Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Natalia Kukulska: Wystarczy mi sławy

Redakcja
Natalia Kukulska: Największym sukcesem jest dla mnie to, że nie dałam sobą manipulować - ani dziennikarzom, ani publiczności. Robię to, co czuję.
Natalia Kukulska: Największym sukcesem jest dla mnie to, że nie dałam sobą manipulować - ani dziennikarzom, ani publiczności. Robię to, co czuję.
Nie jest mi potrzebna większa popularność. Ważniejsze dla mnie jest, by ludzie znali moje piosenki i ufali mi jako artystce.

- Refleksyjne, balladowe piosenki, które nagrywała pani na początku "dorosłej" kariery, na ostatniej płycie, "Sexi Flexi", zastąpiły energetyczne utwory. Skąd ta zmiana?
- W moim wcześniejszym repertuarze też bywały piosenki bardziej dynamiczne, chociażby "W biegu", "Decymy" czy "Światło". Ale kiedy przygotowywałam koncert, zawsze dodatkowo dobierałam covery, bo na scenie jestem dość dynamiczna i lubię, gdy koncert ma dobre tempo. Nostalgiczne klimaty nie zawsze sprawdzają się na dużych koncertach. Poza tym zawsze miałam wrażenie, że obcinają mój temperament... Musiało jednak minąć sporo czasu, żebym odnalazła swój język muzyczny. Musiałam dojrzeć do tego, żeby w końcu się wyluzować, bawić muzyką i nie w każdej piosence pokazywać wszystko, co wokalnie potrafię. Na "Sexi Flexi" nie ma patosu. Nie ma też żadnej kalkulacji - że teraz ma być żywo i dynamicznie. Jest tak, jak czuję.

- Płyta zebrała pozytywne recenzje, o co na rynku muzycznym niełatwo. Pojawiły się na przykład takie opinie: oszczędny śpiew Natalii na "Sexi Flexi" w niczym nie przypomina manierycznego siłowania się z muzyką z poprzednich jej albumów. To komplement?
- Dla mnie tak. Mam świadomość, że większość słuchaczy woli proste śpiewanie. Tymczasam ja do "Sexi Flexi" śpiewałam - jak się mówi w muzycznym slangu - "na bogato". Z różnym skutkiem. Niektóre moje piosenki bronią się do dziś, w końcu dzięki nim zdobyłam wielu fanów, sprzedałam wiele płyt. Ale sporej części sama nie mogę słuchać... Wręcz się ich wstydzę - jak zdjęć ze starej legitymacji. Ale wtedy tak czułam muzykę i byłam w tym prawdziwa. Na szczęście każdy się zmienia i rozwija!

- Na płycie słychać wyraźny wpływ Planu B, czyli muzyków Sistars. Jak to się stało, że nawiązaliście współpracę?
- Poznaliśmy się już przy remiksie piosenki "Kamienie" z mojej przedostatniej solowej płyty, czyli w roku 2003. Już wtedy chcieliśmy zrobić razem coś więcej, ale życie nam nie pozwoliło. Byliśmy pochłonięci swoimi solowymi projektami, koncertami i sprawami prywatnymi. Ja na przykład urodziłam drugie dziecko. Nie spieszyło mi się do kolejnego albumu. Chciałam poczekać na moment, gdy będę psychicznie gotowa i będę miała wizję tego, co chcę zrobić i jak to osiągnąć. W tym właśnie najbardziej pomogli mi chłopcy - Bartek i Marek. Czułam, że nasza współpraca zaowocuje czymś ciekawym. Nagrywaliśmy płytę prawie rok, oczywiście z przerwami, ale warto było poświęcić tyle czasu. Wybraliśmy tylko najlepsze kawałki. Dużo pomysłów odrzuciliśmy po to, by płyta miała swoisty charakter, była konsekwentna, różnorodna, świeża i nie taka oczywista.

- W jednym z wywiadów udzielonych bodaj jeszcze przed wydaniem poprzedniej płyty powiedziała pani, że w realizacji nowych muzycznych projektów pomogła ucieczka za Atlantyk, do USA. Przed czym pani uciekała?
- To była zwykła potrzeba szukania inspiracji. Nie interesuje mnie nagrywanie takich samych płyt. Każdą określam się na nowo. Choć mam poczucie, że dopiero przy "Sexi Flexi" odnalazłam swój język. Chciałabym kontynuować pewne założenia i styl, który słychać teraz, ale lubię szukać, szperać i poznawać nowe rejony w muzyce i w sobie. Wtedy czuję się spełniona i czuję, że nie stoję w miejscu. Wyjazd w 2003 roku na uczelnię do Musician Institute w Los Angeles był dla mnie bardzo odświeżający. Obcowałam z muzyką bez żadnych obciążeń i zobowiązań. Pracowałam nad swoim warsztatem wokalnym, śpiewałam z różnymi wokalistami i muzykami, konfrontowałam swoje umiejętności. To był bodziec do powstania kolejnej płyty. Poza tym to, czego się nauczyłam w Stanach, zawsze będzie owocowało. Warto było przeżyć taką przygodę.
- Mimo młodego wieku jest pani na scenie już... 25 lat! Tyle czasu minęło od debiutu siedmiolatki, która śpiewała "Puszka okruszka" i powrotem na muzyczny rynek dorosłej kobiety, która ma już na koncie niejedną multiplatynę. Jakie są największe sukcesy i porażki tego ćwierćwiecza?
- Nie lubię podsumowań. Bronię się przed nimi jak mogę. Poza tym tak poważne daty mnie przerażają. Chyba dlatego zrezygnowałam z pomysłu wydania antologii, która miała nazywać się "Natologia". Przede wszystkim, choć mam już swoją pozycję na naszym rynku muzycznym, czuję, że najlepsze właśnie nadchodzi. Z płytą "Sexi Flexi" wiele się zmieniło. Zaczęłam sama tworzyć muzykę i słowa, mam nowych słuchaczy, moja muzyka grana jest w klubach. Zdobyliśmy też akceptację branży w postaci pięciu nominacji do Fryderyków. Zdaje się, że stanęłam na nogach. Czuję, że to mój dobry czas. Po co więc mam szperać w przeszłości. Na wspomnienia jeszcze za wcześnie. Porażek mogłabym wymienić sporo, tylko po co? A największym sukcesem jest dla mnie to, że nie dałam sobą manipulować - ani dziennikarzom, ani publiczności. Robię to, co czuję.

- Zdarza się jeszcze, że ktoś prosi panią, by zaśpiewała "Puszka okruszka" albo "Co powie tata"?
- Pijani w tłumie podczas plenerowych koncertów czasem coś takiego krzykną... A szczerze mówiąc, sama czasem wracam do moich dziecięcych piosenek. Puszczam je na przykład swoim dzieciom. Gdyby nie to, że jestem ich mamą, nie byłoby w tym chyba nic niezwykłego. Zdaje się, że mała Natalia żyje swoim życiem i stanowi żelazny dziecięcy repertuar w wielu domach. To bardzo miłe.

- Znani rodzice i ich osiągnięcia mogą swoim dzieciom pomóc w karierze albo wręcz przeciwnie. Pani bycie córką Anny Jantar i Jarosława Kukulskiego pomagało?
- To wysoka poprzeczka. Musiałam dawać z siebie jeszcze więcej, by nie posądzono mnie o to, że wspieram się nazwiskiem. Byłam pod lupą i ciężko pracowałam na swój rachunek. Na szczęście znalazłam swoją, inną drogę. Trochę czasu zajęło, żeby ludzie zobaczyli we mnie mnie samą, ale mam to już za sobą. W końcu mam swój repertuar, ludzie kupują moje płyty, bawią się na moich koncertach i śpiewają ze mną. Czyli mam swoją publiczność.

- A czy muzyczne tradycje w pani rodzinie zobowiązują? Pani rodzice i mąż są w branży muzycznej. Chciałaby pani, by wasze dzieci - Jaś i Ania - poszły w ślady rodziców i dziadków?
- Same wybiorą swoją drogę. Lubią muzykę, otacza ich. Jasio chodzi do szkoły muzycznej, ale to jeszcze przecież nic nie oznacza. Tysiące dzieci kształci się muzycznie. Jeśli będą chciały pójść naszym śladem, będziemy ich wspierać w tej pasji, bo ją rozumiemy.

- Jest pani słynną, śpiewającą matką. Były momenty w karierze, gdy rezygnowała pani ze spraw zawodowych na rzecz bliskich?
- Oczywiście, rodzina to priorytet. Dzieci cudownie uporządkowały mi życie, eliminując z niego to, co błahe i niepotrzebne. Skupiam się na tym, co ważne. Mam dla kogo żyć.

- Gdziekolwiek się pani ruszy - na zakupy, w kolejkę po wizę czy do fryzjera - od razu jest pani rozpoznawana i opisywana. Jakie są te najgorsze strony sławy? Wpływają na wasze życie?
- Na relacje w mojej rodzinie nie wpływają. Czasem tylko zatruwają atmosferę pięknych chwil i zwykłego życia. Ludzie piszą, co chcą, nie mają litości. Jak jest białe, to piszą, że jednak wygląda na czarne. Czytam o sobie totalne bzdury, ale nie zamierzam reagować, bo najgorsze, co można w takiej sytuacji zrobić, to wdać się w dyskusję. To walka z wiatrakami. Nie mam na to czasu i szkoda mi energii. Szkoda tylko, że niektórzy ludzie wierzą tym wszystkim rewelacjom... Ostatnio przeczytałam na przykład, że sprzedaję pamiątki po mojej mamie i że otacza mnie dwór stylistów. Przysłowiowa masakra... Tabloidy potrzebują sensacji, telenoweli, a moje życie jest normalne.

- Jeszcze niedawno plotkowano na salonach, że zatańczy pani w kolejnej edycji "Tańca z gwiazdami". Dlaczego pani odmówiła?
- To już tradycja, że przy każdej kolejnej edycji moje nazwisko pojawia się w plotkach związanych z obsadą tego programu. Nie mam pojęcia, skąd się to bierze. Tylko raz, kilka edycji temu, rozważałam tę propozycję, ale stanowczo odmówiłam i robię to nadal. Postawiłam na muzykę. Nie jest mi potrzebna większa popularność. Ważniejsze dla mnie jest, by ludzie znali moje piosenki i ufali mi jako artystce.

- A jeśli chce pani odpocząć, to jak najchętniej?
- Nie lubię zbyt długo wypoczywać, ale warto się czasem zresetować. Jeśli chcę to zrobić, to stawiam na trochę lenistwa i trochę aktywności. Pół na pół. Dobre wino, rozmowy z przyjaciółmi przy kolacji, książka, film i zawsze muzyka. Bo choć jest moją pracą, to jest też moją najlepszą ucieczką od życia.

Katarzyna Kownacka
(www.nto.pl)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza