, poprosiłem ją o wypisanie na karteczce papieru oświadczenia, w którym zrzekała się pełnomocnictwa. Do banku poszedłem sam, bo żona ma problemy z chodzeniem - relacjonuje pan Stefan.

Urzędniczki bankowe jednak oświadczenia jego żony nie przyjęły, bo było niepełne, gdyż brakowało nam nim m.in. daty i numeru książeczki. - Najbardziej ubodło mnie jednak stwierdzenie, że chyba te wszystkie zabiegi mi się nie opłacają, bo jeśli przyniosę nowe, kompletne oświadczenie, to dostanę najwyżej kilka złotych. Być może dla bankowców tak niewielka kwota nie ma znaczenia, ale nasze emerytury nie są wielkie i każdy grosz się liczy. Zwłaszcza że to są moje pieniądze, które kiedyś zaniosłem do banku, aby je pomnożył - mówi pan Stefan.

Ponieważ lokalne oddziały PKO Banku Polskiego nie odpowiadają na pytania dziennikarzy, napisaliśmy list elektroniczny w sprawie tego interwencyjnego tematu do biura prasowego warszawskiej centrali PKO Banku Polskiego. Po pół godzinie odezwał się do nas Roman Grzyb, który wyjaśnił, że od grudnia br. do wszystkich osób, które w ciągu 10 lat nie wykonały żadnego ruchu na książeczkach oszczędnościowych trafiają takie pisma, jakie dostał pan Stefan.

- Chodzi o to, aby uporządkowali sprawy. Można z nich nawet nadal korzystać, ale lepiej mieć ROR (rachunek oszczędnościowo rozliczeniowy - dop. red) - mówił Roman Grzyb. Poza tym poinformował, że słupski oddział PKO BP przy ul. Banacha skontaktuje się z panem Stefanem i jego żoną. - Urzędnicy pojadą do domu tych państwa i na miejscu załatwią sprawę. Będzie dobrze - zapowiedział.

Pan Stefan w piątek powiedział nam, że rano rzeczywiście dzwonili do niego urzędnicy bankowi, ale on nie zgodził się na ich wizytę. - Wcześniej już tak mnie upokorzyli, że nie chcę ich widzieć - wyjaśnił.

Oglądaj także: IKEA przekazała pięć tysięcy żarówek dla Słupska

Przeczytaj także na GP24

gp24

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza