Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Strażnicy miejscy uratowali dziecko

Fot. Krzysztof Tomasik
Pojechali na rutynową interwencję, a wrócili jako bohaterowie. Dwaj strażnicy miejscy ze Słupska uratowali życie niemowlakowi
Akcja na Lelewela
Akcja na Lelewela

Akcja na Lelewela

Dla Jacka Kotlarka i Czesława Dietricha, strażników miejskich ze Słupska to miał być normalny dzień służby. Kiedy w czwartek jechali na interwencję nic nie zapowiadało dramatycznych wydarzeń.

- Zajmowaliśmy się nieprawidłowo zaparkowanymi autami - mówi Czesław Dietrich, strażnik. - Byliśmy na dwóch krańcach ulicy. W pewnej chwili zobaczyłem, jak stojący przy sklepie dziecięcy wózek zjeżdża z chodnika na ulicę i pędzi w dół. Wiedziałem, że nie zdążę do dobiec. Krzyknąłem do kolegi.

- Od razu rzuciłem się w jego stronę - mówi Jacek Kotlarek, drugi strażnik (27 lat w straży zaledwie od siedmiu miesięcy). - Biegnąc, widziałem, że w środku jest dziecko. Bałem się, że rozpędzony wózek się wywróci, a dziecko wypadnie na ulicę lub nadjedzie samochód.

Strażnikowi, który musiał użyć całej swojej sprawności fizycznej, udało się zatrzymać wózek nietknięty.

- Miałem bardzo duży problemy. Wózek jechał naprawdę bardzo szybko - dodaje Kotlarek.

Scena grozy

Scena grozy

Sytuacja z ulicy Lelewela przypomina słynną scenę na schodach z filmu "Pancernik Potiomkin" Eisensteina. Tyraliera oddziału wojska otwiera ogień do demonstrantów. Jedną z ofiar jest matka trzymająca wózek. Uwolniony z rąk postrzelonej kobiety stacza się po stromych schodach. Nikt nie jest w stanie go zatrzymać. Scena określana jako "najbardziej sugestywne sześć minut w historii kina.

Bez wątpienia błyskawiczna reakcja strażników ocaliła chłopca od wypadku, a być może nawet śmierci.

- Nie czujemy się bohaterami. My po prostu akurat byliśmy we właściwym miejscu i o właściwym czasie - mówią skromnie.

Zbyt skromnie. O to właśnie chodzi w tej pracy, aby znaleźć się w odpowiednim czasie i miejscu.

Jak się później okazało, w wózku puściły hamulce. Matka dziecka robiła w tym czasie zakupy w sklepie i nie miała pojęcia o tym, co się dzieje na zewnątrz. Gdy zorietntowała się, co się wydarzyło, była w kompletnym szoku.

- Teoretycznie tej pani należałby się mandat za brak właściwej opieki nad dzieckiem. - mówi Jacek Kotlarek.

- Ale uznaliśmy jednak, że i tak przeżyła ogromny stres. Jesteśmy pewini, że już nigdy nie zostawi dziecka samego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza