MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Życie po wypadku

(ces)
We wtorkowe popołudnie, dokładnie o godzinie 16.15, skoda octavia, prowadzona przez 17-letniego kierowcę, z dużą szybkością wjechała na chodnik przed koszalińskim ratuszem i staranowała pięć osób. Wśród ofiar jest trzyletnie dziecko. Zachowanie młodego mężczyzny tuż po wypadku zbulwersowało świadków: wyskoczył z pojazdu i krzyczał, że ludzie wbiegli mu pod koła. Zachowywał się, jakby był w szoku – opisywali. Potem okazało się, że powód takiego zachowania był inny: chłopak był pod działaniem narkotyków. Po badaniu krwi i moczu stwierdzono, że brał amfetaminę  i marihuanę. Spośród pięciu rannych osób jedna  z kobiet – pomimo natychmiastowej pomocy – zmarła w szpitalu, a jej matka (kolejna ofiara) zostanie najprawdopodobniej kaleką. Równie ciężkie obrażenia odniosła dziewczynka. Operowano ją w szczecińskiej klinice neurochirurgicznej. Po usunięciu krwiaka mózgu jej stan nadal uznaje się za ciężki. Pozostałe dwie ofiary odniosły poważne obrażenia, ale – jak zapewniają lekarze – ich życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. 17-latek będzie odpowiadał jak dorosły. Prokuratura rejonowa podkreśla, że zostanie potraktowany z całą surowością prawa. Grozi mu do 12 lat więzienia. Prokuratur wystąpił do Sądu Rejonowego z wnioskiem o jego tymczasowe aresztowanie.
We wtorkowe popołudnie, dokładnie o godzinie 16.15, skoda octavia, prowadzona przez 17-letniego kierowcę, z dużą szybkością wjechała na chodnik przed koszalińskim ratuszem i staranowała pięć osób. Wśród ofiar jest trzyletnie dziecko. Zachowanie młodego mężczyzny tuż po wypadku zbulwersowało świadków: wyskoczył z pojazdu i krzyczał, że ludzie wbiegli mu pod koła. Zachowywał się, jakby był w szoku – opisywali. Potem okazało się, że powód takiego zachowania był inny: chłopak był pod działaniem narkotyków. Po badaniu krwi i moczu stwierdzono, że brał amfetaminę i marihuanę. Spośród pięciu rannych osób jedna z kobiet – pomimo natychmiastowej pomocy – zmarła w szpitalu, a jej matka (kolejna ofiara) zostanie najprawdopodobniej kaleką. Równie ciężkie obrażenia odniosła dziewczynka. Operowano ją w szczecińskiej klinice neurochirurgicznej. Po usunięciu krwiaka mózgu jej stan nadal uznaje się za ciężki. Pozostałe dwie ofiary odniosły poważne obrażenia, ale – jak zapewniają lekarze – ich życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. 17-latek będzie odpowiadał jak dorosły. Prokuratura rejonowa podkreśla, że zostanie potraktowany z całą surowością prawa. Grozi mu do 12 lat więzienia. Prokuratur wystąpił do Sądu Rejonowego z wnioskiem o jego tymczasowe aresztowanie. Fot. Radosław Koleśnik
Gdy zorientowałem się, że nie wyprowadzę samochodu z poślizgu, przycisnąłem mocniej ręce do kierownicy i w myślach zacząłem żegnać rodzinę. To trwało kilka sekund, ale wystarczyło, aby przejrzeć całe życie - opowiada Adam, 37-letni kierowca ze Słupska. Przeżył. Właściwie nic mu się nie stało. Te kilka chwil będzie jednak pamiętał do końca życia. Taki ślad zostaje w każdym, kto przeżył wypadek samochodowy

We wtorkowe popołudnie, dokładnie o godzinie 16.15, skoda octavia, prowadzona przez 17-letniego kierowcę, z dużą szybkością wjechała na chodnik przed koszalińskim ratuszem i staranowała pięć osób. Wśród ofiar jest trzyletnie dziecko. Zachowanie młodego mężczyzny tuż po wypadku zbulwersowało świadków: wyskoczył z pojazdu i krzyczał, że ludzie wbiegli mu pod koła. Zachowywał się, jakby był w szoku - opisywali. Potem okazało się, że powód takiego zachowania był inny: chłopak był pod działaniem narkotyków. Po badaniu krwi i moczu stwierdzono, że brał amfetaminę i marihuanę.
Spośród pięciu rannych osób jedna z kobiet - pomimo natychmiastowej pomocy - zmarła w szpitalu, a jej matka (kolejna ofiara) zostanie najprawdopodobniej kaleką. Równie ciężkie obrażenia odniosła dziewczynka. Operowano ją w szczecińskiej klinice neurochirurgicznej. Po usunięciu krwiaka mózgu jej stan nadal uznaje się za ciężki. Pozostałe dwie ofiary odniosły poważne obrażenia, ale - jak zapewniają lekarze - ich życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. 17-latek będzie odpowiadał jak dorosły. Prokuratura rejonowa podkreśla, że zostanie potraktowany z całą surowością prawa. Grozi mu do 12 lat więzienia. Prokuratur wystąpił do Sądu Rejonowego z wnioskiem o jego tymczasowe aresztowanie.

(fot. Fot. Radosław Koleśnik)

Adamowi wypadek najpierw śnił się po nocach. Budził się zlany potem. - Miałem wrażenie, że tym razem mi się nie uda. Dopiero po chwili orientowałem się, że leżę w łóżku i nic mi nie grozi - opowiada. Koszmar minął, gdy o całym zdarzeniu ze szczegółami zaczął opowiadać znajomym. Po kilku takich spotkaniach odbierał wypadek jako wydarzenie zewnętrzne - jakby opowiadał o kimś innym. - Dzięki temu po dwóch tygodniach mogłem już bez strachu wsiadać do samochodu. Teraz jeżdżę jak dawniej. Tylko zimą, gdy spada pierwszy śnieg, od razu zdejmuję nogę z gazu. No i czasem się śmieję, że aby to zrozumieć, musiałem wydać 1500 zł na klepanie blach, bo na tyle oszacowano wtedy straty - dodaje.

Koszmar z mgieł

O wypadkach samochodowych, z których uczestnikom udało się wyjść bez szwanku, w gronie przyjacielskim mówi się dużo. Niechętnie natomiast wspomina się wypadki śmiertelne. To zbyt duży ból. Ale nawet kiedy wyjdzie się z wypadku bez szwanku, może on wpływać na dalsze życie.
- Jechałam z chłopakiem i jego dwoma kolegami. Wracaliśmy z dyskoteki. Było ciemno i mgliście. Między lasami w drodze na Bytów mgła była tak silna, że prawie nic nie widziałam. Krzyczałam i prosiłam, żeby zwolnił, ale chłopcy śmiali się ze mnie i jeszcze zachęcali mojego chłopaka, żeby dodał gazu. W rezultacie wylądowaliśmy na znaku drogowym. Byłam przypięta pasami do fotela, więc nic mi się nie stało, ale jego lanos był mocno wgnieciony. Chłopak stracił przytomność. Tylko dzięki szybkiej pomocy już po dwóch dniach jego życiu nie zagrażało niebezpieczeństwo. Nigdy się tyle nie modliłam, co w tym czasie - relacjonuje 23-letnia Beata. Z chłopakiem się rozstała, bo nie mogłaby mu do końca zaufać. Poza tym wie, że już nigdy nie wsiądzie do samochodu w nocy - tak silne jest wspomnienie tamtego mglistego koszmaru. Jest i inny skutek: zrezygnowała z robienia prawa jazdy. Dlaczego? Bo myśli, że wypadek może ją spotkać na każdym kroku. Bo nie wiedziałaby, jak się zachować za kierownicą; nawet jako pasażerka zamyka oczy, gdy z przeciwka jedzie duży samochód. - Zawsze mam wrażenie, że za chwilę się zderzymy. Serce skacze mi aż do gardła, czasem nawet mam mdłości - wyznaje.

Zaraz będzie karambol

Janusz ze Słupska dwa lata temu latem wybrał się do Chorwacji. Pojechał z rodziną swoim fordem. Zachwyciła go austriacka autostrada. - Za piętnaście marek przyjemność jazdy ponad 550 kilometrów po fantastycznej drodze była wielkim przeżyciem. Jak już się oswoiłem z czterema pasmami, po których wszyscy pędzą jak szaleni, i z ponad dwudziestoma tunelami, z których najdłuższy miał prawie trzy kilometry, zdałem sobie sprawę, że w tym szaleństwie bardzo łatwo o wypadek - opowiada Janusz. - To prawda, że na autostradzie można sobie dobrać pas do prędkości, ale i tak wszyscy jadą tak szybko, że gdyby coś nagle się urwało lub komuś coś spadło, to karambol murowany. Na szczęście przypomniał mi się film Kieślowskiego o kobiecie, której życie odmieniła siatka spadająca z przyczepy pod koła samochodu prowadzonego przez jej męża. Zaraz nacisnąłem na hamulce. Kilka minut później pędzącej najszybszym pasem octavii odpadło koło. Wtedy na własne oczy widziałem, jak samochody potrafią latać.
Nie zatrzymałem się. Nie mogłem na to patrzeć, ale odtąd skończyłem z ryzykiem. Kiedyś próbowałem wymijać całą kolumnę samochodów. Teraz jadę rozważniej. W myślach wciąż bowiem przewija się obraz lecących samochodów - przyznaje Janusz.

Jest człowiek i nie ma człowieka

Krystyna z Ustki największy szok w życiu przeżyła na drodze między Słupskiem a Ustką. Widziała samochód, który jechał tak szybko, że wskoczył na dach domu w Bydlinie. Wszyscy młodzi ludzie, którzy nim jechali, zginęli. Nagły lot był tak gwałtowny, że jeden z zabitych został wyrzucony przez siły odśrodkowe w powietrze i spadł kilka metrów od samochodu. - To był widok, który mnie odmienił. Nagle zdałam sobie sprawę, że nasze życie może się gwałtownie skończyć. Jeszcze silniejszą skazę noszą w sobie z pewnością osoby, które spowodowały wypadek i kogoś zabiły. To musi dręczyć - jest przekonana Krystyna. Pewności jednak nie ma, bo zna młodych ludzi, którzy kilka godzin po wypadku wsiadają do kolejnego samochodu i jeżdżą, jakby nic się nie stało.

Kasa łagodzi rany

Pan Jan, mechanik samochodowy ze Słupska, samochodowe blachy klepie już prawie 30 lat. Widział już wszystko: i drobne wgniecenia, i wraki, które do niczego się nie nadawały. Zdarzali się tacy, którzy kazali remontować nawet te wraki. Zdarzały się żony, które robiły wszystko, aby wyklepał pokrzywione blachy w tajemnicy przed mężami - tak się bały ich reakcji. - Ludzie różnie przeżywają wypadki, ale widać prostą zasadę: im ktoś ma więcej pieniędzy, tym mniej się przejmuje. Kasa zawsze łagodzi cierpienie i stratę - podsumowuje filozoficznie pan Jan. On sam miał trzy wypadki. Zawsze wychodził z nich bez szwanku. - Przyznam, że odbierałem je jako ostrzeżenie od Pana Boga, aby w życiu zwolnić, więc zwalniałem i na razie dobrze na tym wychodziłem - opowiada.
Nadal prostuje blachy. - Gdyby nie wypadki, pewnie bym zbankrutował - śmieje się. I to też jest pewien punkt widzenia.

Rozmowa z Joanną słupskim psychologiem specjalizującym się w problematyce walki ze stresem na str.18 w Magazynie Glosu Pomorza

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza