Żałoba, grób, na który ktoś wciąż przynosi świeże kwiaty. I dwa - autentyczne - akty zgonu. Wystawiły je Urzędy Stanu Cywilnego w 2004 roku w Bytomiu i w 2006 roku w Gdyni na podstawie fałszywych medycznych kart zgonu.
Zdzisław W. miał sprawy karne za wyłudzenia, poświadczenia nieprawdy. Pochodzi z Wielkopolski, ale oszukuje w całej Polsce. Dwa razy sprzedawał mieszkanie za 72 tysiące złotych.
Jeździł z francuskim prawem jazdy jako Alain F. Był ścigany listami gończymi. W końcu z powodu tych i innych przestępstw zszedł do grobu.
W 2005 roku po pierwszym "zgonie" na nadciśnienie sąd we Wrocławiu umorzył mu nawet jedną ze spraw, właśnie z powodu śmierci.
Policja jednak w czasie czynności operacyjnych ustaliła, że Zdzisław W. żyje. Co ciekawe, funkcjonariusze mieli wątpliwości, czy zatrzymali właściwego człowieka. On sam twierdził, że to on, ale przekonała ich dopiero konkubina Zdzisława W. i... książeczka wojskowa podejrzanego.
- Istnieje obawa, że ucieknie, będzie się ukrywał, a biorąc pod uwagę fakt, że dwukrotnie sfingował swoją śmierć, może... znowu "umrzeć" - sędzia Edyta Sokołowska stwierdziła, że najlepiej będzie ukryć podejrzanego, ale za murami aresztu. Na razie na trzy miesiące.
Przed sądem Zdzisław W. częściowo się przyznał. Jednak tylko do wyłudzenia jednego aktu zgonu. Grozi mu do ośmiu lat więzienia.
Dyskretny urok śledztwa
Nasz komentarz
Śmiertelne przypadki Zdzisława W., który za cenę wolności wybrał podwójną śmierć, to gotowy filmowy scenariusz. Gdybyśmy oglądali taką komedię, to pewnie trzymalibyśmy kciuki za głównego bohatera. Ale w życiu, niestety w takich sprawach, zamiast happy endu jest wyrok.
Poczekajmy też, co powie prokuratura o tych, którzy wciąż żyją, pełnią funkcje publiczne i dziwnym zbiegiem okoliczności są zamieszani w sprawy cywilnej śmierci przestępców.
Mimo zastosowania przez sąd aresztu, wczoraj słupska Prokuratura Okręgowa nie była skora do udzielania informacji: - Sprawę przekazała nam Prokuratura Apelacyjna w Gdańsku. Wszczęliśmy śledztwo. Musimy w miarę dyskretnie je prowadzić, bo w grę mogą wchodzić inne zamieszane osoby. W tej sprawie nawet kilkanaście godzin nieujawniania informacji ma znaczenie - mówi Marek Buchwald, zastępca słupskiego prokuratora okręgowego.
W sądzie trudno było nie zauważyć policjantów z gdańskiego Biura Spraw Wewnętrznych Komendy Głównej Policji, czyli tzw. policji wewnętrznej. Te inne "zamieszane osoby" są najprawdopodobniej funkcjonariuszami. Śledczy zapowiedzieli, że dzisiaj uchylą rąbka tajemnicy.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?