Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wypadek w parku linowym w Dolinie Charlotty. Policja prowadzi postępowanie. Gospodarze nie czują się winni (szczegóły)

Magdalena Olechnowicz
Zjazd tyrolski bywa niebezpieczny. Organizatorzy uważają, że z winy turystów. Sierpień: rana po linie na szyi jednej z dziewczynek.
Zjazd tyrolski bywa niebezpieczny. Organizatorzy uważają, że z winy turystów. Sierpień: rana po linie na szyi jednej z dziewczynek. Fot. Kamil Nagórek / internauta Piotr
Turysta spod Wejherowa spadł z platformy umieszczonej na drzewie na wysokości pięciu metrów. Jest w gorsecie. Policja ustala, kto zawinił. To nie pierwszy wypadek w parku linowym w podsłupskiej Dolinie Charlotty.

Przed godziną 15 w niedzielę 35-letni Krzysztof Horbal spod Wejherowa postanowił spróbować sił na zjeździe tyrolskim- na linie nad jeziorem. Decyzji tej żałuje.

Na linie zjechałem, ale do celu dotarłem z tak ogromną prędkością, że odbiłem się od drzewa i cofnąłem o jakieś 60 metrów - opowiada pan Krzysztof. Mówi, że potem wisiał bardzo długo, zanim instruktor dotarł do niego, żeby go dociągnąć do drzewa.

- Udało się to tylko dzięki pomocy ojca przyjaciółki i jego syna, bo tam nie było zupełnie nikogo, kto mógłby pomóc- dodaje pechowy turysta.

- Najgorsze jednak było potem. Byłem upięty w uprzęży i stałem na podeście. Miałem się tylko z niego ześlizgnąć i nic więcej nie robić. Instruktor miał regulować hamulec i delikatnie mnie spuścić na dół. Niestety, z całą siłą spadłem na ziemię. Straciłem przytomność, ocknąłem się dopiero, gdy przyjechało pogotowie. Instruktor przyznał się potem mojej przyjaciółce, że hamulec nie zadziałał.

Dyrektor Doliny Charlotty Mirosław Wawrowski przedstawia zupełnie inną wersję:
- Mężczyzna nie dostosował się do poleceń instruktora. Zatrzymał się w połowie drogi do kolejnej stacji. Postanowił jednak zawrócić i chciał zejść. Instruktor wciągnął go na platformę i wytłumaczył, jak bezpiecznie ją opuścić. Mężczyzna jednak nie posłuchał i zamiast powoli zsiadać, zeskoczył. Na szczęście nie spadł bezwładnie, bo po części zadziałał hamulec. Doznał niegroźnych uszkodzeń ciała.

"Niegroźne uszkodzenia" to złamanie kręgosłupa w dwóch miejscach i pęknięcie kości obu stóp.

- Mam założony gorset, który będę nosił przez pół roku, a zdaniem lekarzy kolejne pół roku potrwa rekonwalescencja. Na rok jestem wyłączony z pracy zawodowej - mówi Krzysztof Horbal i jest oburzony wersją szefa Doliny Charlotty. Postępowanie w tej sprawie prowadzi policja.

Zderzenie chłopców

To nie pierwszy wypadek w parku linowym w Dolinie Charlotty. Na początku lipca na tej samej linie nad jeziorem zderzyło się dwóch gimnazjalistów.

- Syn zjechał pierwszy, ale nie dojechał do końca. Gdy tak wisiał, zjeżdżać zaczął już drugi chłopak, który z ogromną siłą uderzył w syna - opowiada matka jednego z chłopców. Obaj trafili do słupskiego szpitala na obserwację z podejrzeniem wstrząsu mózgu. Zdaniem matki, to ewidentne zaniedbanie ze strony obsługi parku linowego. - Instruktorka nie powinna puszczać drugiego dziecka, skoro pierwsze nie dotarło do celu - mówi.

Dwie małe dziewczynki ze stalową liną na szyjach

Do nieszczęśliwego wypadku w parku linowym doszło też w sierpniu. O nim poinformował nas internauta. - Moja ośmioletnia córka z koleżanką biegały po pagórkach. W pewnym momencie powiedziały "pa" i zbiegły w dół. Usłyszeliśmy krzyk i zobaczyliśmy, że obie leżą, bo nadziały się szyjami na biegnącą nisko poziomą stalową linę do zjeżdżania. Nie chcę myśleć, co by było, gdyby była cieńsza - opowiada nam ojciec jednej z dziewczynek.

- Teren w ogóle nie był zabezpieczony, a lina niewidoczna. Nie było żadnych tabliczek z informacją "zakaz wstępu" czy z jakimkolwiek ostrzeżeniem. Zwróciliśmy na to uwagę obsłudze, ale usłyszeliśmy tylko, że to nasza wina, bo nie pilnowaliśmy dzieci.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza