Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sylwester Maciejewski: - Nie jestem dzieckiem asfaltu

Redakcja
Rozmowa z aktorem Sylwestrem Maciejewskim z serialu "Ranczo".

Na Solejuka poczekamy rok

Na Solejuka poczekamy rok

W czerwcu zakończyła się trzecia seria "Rancza". Serial TVP 1 pobił w tym roku rekordy oglądalności. Przed telewizorami zasiadało niemal 7 mln widzów. "Taniec z gwiazdami" w TVN oglądało o 2 mln mniej.
Niestety, na kolejną, czwartą część przyjdzie nam czekać aż do wiosny przyszłego roku. W wakacje trwać będą zdjęcia. Na szczęście scenariusze kolejnych odcinków są już gotowe, a znakomita obsada pozostanie niezmieniona.

- Widziałam pana w "Nikosiu Dyzmie". W "Jakoś to będzie", podobnie jak w serialu, gra pan chłopa. W "Ranczu" jest pan do tego niezbyt dobrym mężem.

- Mało tego, jestem pijokiem.

- I rękę pan na żonę podnosił.

- Biję dzieci, biję żonę, jestem recydywistą. Siedziałem za drobne kradzieże. Gdy we wsi ginęły komuś kury czy rower, wiadomo było, że Solejuk ukradł. Dlatego siedziałem w więzieniu. Oczywiście nic mnie to nie nauczyło. Jestem, jaki jestem. Taki lekkoduch, można powiedzieć. I jeszcze lubię się napić.

- Jak się panu podoba ten serial?

- Bardzo mi się podoba, abstrahując od tego, że w nim gram. To bardzo ładnie podejrzany świat. Nie jakiś tam wymyślony, świat bogaczy, vipów, tylko normalnych ludzi, których jest multum w Polsce. Jakieś 80 procent, śmiem twierdzić. W każdej wsi jest ten najbogatszy i najbiedniejszy. W "Ranczu" pokazane jest to, co się dzieje w kraju. Bardzo ładne dialogi, spointowane.

- I inteligentne.

- Nienachalne. Tak świetnie napisane, że nauka tekstu nie sprawia trudności. Świetna logika prowadzenia dialogów.

- No i dobrze zagrane.

- Mamy świetnego reżysera Wojtka Adamczyka, który zawsze jest nieprawdopodobnie przygotowany. Przyjeżdża na plan i dokładnie wie, gdzie kamera ma stanąć, gdzie światło; jedno, drugie, trzecie, czwarte ujęcie, plan amerykański, półzbliżenie, zbliżenie itd. Pomaga też bardzo aktorom. To praca, która sprawia wiele przyjemności. To nie jest udręka. Z chęcią przyjeżdżamy na plan. Fabuła tego serialu jest bardzo dowcipna i nas to też otwiera na robienie dodatkowych żartów, takich spontanicznych. Współpraca z reżyserem, z całą ekipą, niezmiernie nam, aktorom przychylną. To chyba się przenosi na ekran, dodatkowy powód, że jest tak duża oglądalność.

- Gdzie odbywają się zdjęcia?

- Ten rynek i ławeczka jest we wsi Jeruzal, w województwie siedleckim. Natomiast dworek jest we wsi Sokule, niedaleko Żyrardowa, autentyczny, zamieszkały.

- Pan miał coś wspólnego z wsią?

- Oczywiście. Gdzieś tak od dziesiątego, jedenastego roku życia wszystkie wakacje spędzałem na wsi, u mojego dziadka, ojca mojej mamy. Wieś bardzo mała, raptem, jak to mówią, dziesięć dymów. Jednak urokliwa, dziesięć kilometrów od mojego rodzinnego miasteczka, pięćdziesiąt kilometrów od Warszawy. Stamtąd pochodzę. Wszystkie wakacje, poza koloniami i obozami spędzałem na wsi u dziadka. On mnie wszystkiego uczył. Orać, kosić, bronować, siać, obchodzić się ze zwierzętami, z końmi. Także wieś to dla mnie nic nowego. Znam tak zwany chłopski, zdrowy rozum.

- Czy to pomaga w pracy?

- Łatwiej to przyswoić. Na pewno trudniej, jak ja to nazywam, dziecku asfaltu. Ono pewnych rzeczy nie zrozumie. Dialogi będą sztuczne. Zawód aktora polega na obserwacji dnia codziennego, ludzi, tego jak myślą, środowisk. Potem trzeba to przetrawić, tę mentalność, przekazać podchodzenie do wielu spraw codziennego życia. To jest prawdziwsze i bliższe życiu. Widz będzie bardziej przekonany o tym, że nie oszukuję, nie udaję, Najgorzej, jak się udaje. Nie ma nic gorszego. I w gębie, i w ruchu aktor musi być naturalny.
- Lubi pan grać w serialach?

- Najbardziej w tym, który ma dużą oglądalność. To duża rzecz. I duża przyjemność, gdy jest się rozpoznawanym. Ktoś mówi: a ja to pana pamiętam z filmu "Pieniądze to nie wszystko". To był film nakręcony w 1999 r., a ludzie do tej pory mnie pamiętają i to niekoniecznie w dużych miastach. Jadę na Mazury, gdzieś do małej mieściny, a tam wiedzą, że grałem w tym filmie.

- Z "Ranczem" jest podobnie?

- Też, ale co jest dla mnie zaskoczeniem, mimo dużej oglądalności "Rancza", często nic nie wiedzą o tym serialu, a o "Pieniądzach" tak.

- Może to zasługa dvd?

- Zgadzam się. "Pieniądze" nie odniosły dużego sukcesu kinowego, ale jak film poszedł na płyty, to niektórzy mówią, że trzy razy film oglądali i jeszcze powtórzą. To jest miłe. Po to się pracuje. To jest wpisane w zawód aktora, że się jest rozpoznawalnym, sławnym. Ludzie niekoniecznie muszą pamiętać nazwisko. Twarz jest rozpoznawalna.

- W Szczecinie, podczas kameralnego spektaklu "Jakoś to będzie", nie przeszkadzał panu spontaniczny śmiech widzów?

- W Szczecinie gramy drugi raz, przedtem też była atmosfera klubowa. A żywa reakcja przy graniu komedii, to rzecz nieodzowna. Aktora mobilizuje to do dobrej gry. Czuje, że to, co gra jest w porządku i publiczności się podoba. W komedii jest to szalenie ważne. Inaczej jest w dramacie, w czymś poważnym. Jeżeli są jakieś śmiechy, to aktor myśli, że coś jest nie tak. Trzeba kombinować, żeby w tej poważnej rzeczy siebie uwiarygodnić, być prawdziwym. W komedii trzeba być podwójnie prawdziwym.

- Komedia to bardzo trudny gatunek dla aktora.

- Trzeba być czujnym na pointy żartów. Jeżeli pointa wychodzi, publiczność kupuje. Jest w porządku, gramy dalej i bawimy się wspólnie. Odbiór "Jakoś to będzie" w Szczecinie był rewelacyjny, choć ludzi mało. Ciężko gra się komedię, kiedy widownia, choć pełna, jest jak mur. Taki był efekt grania "Ożenku" Gogola w Gruzji. Zrobiliśmy go w Teatrze Powszechnym, moim rodzinnym teatrze. Było zaproszenie na festiwal gogolowski w Gruzji. Pojechaliśmy głównie dlatego, żeby Gruzję zobaczyć. Tam, gdzie zawsze były salwy śmiechu, tu panowała cisza. Graliśmy po polsku. Oni po prostu nie rozumieli, co mówimy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza