Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rozkaz: zestrzelić UFO!

Michał Kowalski [email protected] tel. 0 59 848 81 20
Tak mogło wyglądać spotkanie słupskich myśliwców z tajemniczym obiektem w 1983 roku.
Tak mogło wyglądać spotkanie słupskich myśliwców z tajemniczym obiektem w 1983 roku.
W 1983 roku nad lotniskiem w Darłowie pojawił się niezidentyfikowany obiekt latający. Do jego zestrzelenia wysłano samoloty z podsłupskiego Redzikowa i Zegrza Pomorskiego koło Koszalina. Nie zestrzeliły. Piloci musieli później tłumaczyć się przed prokuratorem.

Tę nieznaną historię opisał, powołując się na polskie dokumenty, badacz UFO Dirk Vander Ploeg. Według jego danych 6 czerwca 1983 roku, Stanisław Z. obsługujący radar słupskiego lotniska wojskowego dostrzegł na nim Niezidentyfikowany Obiekt Latający nad lotniskiem w Darłowie.

Obracające się cygaro

Jakiekolwiek naruszenie polskiej przestrzeni powietrznej stawiało wszystkich na nogi. Trzeba było czuwać i działać.
Według relacji, w której posiadanie wszedł Dirk Vander Ploeg Stanisław Z. dostrzegł obiekty na swoim radarze o godzinie 11.26.
W powietrzu znalazły się Iskry - ze Słupska i z Zegrza. Po kilku minutach od momentu oderwania kół od płyty lotniska pilot zegrzyńskiej Iskry - kapitan Praszczałek - miał powiedzieć: - Widzę cel. Jest w kolorze stali, wygląda jak obracające się cygaro, zakręca jak bumerang. Nie ma żadnych widocznych oznaczeń, ani cech charakterystycznych dla jakiegokolwiek samolotu.
Opis Praszczałka został przekazany szefowi sztabu lotnictwa. Lotnicy w dalszym ciągu pozostawali w kontakcie wzrokowym z dziwnym obiektem i oczekiwali na dalsze rozkazy.
Po dwudziestu minutach Dowództwo Wojsk Lotniczych wydało decyzję: Obiekt zestrzelić!
Praszczałek krzyknął: Ognia!. I... w tym momencie obiekt zniknął.
Tyle portal internetowy i ufolog. Informacje te można potraktować pewnie i z przymróżeniem oka. Ale... No właśnie jest jedno ale: jest świadek tych wydarzeń.

Po prostu stanęło w miejscu

Sytuację, którą opisuje Dirk Vander Ploeg, pamięta doskonale Ireneusz Bijata, pilot myśliwski, były dowódca 28 Słupskiego Pułku Myśliwskiego w Redzikowie. W 1983 roku był jednym z oficerów stacjonujących na redzikowskim lotnisku.
- Wszyscy wiedzieli, że stało się coś dziwnego. Zresztą samo wydanie rozkazu zestrzelenia było sytuacją wyjątkową - opowiada.
Według relacji Ireneusza Bijaty, piloci po powrocie z lotu -lądowali w Redzikowie - dokładnie opowiedzieli co się stało.
- Mówili o obracającym się, stalowym cygarze. Dostali rozkaz zestrzelenia. Dokładnie w momencie, gdy Praszczałek miał nacisnąć przycisk ten obiekt wykonał jakiś kompletnie nieznany manewr - rodzaj zakrętu.
Bijata dokładnie opisuje ten "rodzaj zakrętu", który w praktyce zakrętem nie był.
- Cygaro po prostu stanęło w miejscu i zawróciło. Piloci naszych samolotów strzału nie oddali. Nie mieli szans. One w przeciwieństwie do tego obiektu musiały dostosować się do praw fizyki - tłumaczy Bijata.
Pilot - Praszczałek - wykonał więc drugie podejście. Po ponownym kontakcie z tajemniczym obiektem...
- Naprowadził go na celownik. Zagrały wszystkie przyrządy. Zamierzał strzelać z działka, którego użycie wymagało dość bliskiej odległości - kontynuuje Bijata.
Za drugim razem stało się to samo, co za pierwszym razem. W momencie naciskania spustu...
- To dostało takiej prędkości, że w życiu czegoś takiego piloci nie widzieli- mówi były dowódca.
Według niego cała akcja trwała aż dwie godziny.

Rozkaz niewykonany

Nieudana próba zestrzelenia UFO nie była końcem tego niezwykłego dnia.
- Sprawa była niezwykle poważna. To było wojsko. Wydano rozkaz otwarcia ognia, który nie został wykonany - dodaje Bijata.
Piloci uczestniczący w nieudanej próbie zestrzelenia najpierw musieli pisać raporty, a później tłumaczyć się przed prokuratorem. Nikt nie mógł tego zrozumieć. Ponoć śledczy pytali pilotów:
- Jak to... Mieliście go na celowniku i nie udało się go wam zestrzelić.
Trudno było to komukolwiek wytłumaczyć.
Ostatecznie śledztwo umorzono. Tajemnicy niezidentyfikowanego obiektu latającego nigdy nie wyjaśniono. Raporty w tej sprawie - o ile nie zostały zniszczone - zapewne czekają na odkrycie w jakimś archiwum. Piloci, którzy służyli wtedy w Słupsku rozjechali się po świecie. Jednostka, w której służyli została rozwiązana.
Pułk rozwiązano w 2000 roku. Ostatni lot wykonał we wrześniu 1999 ppłk pilot Bogdan Wójcik na samolocie o numerze taktycznym 117.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza