MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Życie pod presją

Redakcja
Od kwietnia 2006 roku, w którym Energa Czarni zdobyła brąz (Andrzej Twardowski z pucharem), minęło 9 miesięcy. To już zupełnie inna rzeczywistość.
Od kwietnia 2006 roku, w którym Energa Czarni zdobyła brąz (Andrzej Twardowski z pucharem), minęło 9 miesięcy. To już zupełnie inna rzeczywistość.
Rozmowa z Andrzejem Twardowskim, prezesem Energi Czarnych Słupsk

- Co się dzieje z Energą Czarnymi? Kibice nie mogą w obecnym składzie, odszukać tej rewelacyjnej drużyny, jaką pamiętają z poprzedniego sezonu.

- Nigdy do tej pory nie osiągnęliśmy takiego sukcesu jak ten brązowy medal w 2006 roku. Nie mieliśmy doświadczeń "sezonu po". Wielu kolegów z innych klubów ostrzegało mnie, że należy się spodziewać niesamowitej eskalacji oczekiwań. To co mi przekazali w formie swoich doświadczeń, sprawdza się. Dla nas to bardzo trudny sezon, ta psychoza i olbrzymia presja. A przecież u nas nie ma gwiazd. Większość z tych graczy dopiero drugi sezon gra w zawodowej koszykówce. Młodym, mało obytym zawodnikom bardzo trudno unieść ten ciężar.

- Łatwo mówić o odpowiedzialności zbiorowej. Kto pana zawiódł najbardziej?

- Miah Davis - okrzyknięty MVP poprzedniego sezonu. Oczekiwania z tego wynikające wyraźnie go paraliżują. Nadal solidnie pracuje, w niczym nie odpuszcza, podchodzi do treningów sumienie, wykonuje wszystko, co mu trener powie. Jego postawa nie wynika z zaniedbań treningowych. Ma podłoże w głowie, zawodnik może nie dawać sobie rady z oczekiwaniami.

- Czyli obecna postawa zespołu to jego wina?

- On jest "jedynką", prowadzi i odpowiada za grę. Jeżeli rozgrywający "puszcza" w obronie, to zaraz cały zespół ma problemy. On jest dyrektorem na parkiecie, jego słabsza postawa powoduje słabą obronę, nie ma wtedy też dobrze wykreowanej gry. Jak on puści "jedynkę“ przeciwnika, wtedy nasza defensywa przestaje być szczelna, przeciwnik uzyskuje przewagę, bo wygrywa pojedynek "jeden na jeden“.

- To dlaczego szukacie zawodnika na pozycję skrzydłowego, a nie "jedynki"?

- Miah Davis musi grać przynajmniej po 30 minut w meczu. Ma naturalną wydolność, a poza tym on "pali się" siedząc na ławce. Więcej pożytku będzie po tym, jak przyjdzie ktoś na inną pozycję.

- Wolicie zostawić go w takiej formie jakiej jest?

- Najlepszym rozwiązaniem byłoby rozstać się z Miahem, ale przecież on nie przestał umieć grać w koszykówkę. Wiem, że przeciwnicy bardziej czytają jego grę. Nie chcemy zabierać ludziom ich idola. Musimy mu pomóc i my, i kibice. Nie możemy wywierać aż takiej presji. On wróci do tej formy, jaką miał w poprzednim sezonie.

- No tak, ale jeśli kibice mają prawo głosu, to według nich pierwszy do zwolnienia jest Mantas Cesnauskis. Nie wnosi za wiele do drużyny.

-Trener Igor Griszczuk wciąż robi analizy tego zespołu. Jeśli popsuty jest silnik, to polakierowanie tylnego błotnika nic wielkiego nie wniesie. Cesnauskis to temat zastępczy. Nie możemy go puścić, teraz gdy przeżył mordercze i wyczerpujące treningi Griszczuka. Ma za sobą fizyczny kryzys, jego wątła postura w połączeniu z tymi zajęciami dały słabą formę. Zatracił skuteczność. Wiem jednak, jak grał w poprzednich sezonach, miał bardzo dobre statystyki. Gdy przed sezonem rozmawiałem z Hubertem Radke, który grał w barwach Anwilu przeciwko Mantasowi w Pucharze ULEB, wciąż go zachwalał.

- A Tomasz Zabłocki? To kolejne nazwisko, które kibice przywołują. Jako symbol uporu trenera i przywiązania do gry wąskim składem.

- Zabłocki nie odmieni oblicza zespołu. Nasza gra to kłopot w pierwszej piątce, nie poza nią. Możemy mówić o Davisie, był problem z Omarem Barlettem. Teraz będziemy chcieli, aby grał więcej na centrze. Bo Omar nabrał skłonności do rzutów z dystansu, to jest jego słaba strona. Jego miejsce jest pod koszem. Zresztą ufam trenerowi i jego wyborom. Potrafił z niczego zdobyć brąz. A skoro zakładamy, że jest dobry, pozwólmy mu działać w swobodny sposób.

- Czy wciąż wydaje się panu dobrym posunięciem, zakontraktowanie tej samej piątki z poprzedniego sezonu na tegoroczne rozgrywki?

- To bardzo trudno ocenić. W poprzednim sezonie po turniejach wiele osób nam wróżyło, że z takim składem nic nie osiągniemy. Wszyscy jednak wykonaliśmy masę roboty. Ale efekt przyszedł na koniec sezonu. Czy ta piątka jest dobra - zobaczymy po play off. Mamy swoje problemy. Ale ja patrzę na inne kluby. Prokom przegrał w lidze parę spotkań, Anwil zmienił trenera i wymienia zawodników. Liga w tym roku jest inna. Poziom wzrasta, coraz więcej jest groźnych zespołów. Pojawiło się kilku drogich i bardzo dobrych trenerów. Wzrósł poziom, jeśli chodzi o grę obronną i to w bardzo zdecydowany sposób.

- Ale czuje pan atmosferę w hali Gryfia. Kibice są rozczarowani grą Czarnych.

- Chciałbym, aby kibice byli z nami nie tylko na dobre, ale pomogli wtedy, gdy jest trochę gorzej. To jest destrukcyjne. Już sami zawodnicy mi mówią, że się zaczynają źle czuć w Słupsku. W ubiegłym roku byli zachwyceni, w tym dają z siebie wszystko, a jednak wszędzie im dokuczają. Jadąc taksówką, idąc na obiad, do sklepu. Z tygodnia na tydzień ta krytyka może przydołować każdego. Nawet najpewniejszego siebie.

- Czy któryś z graczy oświadczył, że jest w stanie zrezygnować z gry?

- To są zawodowcy, mają podpisane kontakty i muszą się z nich wywiązać. Ale z taką psychiką, w takim stanie emocjonalnym nie będziemy mogli nic z nich wykrzesać ponad normę.

- Ma pan plan jak przerwać to błędne koło? Widzowie są niezadowoleni - odbija się to na trenerze i na zawodnikach, którzy grają słabiej. Ludzie to widzą i wylewają swoje żale...

- Te reakcje tworzą swoisty łańcuch. Mamy punkt odniesienia i wiemy, na co stać ten zespół. Popatrzmy na inne zespoły w lidze, z którymi rywalizujemy. W tym roku mamy cztery silniejsze od nas kluby: Prokom Trefl Sopot, bez dwóch zdań, Turów Zgorzelc z fenomenalnym Saszo Filipovskim, mającym do dyspozycji zawodników z Olimpii Lublana, Śląsk Wrocław z Urlepem i szerokim składem, a jeszcze Anwil Włocławek z jego 10 milionowym budżetem. A teraz będą mieć dodatkowe 2 miliony. Po nich jest grupa podobnych zespołów: my, Polpak, Stal, Polpharma, Kager. Patrząc realnie, widzimy, że walczymy o szóste miejsce w lidze. Może być tak, że dwa zespoły z budżetem około 6 mln złotych nie zdobędą medalu - nawet brązowego. Weźmy to pod uwagę. To nie są moje urojenia.

- Ale z tego co pan teraz mówi wynika jedno, pan który swoimi działaniami dał kibicom najpierw sportowe emocje, potem poczucie dumy i radości z brązowego medalu, teraz chce uświadomić, że w tym roku tak nie będzie. Zabiera pan kibicom tę nadzieję.

- Niestety. To jest sport. Co ma powiedzieć Real Madyt? Ma największy budżet w Europie, około 300 milionów euro i masę problemów. Co zawodnik to większa gwiazda, a i tak mają kłopoty. Nasze słupskie przypadki nauczyły mnie cieszyć się z tego, co mamy. Jeszcze kilka lat temu klub nie miał prawa istnieć. Dzisiaj mamy jeden z najlepiej zorganizowanych klubów w Polsce. Ja nie pozwolę, aby zadłużyć klub tylko po to, aby kupić paru graczy. A we wrześniu będziemy się martwić czy PLK dopuści nas do sezonu. Jak będziemy mieć budżet na 2-3 miejscu w lidze, to będziemy walczyć o medale. Kibice wtedy będą mogli tego żądać. Ok. teraz mogę zadłużyć klub, ale kto we wrześniu zgasi światło i powie "nie ma kasy, koniec z koszykówką w Słupsku“.

- Odezwali się sponsorzy klubu, których niepokoi taka postawa Czarnych?

- Oni patrzą realnie, oczekują od nas szóstego miejsca. Wiedzą, że wszystko co będzie powyżej, to będzie sukces. Minimum to awans do play off. W tym sezonie większość zespołów gra lepiej w obronie. Jak się dobrze broni, to ta gra nie wygląda finezyjnie w ataku. Stąd takie odczucia kibiców. Koszykówka w Polsce przestała być atrakcyjna, stała się skuteczna. Cieszy koneserów, ale defensywa nie jest przyjemna do oglądania.

- Nie ma pan telefonów od trenerów, którzy chcą wykorzystać sytuację i mówią, że wiedzą jak wybrnąć z tego?

- Nie. Zaczynamy mieć w środkowisku opinię miasta trudnego, które wywiera - często bezpodstawną - presję. Boją się tego.

- Jak - według pana - znosi to Griszczuk?

- Jest w dołku psychicznym. Ale jest ambitny, ciężko pracuje, wciąż zdobywa doświadczenia w roli trenera. Ma świadomość, że zrobił dla naszego miasta coś wielkiego, a teraz mocno boli go to, co się dzieje. Nie mówi tego głośno, ale widzę to po nim wyraźnie. Przypominam sobie jak po zakończeniu poprzedniego sezonu długo rozmawiałem z Tomasem Pacesasem z Prokomu Trefla. Powiedział - "Zobaczy pan, na co się skazał tym brązowym medalem. Od nas kibice wciąż żądają tylko zwycięstw, zwycięstw 30 punktami i zwycięstw w oszałamiającym stylu. W Słupsku teraz będziecie mieć tak samo." Jak ja mu wtedy nie chciałem uwierzyć. Teraz wiem, że Pacek miał rację.

Rozmawiał Rafał Szymański

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza