Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ziemkiewicz: - Polska, czyli basen kisielu

Redakcja
- Ciągle jesteśmy krajem, w którym człowiek utalentowany przegrywa z protegowanym - mówi Ziemkiewicz.
- Ciągle jesteśmy krajem, w którym człowiek utalentowany przegrywa z protegowanym - mówi Ziemkiewicz.
Polska jest dziś rozdarta przez rozmaite koterie, sitwy i środowiska. Rozmowa z Rafałem A. Ziemkiewiczem, publicystą.

- Promuje pan swoją nową książkę "Czas wrzeszczących staruszków", będącą opisem sytuacji w Polsce po wojnie Kaczyński - Tusk. Książka ukaże się w księgarniach w maju, a już mówi się, że pisząc ją, włożył pan kij w mrowisko.
- Chciałbym, by czytelnicy zdali sobie sprawę, że ta wojna jest w dużym stopniu teatrem, grą pozorów, która odwraca naszą uwagę od rzeczywistych polskich problemów.

- Który z przeciwników jest panu bliższy?
- Czasem Kaczyński, a czasem Tusk. Podpisywałem się pod hasłami Kaczyńskiego, że trzeba przywrócić uczciwość w życiu publicznym, rozbić powiązania o charakterze mafijnym i wzmocnić państwo w dziedzinach, w których powinno ono służyć obywatelom. Tyle że PiS się z tych obietnic nie wywiązał. Od Kaczyńskich odrzuca demagogia socjalna. Oni, niestety, wierzą, że pracodawca to jest krwiopijca, który chce szkodzić. Państwo musi mu więc krwawicę odbierać i rozdawać prostym ludziom. Obietnice Platformy przybliżenia nas do standardów cywilizowanego świata były bardzo ładne. Ale od pół roku widać jednak, że jak przychodzi do konkretów, to PO najpierw coś zapowiada, potem się wycofuje, a w końcu pojawia się premier i mówi, że jeszcze się zastanawia.

- Zgadza się pan, że Donald Tusk jest jednak w tej wojnie zwycięzcą?
- Jeśli mówimy o bieżącej polityce, to bez wątpienia wygrał, bo przejął władzę. Czy mu to wyjdzie na dobre, jeszcze nie wiadomo, bo żeby w polityce uznać się zwycięzcą, nie wystarczy wygrać. Trzeba jeszcze nie rozczarować ludzi. Mnie bardziej interesuje, kto jest przegrany. I powiem górnolotnie, że przegrana jest Polska, gdyż zaniechano zmian, które są szalenie potrzebne. Zajęliśmy się głupstwami, a nie wielką reformą, którą PO i PiS najpierw wspólnie obiecywały, a potem pospołu udaremniły.

- Na czym ta reforma ma polegać?
- To jest głównym tematem mojej książki. Polska jest dziś rozdarta przez rozmaite koterie, sitwy i środowiska. Każde z tych środowisk rządzi się - na wzór wojskowej fali - zasadami feudalnej hierarchii trudnej do zniszczenia. A ponieważ Polska jest splotem takich sitw, politycy manewrują między nimi.

- Brzmi to bardzo groźnie, ale jak się objawia w praktyce?
- Ciągle jesteśmy krajem, w którym człowiek utalentowany przegrywa z protegowanym. U nas wszystko wymaga znajomości, załatwienia, nieformalnych powiązań i porozumień. To nas trzyma w głębokim średniowieczu, bo tam gdzie decyduje protekcja, nie ma mowy o prawdziwym cywilizacyjnym rozwoju. Obietnica stworzenia IV RP była obietnicą stworzenia państwa, w którym mechanizmy awansu i budowania elity społecznej będą czytelne. Niestety, wszystko poszło w stronę przeciwną. W ostatnich dwóch latach sitwowość Polski się pogłębiła.

- Podsumowując te dwa lata, pisze pan, że życie w Polsce przypomina pływanie w basenie napełnionym kisielem. Niby pływasz jak w wodzie, ale każdy ruch kosztuje więcej wysiłku niż w krajach Zachodu. Co musi się zdarzyć, by ten kisiel znowu stał się wodą?
- Lekarstwem jest kapitalizm i mechanizm rynkowy. Bo państwo idealne to takie, w którym władza choćby nie wiem jak kogoś nienawidziła, nie jest w stanie mu przeszkodzić w robieniu interesów. Z drugiej strony, choćby kogoś nie wiem jak kochała, nie będzie mu w stanie pomóc w robieniu interesów. Dopiero wtedy uruchamia się potencjał, który jest w ludziach. Na tym polegał cud XIX wieku, że przestało być tak, iż syn hrabiego zostawał hrabią, syn chłopa chłopem, mieszczanina mieszczaninem. Każdy mógł osiągnąć tyle, na ile mu pozwalały jego talent, pracowitość i pomysłowość.
- Pana przepis na naprawę państwa jest bardzo prosty: wolność gospodarcza, stabilność finansów państwa i niezależność banku centralnego. Jeśli to jest takie proste, to dlaczego się nie udaje?
- Tę listę warto jeszcze przedłużyć. Bardzo ważne jest wprowadzenie procedur i usunięcia uznaniowości pozostawionej w rękach urzędników. U nas urzędnicy od ministerstwa po gminę podejmują wiele decyzji, jak im się podoba, według własnego uznania. To jest system mandaryński. W cywilizowanym kraju, jak ktoś spełnia wymagania, to trzeba mu udzielić zgody we właściwym czasie. Wtedy nie ma miejsca na kolesiostwo, łapówki itd. Ale z prostotą tego sposobu jest jak z odchudzaniem. Nie ma prostszej rzeczy, niż schudnąć. Wystarczy mniej jeść, ograniczyć rzeczy tłuste i za pół roku jesteśmy szczupli i zdrowsi. Wszyscy to wiedzą, a jedna trzecia ludzkości cierpi na nadwagę.

- Bo ludziom otyłość nie przeszkadza. Z tego samego powodu kolesiostwo i łapówkarstwo to nie jest w Polsce tylko problem złej władzy. W społeczeństwie jest przyzwolenie na takie postawy.
- Można powiedzieć słowami wieszcza, że Polacy nie chcą chcieć. Ale trzeba się zastanowić, dlaczego nie chcą. W swojej książce chciałbym czytelnikom wytłumaczyć, że podobne problemy jak my mają też inne kraje, które były pozbawione niepodległości, rządzone gdzieś z zewnątrz. W tych krajach powstały też wzorce, jak wyjść z tej wiecznej niemożności i zapaści. Kiedy 50 lat temu kraje południowej Azji - Tajwan, Korea Południowa, Singapur - startowały do wyścigu o unowocześnienie się, eksperci światowi mówili, że tam nie da się stworzyć wolnorynkowej gospodarki, bo panuje konfucjanizm i mentalność jest niedostosowana do nowoczesności. Kiedy kraje te odniosły wielki sukces, eksperci na całym świecie mówią: Tam jest konfucjanizm, oni są pracowici i świetnie się nadają do gospodarki rynkowej. A to wszystko jest zawracanie głowy, bo problem nie jest w mentalności, tylko w stworzeniu odpowiedniego systemu ustrojowego.

- A póki co pozostaje nam ciągle emigracja?
- To jest złudne i dotyczy niewielu z nas. Nawet jak spróbujemy wszyscy wyjechać, to wszystkich nas nie przyjmą. Boom emigracyjny po wejściu do Unii brał się z dużej różnicy kursu między funtem i złotówką. Wyjeżdżali najbardziej zdeterminowani. Ale to było chwilowe. Mimo wszystko łatwiej odnieść sukces w Polsce niż tam, gdzie się jest obcym. Zamiast wyjeżdżać na Zachód, trzeba zrobić Zachód w Polsce. Ale do tego nie można udawać arystokraty, który nie dotyka polityki. Trzeba się w sprawy publiczne zaangażować. Do tego właśnie - przez swoją książkę - chcę ludzi przekonać.

źródło:www.nto.pl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza