Tata kobiety ze Słupska choruje na nowotwór prostaty. Co kilka tygodni, w ściśle określonym terminie, musi przyjmować specjalistyczny lek. Jego córka poszła z receptą do apteki w Galerii Słupsk 13 sierpnia.
- Aptekarka receptę przyjęła. Powiedziała, że leku nie ma na stanie i go zamówi. Kazała przyjść po odbiór za kilka dni - mówi słupszczanka.
- Jednak gdy 17 sierpnia przyszliśmy z tatą po lekarstwo, powiedziano nam, że lek przyszedł, ale go nie dostaniemy, bo recepta straciła ważność 15 sierpnia. Tylko dlaczego nikt nas o tym nie poinformował, przyjmując receptę? Tata jest poważnie chory. Aby leczenie było skuteczne, musi przyjmować medykament zawsze o konkretnej porze. Nie dość, że potraktowano nas nieprofesjonalnie, to jeszcze narażono ojca na pogorszenie stanu zdrowia. Obdarzyłam aptekę zaufaniem, a nie usłyszałam nawet słowa przepraszam. Przecież gdyby 13 sierpnia farmaceutka powiedziała mi, że taka jest sytuacja, to poszłabym po lek do innej apteki.
Kierownik słupskiej apteki w galerii handlowej przyznaje, że do takiej nieprzyjemnej sytuacji doszło, ale twierdzi, że przepisy były nie do przeskoczenia.
- Ten pacjent przyjmuje lek nie od dziś i wie, że specyfik nie leży na półce w aptece. Normalnie kosztuje 850 złotych, a na receptę - 3,50 złotego. Nikt nie trzyma tak drogich leków, są sprowadzane na zamówienie - mówi Dorota Kolos, kierownik apteki.
- Pracownica mogła zwrócić uwagę na datę na recepcie, gdy ją przyjmowała do realizacji, ale do głowy jej nie przyszło, że ktoś może zamawiać taki lek na ostatnią chwilę. Recepta była ważna do 15 sierpnia, a ten dzień był przecież ustawowo wolny od pracy. Pacjent miał miesiąc na realizację recepty, a w rozmowie z nami przyznał, że zawsze zwleka z wykupieniem leku, bo nie wie, jak go przechowywać. Tymczasem on nie wymaga żadnych szczególnych warunków. Nie trzeba nawet trzymać go w lodówce.
Kierowniczka przyznaje, że w szczególnych sytuacjach apteka, która jest rozliczna przez NFZ z terminowej realizacji recept, na własną odpowiedzialność wydaje lek i wysyła receptę do lekarza z prośbą o jej odnowienie.
- Tylko że tym razem pacjenci przyszli po lek w sobotę, a dokument wystawił lekarz z Koszalina, który tego dnia nie pracował i nie mogliśmy się z nim skonstatować, żeby ustalić taką procedurę - dodaje Dorota Ko- los. - Klienci obdarzają nas zaufaniem, ale zaufanie jest obopólne, my też jesteśmy przekonani, że postępują odpowiedzialnie.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?