Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

To był ich ostatni lot

Redakcja
Tuż przed rozdaniem listy zabitych żołnierze ze świdwińskiej jednostki przewiązali flagę narodową kirem.
Tuż przed rozdaniem listy zabitych żołnierze ze świdwińskiej jednostki przewiązali flagę narodową kirem.
20 ofiar pochłonęła katastrofa wojskowego samolotu transportowego CASA. Rodziny poległych żołnierzy ze Świdwina i Mirosławca opłakują swoich bliskich.

Prezydent RP ogłosił wczoraj żałobę narodową.

Andrzej Andrzejewski generał brygady, dowódca Lotnictwa Taktycznego w Świdwinie, który zginął z katastrofie niedawno wprowadził się do wymarzonego domu. Całe życie mieszkał w bloku. Zostawił żonę Małgorzatę, która jest księgową i dwie córki - Patrycje i Klaudynę.

- Cudowny przyjaciel i wspaniały, odważny człowiek. Bardzo kochał swoje dorosłe córki. Kilka miesięcy temu doczekał się swojego pierwszego wnuka - wspominają go przyjaciele.

W Kołobrzegu mieszkał płk Dariusz Maciąg, dowódca 21 Bazy Lotniczej, którego żona pracuje w kołobrzeskim Urzędzie Miasta. Wczoraj rano jak co dzień przyszła do pracy. Wolała być wśród ludzi, niż sama w domu. Nie chciała się kontaktować z mediami. Koleżanki z pracy też nie chcą nic mówić.

Ostatni lot

Była środa, kilka minut po godz. 19. Wojskowy samolot zbliżał się do lotniska w Mirosławcu, niewielkiej miejscowości w pobliżu poligonu drawskiego. Na pokładzie była czteroosobowa załoga z 13. Eskadry Lotnictwa Transportowego w Krakowie i 16 wysokich rangą oficerów, dowódców Sił Powietrznych RP.

Samolot leciał z Warszawy, z międzylądowaniami w Powidzu i w Krzesinach. Odwoził do domu uczestników konferencji pod nazwą "Bezpieczeństwo lotów". Kontroler lotów w Mirosławcu przez cały czas utrzymywał kontakt z załogą. Nic nie zwiastowało nadchodzącej tragedii.

Dokładnie o godz. 19.07 obsługa lotniska zobaczyła, jak podchodzący do lądowania samolot nagle niebezpiecznie obniżył lot, zahaczył o korony drzew otaczających lotnisko i rozbił się zaledwie kilkaset metrów od lotniska. Słychać było potężny huk, a po chwili nad lasem pojawiła się ognista łuna.

Przeraźliwy widok

W tym czasie, kilka kilometrów dalej, na osiedlu wojskowym, na którym mieszkają rodziny pilotów, nikt nie zdawał sobie jeszcze sprawy z tego, co się stało.

- Jadłam kolację, gdy zaniepokoił mnie dochodzący z dworu odgłos syren. Wyjrzałam przez okno i przeraziłam się. W stronę lotniska na sygnale jechały karetki pogotowia i straże pożarne - wspomina Małgorzata Pintowska. - Wybiegłam na dwór. Stało tam już sporo osób. Ktoś wskazał ręką łunę nad lasem. Zrozumiałam, że musiało się stać coś strasznego.

- Na czwartek byłam umówiona na rozmowę z dowódcą jednostki w sprawie pracy. Boże, to straszne. To był taki dobry człowiek - kobieta, którą spotkaliśmy na osiedlu nie kryła łez.

Płk Jerzy Piłat, dowódca 12. Bazy Lotniczej w Mirosławcu zginął, podobnie jak pozostałe osoby znajdujące się na pokładzie tego samolotu. Było wśród nich pięciu żołnierzy z Mirosławca, kilkunastu ze Świdwina.

- Po katastrofie samolot wyglądał tak, jakby przeleciał przez maszynkę do mięsa. W promieniu 200 metrów od niego leżały ludzkie szczątki: obcięte ręce, nogi, głowy... Do końca życia nie zapomnę tego widoku - powiedział nam Zbigniew Magiera, komendant OSP w Kaliszu Pomorskim, który ze swoimi strażakami przez kilka godzin przebywał na miejscu katastrofy. - Byliśmy tam całą noc. Samolot był połamany i zmiażdżony w kilku miejscach. Najmniej zniszczona była kabina pilotów. Jeden z lekarzy wszedł do środka, ale nikt z członków załogi nie dawał oznak życia.
Zaraz po wypadku żołnierze ogrodzili teren taśmami w promieniu 1,5 km. Strażacy oświetlali okolicę. W tym czasie około 200 żandarmów przeszukiwało cały teren wokół rozbitej maszyny.

Życzyłem im powodzenia

Nic nie wskazywało, że może dojść do katastrofy. Gdyby tak było, lot zostałby przerwany - powiedział w wywiadzie dla TVN 24 gen. Włodzimierz Usarek. Generał wysiadł z samolotu w Poznaniu, 20 minut przed katastrofą. - Po lądowaniu w Poznaniu warunki były idealne. Załoga była świetnie przygotowana i wypoczęta. Podziękowałem pilotom za doskonały lot. Życzyłem im powodzenia.

Na wyjaśnienie przyczyn katastrofy trzeba będzie poczekać.

- Jeśli byśmy byli w stanie określić przyczyny i mogłoby to pomóc w zatrzymaniu biegu rzeczy, siedzielibyśmy tak długo, aż byśmy to w 150 procentach odtworzyli. Teraz to bez znaczenia. Na pewno wyjaśnimy wszystkie okoliczności wypadku, ale dajmy szanse bezstronnej komisji - uważa generał.

Błąd pilota, awaria, pogoda?

Na miejsce tragedii przyjechał prokurator wojskowy z Koszalina, a także specjalna komisja, która bada przyczyny katastrofy. Nad ranem wylądował samolot z premierem Tuskiem na pokładzie. Na miejscu premier obiecał pomoc rodzinom zmarłych.

Wczoraj od rana trwały gorączkowe poszukiwania rejestratora lotów, tzw. czarnej skrzynki. Odczytanie znajdujących się w niej zapisów, wiele wyjaśni. Eksperci są zdania, że jedną z przyczyn katastrofy mogła być zła pogoda.

Jednak w środę wieczorem w Mirosławcu nie było ani bardzo silnego wiatru, ani ulewnych opadów. Inni eksperci zwracają uwagę na to, że niedawno kupione od Hiszpanów maszyny CASA 295-M były przez naszą armię nadmiernie eksploatowane.

Była to pierwsza katastrofa tego typu samolotu na świecie. 295-M to samoloty nowoczesne, cieszące się do tej pory dobrą opinią wśród załóg. Nasza armia używała ich przede wszystkim do zabezpieczenia misji w Iraku i Afganistanie. Wojsko miało 10 takich maszyn. Dwie kolejne zostały zamówione. Wczoraj dowódca Sił Powietrznych wstrzymał wszystkie loty CASA aż do czasu wyjaśnienia przyczyn katastrofy.

To była najtragiczniejsza katastrofa w dziejach powojennego lotnictwa wojskowego w Polsce.
Naród pogrążony w smutku

W Polsce żałobę narodową wprowadza rozporządzeniem prezydent. Określa w nim przyczynę i czas trwania żałoby. Podstawą ogłoszenia żałoby narodowej jest Ustawa o godle, barwach, hymnie Rzeczypospolitej Polskiej oraz o pieczęciach państwowych.

W tym czasie flagi państwowe zostają opuszczone do połowy masztu lub przewiązane kirem. W przeszłości żałobę narodową wprowadzano m.in. po śmierci marszałka Józefa Piłsudskiego, po upadku Powstania Warszawskiego. Za PRL - po śmierci Stalina i Bieruta, ale i prymasa Stefana Wyszyńskiego.

W III Rzeczpospolitej kirem przepasano flagi, czcząc ofiary powodzi w 1997 roku, zamordowanych w seriach zamachów terrorystycznych na świecie, począwszy od 11 września na WTC, pochłoniętych przez żywioł tsunami, po śmierci Jana Pawła II oraz po katastrofach - budowlanej na Śląsku i górniczej w kopalni Halemba. W lipcu ub. r. w ten sposób Polacy czcili pamięć ofiar katastrofy polskiego autokaru koło Grenoble.

Krzysztof Bednarek
[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza