Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Śmiech na dzień dobry

Rozmawiał Kuba Zajkowski
Dorotę Wellman i Marcina Prokopa różni wzrost, waga i wiek. Mimo to udało im się stworzyć niepowtarzalny duet medialny. ”
Dorotę Wellman i Marcina Prokopa różni wzrost, waga i wiek. Mimo to udało im się stworzyć niepowtarzalny duet medialny. ”
Rozmowa z Dorotą Wellman i Marcinem Prokopem z magazynu "Dzień dobry TVN".

- Od września - żeby was oglądać - trzeba zmienić kanał. Obydwoje nie pracujecie już w TVP. Decyzję o przejściu do TVN-u podjęliście razem?

Marcin Prokop: - Zdecydowanie, zwłaszcza, że oferta była skierowana do nas obojga. Byliśmy zaproszeni do współpracy z TVN-em jako para, w związku z tym w imieniu naszej dwójki raz rozmawiała Dorota, raz - ja. Natomiast myśmy już wcześniej dyskutowali, że można by coś zmienić w naszym życiu zawodowym, rozwinąć, posmakować nowych wyzwań, więc gdy ta oferta się pojawiła, długo się nie zastanawialiśmy.

Dorota Wellman: - Tak było. Potwierdzam. Rozmowy nie trwały długo. Ostatnie pół roku myśleliśmy o poszukiwaniu nowych wyzwań zawodowych. Coś nas nosiło.

- Na Woronicza było dla was za mało miejsca?

DW: - Mieliśmy tam sporo wyzwań, prowadziliśmy różne programy. Obydwoje dużo tej pracy zawdzięczamy. Ale najważniejsze, zawsze będę to podkreślać, jest to, że właśnie na Woronicza spotkaliśmy się na polu zawodowym. Połączyła nas Nina Terentiew i TVP 2. Tam powstała ameba dwugłowa, zwana popularnie smokiem. Nadszedł jednak czas na zmiany. Każdy człowiek ich potrzebuje. Trzeba szukać nowych rozwiązań.

- Odeszliście z TVP z dnia na dzień. Z boku wyglądało to na wyrachowanie.

DW: - Tak jest w życiu, że trzeba zmieniać pracę. Powody naszej decyzji były różne. Nie zamierzam wyciągać ich na wierzch. Żadnej zdrady i wyrachowania tu nie ma. Tę sytuację można raczej porównać do rozstania ludzi, którzy nic już do siebie nic nie czują.
Nie mieliśmy żadnych zobowiązań, umów, kontraktów, niczego. Mogliśmy odejść w każdej chwili. Chcieliśmy się rozwijać, a tamta stacja nie dawała nam już takich możliwości.
Z osobami, z którymi współpracowaliśmy w TVP przez lata, pożegnaliśmy się bardzo miło. Robimy nawet imprezę.

MP: - W dużej mierze to, co osiągnęliśmy w TVP, zawdzięczamy ciężkiej pracy i naszym pomysłom. Cały czas walczyliśmy o swoje. Telewizja publiczna nie zabiegała o nas. Zawsze była symetryczna wzajemność relacji. Nigdy, można powiedzieć enigmatycznie, nie daliśmy jej tego, czego sami byśmy od niej nie dostali. Nie będę rozwijał tej myśli. Można czytać między wierszami.
Nie dało się inaczej tego transferu dokonać, niż utrzymując wszystko w ścisłej tajemnicy. Nie byliśmy pewni, czy doprowadzimy rozmowy z TVN-em do końca, więc woleliśmy o nich nie informować. Stąd wrażenie nagłej akcji i zrywu.

- Nikt nie ma do was żalu?

DW: - Na pewno ktoś ma, bo nasze odejście spowodowało komplikacje organizacyjne. Ale myślę, że bardzo łatwo je naprawić. Nie ma ludzi niezastąpionych, na nasze miejsce ktoś się znajdzie. W jakimś stopniu telewizja publiczna utraciła pewien niepowtarzalny duet, ale to tyle. Narodzi się inny, młodszy. Nie ma problemu. Poradzili sobie bez nas, program nadal istnieje. Nic się nie rozpadło, nic nie umarło, drzewa nadal mają liście, a słońce świeci.

- Skupicie się na prowadzeniu "Dzień dobry TVN", czy będziecie prowadzili także inne programy?

DW: - Jesteśmy na wyłączność w telewizji TVN. Na razie zamierzamy skupić się na "Dzień dobry TVN". Będziemy pracować, żeby program był jak najlepszy. Mamy wiele wydań w miesiącu, do których trzeba się przygotować. Chcemy dobrze poczuć się w nowej stacji, poznać techników, dźwiękowców, operatorów. Na pewno poświęcimy temu pierwsze pół roku, dopiero potem, ewentualnie, pomyślimy o indywidualnych lub wspólnych projektach.

MP: - To nie jest tak, że wskoczyliśmy na główkę do basenu z mętną wodą. TVN zarysował nam pewien horyzont. Wiemy, czego się spodziewać w nowej pracy. Mamy określone warunki i kontrakt. A w perspektywie możliwość robienia innych rzeczy w ramach TVN-u i przyległych mediów. Mam na myśli stacje tematyczne czy portal Onet. pl.
- Od kiedy, w życiu zawodowym, zaczęliście mówić o sobie "my"?

MP: - Nie było przełomowego momentu, nie usiedliśmy nagle i nie stwierdziliśmy, że teraz zakładamy spółkę. Od początku występujemy jako "my".

DW: - Wspólnie podejmujemy decyzje. Nie mieliśmy, i podkreślamy to często, żadnego poważnego konfliktu. A jak są między nami nieporozumienia, to bardzo szybko wyjaśniamy je bez obrażania się i cichych dni. Od zawsze podejmujemy wspólnie decyzje zawodowe. O wszystkim dyskutujemy. Tak się rodzi "my", pewna wspólnota. Potem doszła jeszcze do tego więź przyjacielska.

MP: Nie ukrywamy, że mamy ambicje stworzenia pewnych rzeczy indywidualnie i w TVN-ie zapewniono nas, że będzie to możliwe. Na razie jest jednak za wcześnie, żeby mówić o szczegółach.

- Macie ogromne szczęście, że na siebie trafiliście.

MP: - Ważne jest to, że nasza relacja nie jest czysto zawodowa. Gdybyśmy nie mogli na siebie patrzeć prywatnie, wszystko tak łatwo i gładko by nam nie wychodziło.

DW: - To widać na ekranie, jeśli ktoś niekoniecznie się lubi. Nie twierdzę, że każda para medialna powinna się przyjaźnić czy mocno kolegować. Tak nie jest i nie musi być. Myślę, że stanowimy ewenement. Różnimy się wiekiem, wzrostem i wagą, a - jak widać - można było z tego zrobić walor i jakość. To nie jest proste. Jesteśmy różni charakterologicznie, natomiast chemia jest wspólna. Coś nas do siebie ciągnie. Łączy nas poczucie humoru, ciekawość świata i życzliwość do ludzi. Wiele nas też dzieli. Ja jestem bardziej ułożona i rozrzutna, Marcin - roztrzepany i sknerowaty.

- Jak do siebie mówicie?

DW: - Bardzo dziwnie. Na przykład Wellmanescu i Prokopescu. Marcin wymyślił też pseudonimy Wellmanoza i Wellmanica. Ten drugi mnie trochę niepokoi, bo jest blisko donicy. Natomiast najczęściej zwracamy się do siebie normalnie, po imieniu.

MP: - To zależy od sytuacji. Nie mówimy do siebie kochanie, kotku czy misiu, bo to byłoby przegięcie. Z pewnością nasze rodziny by się przez to rozpadły. Czasami zwracamy się do siebie dość wulgarnie dla postronnego słuchacza czy obserwatora. Używamy słów jełopa, babon albo animalistycznych porównań. Najczęściej jestem żyrafą, a Dorota hipopotamem. Ciekawe, dlaczego?

- Widujecie się czasami poza pracą?

DW: - Nie są to częste wypady, bo każde z nas poświęca czas swojej rodzinie. Chętnie chodzimy do fajnych knajp. Siedzimy, jemy i gadamy. Potrzebne są nam takie chwile, kiedy możemy długo porozmawiać o różnych sprawach. Nie należy jednak przesadzać z nieustannym kontaktem. Ważna jest higiena psychiczna.

MP: - Najczęściej widujemy się przy okazjach zawodowych. Prywatnie niezbyt często, głównie przez to, że mamy mało czasu na życie towarzyskie w ogóle.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza