Mykhailo P., 40-letni obywatel Ukrainy, przyjechał do pracy w Polsce. Z grupą znajomych wynajmował pokój w Ustce. Przed sądem odpowiada za rozbój z niebezpiecznym narzędziem na pracowniku salonu gier przy ulicy Marynarki Polskiej 57.
Według słupskiej prokuratury rejonowej 10 maja tego roku wieczorem Ukrainiec w „kasynie” grał do północy. Kiedy salon opuścili inni goście, zaatakował pracownika - Tomasza K., gdy ten niepełnosprawny młody mężczyzna wszedł do łazienki. Mykhailo P. wyważył drzwi, które przewróciły się na Tomasza K. Napastnik bił go pięściami, kopał w głowę i przyłożył do szyi kawałek rozbitego lustra.
- Dawaj pieniądze! - krzyczał. Tomasz K. miał w saszetce na pasku utarg i obawiając się spełnienia gróźb, oddał 2015 zł Ukraińcowi. Gdy ten wyszedł z salonu, Tomasz K. włączył alarm oraz zatelefonował do Marka G., opiekuna salonu. Przyjechała policja.
Mykhailo P. został szybko zatrzymany, bo w salonie opowiadał, gdzie pracuje. Zarejestrował go monitoring z sąsiedniego budynku. Później Tomasz K. wskazał go na okazaniu. Policja odzyskała pieniądze. Pokrzywdzony nie odniósł poważniejszych obrażeń ciała. Miał jednak opuchniętą głowę, ponieważ został przygnieciony drzwiami i napastnik go kopał. Sam twierdzi też, że miał pocięte ręce, bo upadł na szkło.
To ustalenia śledztwa. Tymczasem w sądzie sprawa nie wydaje się taka oczywista. Mykhailo P. w śledztwie nie przyznał się do czynu, ale wczoraj wyraził skruchę, przeprosił i powiedział, że pieniądze chciał wysłać bezrobotnej żonie, która wychowuje troje dzieci. Jednak oskarżony twierdzi, że uderzył raz Tomasza K. dłonią w głowę, ale nie kopał.
- Nie wiem, o jakim lusterku mowa i czy spadło ze ściany, czy z półki. Nie miałem w ręku nic szklanego - zapewniał. Okazuje się, że gdy Tomasz K. zeznawał pierwszy raz, także nie mówił o grożeniu mu kawałkiem szkła. - Wyrwał mi saszetkę z dłoni, przewrócił wiadro z wodą, pośliznąłem się i rozciąłem dłonie, gdy upadłem na ostry próg toalety - mówił wcześniej.
Rozbite lustro pojawiło się w późniejszych zeznaniach pokrzywdzonego, który twierdzi też, że Ukrainiec wygrał 1300 zł, podczas gdy oskarżony mówi o 130 zł. Tomasz K. zaprzeczył, że częstował gracza piwem. W końcu przyznał, że tak, ale nie mówił o tym, bo salon nie ma koncesji na alkohol. Tomasz K. kilkakrotnie zmieniał wersje. - Nikt mnie nie namawiał, żebym zdarzenie złagodził - tłumaczył się z pierwszych zeznań. - Nakłamałem, bo była głośna sprawa chłopaka, który pociął pracownicę salonu. Ta sprawa żyje w mediach. Chciałem tego uniknąć. Po drugie, nie chciałem, żeby ktoś się dowiedział, że tam pracuję. Po trzecie - byłem w szoku.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?