Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wirus grypy na Pomorzu spowodował zakaz odwiedzin w szpitalach, natomiast w szkołach brakuje mydła

Magdalena Olechnowicz
Janina Kisiel z oddziału ginekologiczno-położniczego w Miastku z powodu wirusa nie wpuszcza osób odwiedzających pacjentów. Czwartoklasista Mateusz Ptak w łazience w słupskiej SP 10, gdzie nie ma mydła i ręczników.
Janina Kisiel z oddziału ginekologiczno-położniczego w Miastku z powodu wirusa nie wpuszcza osób odwiedzających pacjentów. Czwartoklasista Mateusz Ptak w łazience w słupskiej SP 10, gdzie nie ma mydła i ręczników. Fot. Andrzej Gurba/ Krzysztof Tomasik
W Pomorskiem jest najwięcej chorych na grypę, wczoraj w Gdańsku zmarła druga osoba z A/H1N1. Szpitale wprowadzają zakazy odwiedzin. A w szkołach w Słupsku słabo z profilaktyką.

Jedenaście osób z podejrzeniem grypy A/H1N1 przebywa w szpitalu zakaźnym w Gdańsku. W piątek zmarł tam 37-latek, a wczoraj 55-letnia kobieta. W minionym tygodniu odnotowano 7,5 tysiąca przypadków zachorowań na grypę i infekcje grypopodobne w województwie pomorskim. W pierwszym tygodniu października było ich tylko 50.

- Nie ma mowy o epidemii. Ogłasza się ją przy 50 tysiącach chorych - uspokaja Jerzy Karpiński, lekarz wojewódzki w Pomorskiem.

Wczoraj odbyła się konferencja przedstawicieli wszystkich województw z głównym inspektorem sanitarnym. Okazało się, że w województwie pomorskim jest najwięcej chorych na grypę. Szpitale profilaktycznie wprowadzają zakaz odwiedzin.

Od wczoraj obowiązuje on w Bytowie i Miastku. - Lekarze z pediatrii i oddziału wewnętrznego sygnalizowali mi, że coraz więc osób odwiedzających chorych kicha i kaszle. Zakaz wprowadziliśmy w trosce o pacjentów. Obowiązuje na wszystkich oddziałach do odwołania - mówi Lech Wiszniowski, zastępca prezesa szpitala.

W sobotę w "Głosie" specjalny dodatek poświęcony grypie wraz z maseczką higieniczną.

Rodzice przyprowadzają do szkół i przedszkoli chore dzieci. Przez to inne lawinowo się zarażają. Z profilaktyką też słabo. Wczoraj w szkolnych łazienkach brakowało mydła i ręczników.

Coraz większym zainteresowaniem w aptekach cieszą się maseczki higieniczne. Wykorzystali to producenci, którzy z dnia na dzień podwyższyli ceny trzykrotnie.

- W zeszłym tygodniu mieliśmy maseczki po 40 groszy, teraz są już po 1,50 zł. Takie ceny mają hurtownie. Ludzie jednak wciąż pytają o maseczki i kupują, ale raczej tak zapobiegliwie - mówi Sylwia Gąsienica, kierownik apteki Vitae w Słupsku.

Zdaniem lekarzy profilaktyka to jedyna możliwość, aby ustrzec się choroby. Główny inspektor sanitarny zalecił kontrole w szkołach. - Sprawdzamy regularnie, czy w łazienkach jest ciepła woda, mydło i ręczniki jednorazowe. W szkołach w naszym regionie jest dobrze - mówi Maria Szróbka, dyrektor słupskiego sanepidu.

My jednak postanowiliśmy sami to sprawdzić. Najpierw zajrzeliśmy do łazienek w Szkole Podstawowej nr 10 w Słupsku. Ojciec jednej z uczennic zaalarmował nas, że córka poskarżyła się na brak mydła i zimną wodę w kranie. W damskiej łazience, do której zajrzeliśmy, było jednak i mydło, i ręczniki, i ciepła woda.

W męskiej toalecie jednak było gorzej. Woźna powiesiła ręczniki dopiero na nasz widok, a mydła w ogóle nie było. - Jak to chłopcy, pewnie zerwali - usłyszeliśmy. Okazało się jednak, że pojemniki dopiero będą montowane.

Później odwiedziliśmy Gimnazjum nr 5. Tam w łazience było wszystko - i mydło, i ręczniki i ciepła woda. Niestety, już w SP nr 2, brakowało ręczników. Pojemnik był, ale pusty.

- Jak to dzieci, zawsze powyciągają, porozrzucają. Nie nadąży się za nimi - mówi nam woźna.

Niestety, nie wszyscy rodzice przejmują się zaleceniami specjalistów, aby przeziębione dzieci zatrzymać w domu.

- Rodzice uważają, że katar to nie choroba, co jest absurdem. To często pierwsze objawy infekcji, która się rozwija. Niemal codziennie wzywamy rodziców do szkoły, aby odebrali dzieci, u których rozwinęła się choroba i wystąpiła gorączka często nawet 40 stopni - mówi Krystyna Zagalewska, pielęgniarka szkolna, która sama zaraziła się od dzieci i teraz leczy infekcję w domu.

Skarżą się też na to sami rodzice maluchów. - Jak moje dziecko zaczęło kaszleć, to dwa tygodnie siedziało w domu aż wyzdrowiało. Tymczasem wczoraj w szatni, gdy przebierałam syna, przyszedł jego kolega z grupy, który kaszlał jak gruźlik. Zwróciłam mu uwagę, żeby przynajmniej buzię zakrywał. Na co jego mama odpowiedziała, że on nie zaraża. Moim zdaniem dyrektorzy przedszkoli powinni odsyłać takie dzieci do domu dla dobra innych - napisała do nas w mailu mama przedszkolaka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza