Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zdenerwowani ludzie: spółdzielnia nas dręczy

Zbigniew Marecki [email protected]
Jadwiga Henning i Maria Drahuszczak czują się dręczone przez spółdzielnię.
Jadwiga Henning i Maria Drahuszczak czują się dręczone przez spółdzielnię. Sławomir Żabicki
Jadwiga Hennig, uważa, że Spółdzielnia Mieszkaniowa "Dom nad Słupią" dręczy niepokornych członków.

Do pierwszej sprawy w sądzie doszło w marcu ubiegłego roku. Po tym jak Jadwiga Hennig jako prezes Obywatelskiego Stowarzyszenia Uwłaszczeniowego i Obrony Praw Mieszkańców w Słupsku napisała list elektroniczny do Powiatowego Urzędu Pracy w Słupsku, w którym zapraszała na spotkanie młodych ludzi poszukujących pracy w administracji i zarządzaniu spółdzielniami mieszkaniowymi.

- Mam wieloletnie doświadczenie bankowe w zakresie rozliczania spółdzielni. Jako szefowa stowarzyszenia chciałam pomóc młodym ludziom w przygotowaniu do ubiegania się o pracę w spółdzielni. Mój list został wywieszony w gablocie ogłoszeniowej w PUP i potraktowano go jako ofertę agencji pośredniczącej w zatrudnieniu - opowiada pani Jadwiga.

Najbardziej zdziwiła się, gdy okazało się, że prezes Spółdzielni Mieszkaniowej "Dom nad Słupią" poinformował prokuraturę o prowadzeniu przez nią nielegalnej agencji zatrudnienia. W rezultacie sprawa trafiła do Sądu Grodzkiego w Słupsku. On na posiedzeniu zaocznym uznał ją winną i ukarał ją nakazem zapłaty trzech tysięcy złotych.
- W postępowaniu odwoławczym karę obniżono do 200 złotych. Dopiero podczas apelacji w Sądzie Okręgowym w Słupsku sąd uznał, że nie ma dowodów świadczących o mojej winie i przekazał sprawę do ponownego rozpatrzenia - mówi Hennig, która postępowanie odbiera jako sposób na podważanie jej autorytetu w oczach spółdzielców i dyskredytowanie stowarzyszenia. Dlatego zamierza wystąpić o odszkodowanie.

Z kolei Maria Drahuszczak, samotna matka trojga dzieci, która miała zadłużenia czynszowe i kredytowe wobec "Domu nad Słupią", jest przekonana, że spółdzielnia dręczy niepokornych spółdzielców.

- Miałam długi, ale je spłaciłam. Tymczasem spółdzielnia wciąż wykazywała dług. W końcu sprawa trafiła do sądu. Nie doszłoby do niej, gdyby spółdzielnia prawidłowo stosowała prawo księgowe. Powinna nam pomagać, a nie niszczyć mnie - przekonuje Drahuszczak, która nie ukrywa, że miała już myśli samobójcze. Była także zaskoczona, gdy prezes spółdzielni podsyłał ludzi, którzy chcieli się z nią zamieniać na mieszkanie, choć ona tego nie chciała.

Leszek Orkisz, prezes SM "Dom nad Słupią" nie czuje się winny. - Pani Hennig zachowywała się tak, jakby była organem statutowym spółdzielni i to ona miała zatrudniać pracowników i prezesa spółdzielni. Dlatego zdecydowaliśmy się na zawiadomienie prokuratury. Poza tym nie mieliśmy już żadnego udziału w tej sprawie - tłumaczy. Uważa, że nie ma powodu, aby pani Hennig miała uzyskać odszkodowanie od spółdzielni.

Nie poczuwa się także do winy w sprawie pani Drahuszczak. - Chcieliśmy tej pani pomóc. Proponowaliśmy zamiany, ale nie chciała z nich skorzystać. Wiem, że ta pani kwestionuje stosowane przez spółdzielnię zasady księgowania. Sprawa jednak nie jest zakończona, bo sąd, mimo protestów pani Drahuszczak, postanowił powołać niezależnego biegłego, który ma zbadać zasady księgowania jej długów - wyjaśnia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza