Na Starym Rynku przy fontannie mewa targa jakiegoś ptaka. Trzyma go mocno za szyję, rzuca nim o ziemię, żeby dobić, ale w pewnym momencie ofiara wyrywa się, ucieka w stronę kina, zatacza krąg. Okazuje się, że to kawka, która rozpaczliwie szuka ratunku, frunąc między domami ulicy Nowobramskiej. Mewa ściga ją. Polowanie obserwują przechodnie i przerażone gołębie, które jak wojsko ustawiają się w szeregi i patrzą w jednym kierunku.
Inna scena kilka godzin później na skwerze przy al. Sienkiewicza. Mewa przy fontannie dopada kawkę. Zapobiec śmierci usiłuje inna kawka, pewnie druga z parki. Ale tylko drepcze i wydaje żałosne dźwięki. Zdaniem ornitologów, rozszarpywane przez mewy gołębie, kawki czy mniejsze żywe ptaki to normalne widoki w mieście, ale nie od zawsze.
- Mewy są wszystkożerne. Jedzą mięso, rośliny, odpadki, nawet szczury. Jednak nauczyły się także polować jak drapieżniki na mniejsze ptaki. Pierwsze sygnały o tym pochodzą z końca lat dziewięćdziesiątych z Francji. Mewy, które wtedy tam gniazdowały w miastach, zaczęły atakować gołębie - mówi Marek Ziółkowski, słupski ornitolog. - W Słupsku atak na żywego gołębia zaobserwowałem cztery lata temu. To zachowanie mew świadczy o ich bardzo wysokich możliwościach adaptacyjnych. Po prostu przekwalifikowały się, żeby w ten sposób zdobywać pokarm. A jedna mewa od drugiej szybko się uczy.
Jednak wszędzie tam, gdzie mewy mają młode, także ludzie muszą zachować ostrożność. Teraz i jeszcze w lipcu, gdy wylęgną się kolejne mewiątka.
- Ataki na ludzi mają miejsce tylko i wyłącznie w okolicy niskich dachów, na których przebywają nielotne pisklęta. Mewy są zagniazdownikami, to znaczy, że dzień po wykluciu się już chodzą. Jeśli zejdą na skraj dachu, a w pobliżu będzie szedł człowiek, dorosła mewa uzna go za zagrożenie, które należy przegonić i pikuje. Czasami przypadkowo zrani. Atakuje z tyłu, więc trzeba się odwrócić do niej twarzą. Wtedy ona zacznie się nas bać.
Swój sprytny charakterek pokazują mewy w Ustce, zwłaszcza w pobliżu barowych ogródków.
- Widziałem, jak na promenadzie mewa zjadła rybę z tacki, poprawiła surówką, a później wsadziła dziób do kubka z coca-colą. I oczywiście popiła - opowiada ustczanin.
Takie historie cieszą ornitologa. - To tylko świadczy o tym, że mewy są bardzo inteligentne - śmieje się Marek Ziółkowski.
Inteligentne, ale - wydaje się, że także z uporem przy-wiązane do atrakcyjnego kulinarnie miejsca. W Ustce przez lata mewa żerowała w pobliżu sklepu rybnego przy ul. Marynarki Polskiej. Tuż przed godziną otwarcia potrafiła stukać dziobem w szybę, niecierpliwie czekając na smaczne kąski. Stała się atrakcją turystyczną. Niestety, sklep zlikwidowano.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?